Publikacje
Ihor Usatenko (PAP): Nie tak dawno w wywiadzie dla Simona Shustera Julia Nawalna powiedziała, że „dobrzy Rosjanie” to bardzo złe określenie i że ukraiński rząd błędnie obwinia za wojnę rosyjskich obywateli, a nie dyktatora. Pan w wywiadach i komentarzach podkreślał, że Putin jest wrogiem ukraińskiej teraźniejszości, zaś rosyjscy liberałowie są wrogami przyszłości. Co Pan przez to rozumie?
Wachtang Kebuładze: Nawalna straciła najbliższą osobę, przeżyła osobistą tragedię, jej mąż został zamordowany w sposób haniebny. Ma prawo do własnego zdania, którego ja jednak nie podzielam. Mówiąc o Rosjanach, nie mam na myśli przynależności etnicznej, lecz raczej tożsamość kulturową i polityczną, której posiadaczami mogą być nie tylko przedstawiciele narodu tytularnego. Moja teza więc jest taka, że we współczesnym świecie Rosjanie nie stworzyli własnego politycznego narodu nieimperialnego. W świecie, w którym najwyższymi kolektywnymi organami decyzyjnymi są struktury Organizacji Narodów Zjednoczonych, nadal brane są pod uwagę opinie narodów politycznych, charakteryzujących się określoną tożsamością.
Rosjanom udało się zbudować imperia (carskie, bolszewickie, putinowskie), ale nie udało się stworzyć własnego narodu politycznego, którego głównym dobrem społecznym byłoby coś poza chęcią dominowania nad innymi
Fakt, że Putin i cały kremlowski gang wokół niego to wrogowie ludzkości, którzy zainteresowani są tylko chaosem i destabilizacją, zaczyna być rozumiany na całym świecie. To dlatego Stany Zjednoczone w końcu zgodziły się dostarczyć nam broń. Putin nie niesie pozytywnego wizerunku Rosji. Zamiast tego rosyjscy liberałowie tworzą iluzoryczny obraz, zgodnie z którym powodem agresywnej polityki ich kraju jest wola wyłącznie jednej osoby, a nie zbiorowe żądanie milionów. Liberałowie, którzy chcą utrzymać Rosję w jej dotychczasowych granicach, tworzą fałszywy obraz przyszłości tego kraju i skazują nas wszystkich na ciągłe niebezpieczeństwo. Nie oferują innych, nieimperialnych modeli tego kraju, których tak dotkliwie brakuje zarówno w sensie historycznym, jak czysto koncepcyjnym. Jeśli spojrzymy na wizje rozwoju Rosji – od Bierdiajewa do Sołżenicyna, to zobaczymy, że rosyjska wyobraźnia społeczna nie buduje innej Rosji niż imperialna. A wyobraźnia społeczna jest bardzo potężnym narzędziem kształtowania rzeczywistości. Zgadzam się tu z Benedictem Andersonem, który mawiał, że „nations are narrations”.
Przemiana w kogoś innego jest zawsze niepokojąca. Aby to zrobić, trzeba się przeobrazić, stać się bardziej nowoczesnym.
Dopóki tak się nie stanie, dopóki Rosjanie będą pielęgnowali swoją „dziką naturę”, ludziom takim jak Putin łatwo będzie gromadzić destrukcyjną energię entropii społecznej i kierować ją na wojnę
Nie tylko przeciwko Ukrainie. Nie zapominajmy, że przed obecną wojną, w erze postsowieckiej, miała miejsce agresja przeciwko Mołdawii, Czeczenii (Iczkerii), Gruzji i Syrii.
W jednym ze swoich esejów pisze Pan, że dojrzałe społeczeństwa powinny mieć nie tylko własny panteon, ale i bestiariusz. Na czym polega trudność? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tworzenie bestiariusza przestępców nie jest trudne.
Wymyśliłem taką metaforę wspólnie z Jurijem Andruchowyczem. Łatwiej stworzyć poczet „obcych” zbrodniarzy, jak Stalin czy Hitler, w przypadku tych złoczyńców wszystko jest jasne. Ale co robić z naszymi przestępcami? Jeśli nie spojrzymy obiektywnie na naszą przeszłość, nie powiemy sobie, że ta postać jest naszym bohaterem, a tamta zbrodniarzem, lub – choć czasem może okazać to jeszcze większą przykrością – że ktoś miał kontrowersyjną biografię i ma na kocie zarówno konstruktywne, jak destruktywne rzeczy, to wtedy zamiast naszej opowieści, zapanuje inna narracja o nas samych, snuta przez naszego wroga. Będzie ona użyteczna dla niego, a nie dla nas.
W studiach postkolonialnych istnieje artykuł programowy o tytule „Can the Subaltern Speak?” Gayatri Chakravorty Spivak, w którym badaczka stwierdza, że pierwszą rzeczą, jaką kolonizator czyni osobie podporządkowanej, jest odebranie jej języka i zdolności do autoprezentacji. Przykładem może być ukraińskie podziemie nacjonalistyczne, które walczyło o utworzenie niepodległego, zjednoczonego państwa metodami zbrojnymi i ideologicznymi. Niemożność przedstawienia konkretnych ludzkich historii jego członków przez długi czas doprowadziła do czarno-białych interpretacji działalności ruchu. Podczas II wojny światowej jego oddziały walczyły na dwa fronty: przeciwko nazistom i przeciwko Armii Czerwonej. Jednak, jak zresztą wszędzie, byli wśród nich kolaboranci i zbrodniarze wojenni.
Jeśli jednak nie opowiemy teraz własnej historii, nie znajdziemy odwagi, by przyznać się do błędów, potępić zbrodnie i odpokutować za nie, broniąc jednocześnie prawdziwych bohaterów, ludzie nadal będą wierzyć, że na przykład członkowie OUN strzelali do ludzi w wąwozie Babi Jar, a nie byli wśród jego ofiar
Należy pamiętać, że Rosjanie nie przerabiają drażliwych epizodów ze swojej historii. Miesiąc temu przemawiałem w Düsseldorfie i zadano mi pytanie o możliwość wybaczenia Rosjanom w przyszłości. Usłyszałem, że przecież Niemcom wybaczono. Przepraszam, ale nigdy od Rosjanina czy Rosjanki nie słyszałem błagań o przebaczenie! Wręcz przeciwnie, oni wolą publicznie twierdzić, że to tylko Putin ponosi odpowiedzialność za wojnę, i nie przyznawać się do winy. A przecież to ich kraj! Mieszkali tam, kiedy rozpoczęła się agresja przeciwko suwerennym krajom, nie widzieli nic złego w tym, żeby tam pracować, płacić podatki i inwestować swoje pieniądze. Pytam: czy Rosja kiedykolwiek miała swojego Willy'ego Brandta? Przypomnę, że ten niemiecki kanclerz, który w żaden sposób nie był kojarzony z nazistami, sprzeciwiał się im i był przez nich prześladowany, uklęknął przed pomnikiem ofiar warszawskiego getta w 1970 roku. Później powiedział, że „zrobił to, co ludzie robią, gdy zwykle brakuje im słów”. Wstydził się za Niemców. Rosjanie nie wstydzą się swoich czynów.
Musimy więc różnić się od nich i musimy prowadzić dialog z naszymi sąsiadami na temat wzajemnych historycznych krzywd. Zwłaszcza z Polakami
Albo z Węgrami. Wszyscy jesteśmy oburzeni stanowiskiem Węgier, ale zadajmy sobie pytanie, czy w 1956 roku, kiedy wojska radzieckie stłumiły powstanie węgierskie w Budapeszcie, nie było wśród nich Ukraińców? Oczywiście, to byli homo sovieticus, ale jednak. Wśród tych ludzi byli przodkowie dzisiejszych obywateli Ukrainy. Tak samo było w Czechosłowacji w 1968 roku. Stało się tak, ponieważ żyliśmy w strasznym imperium sowieckim, gdzie byliśmy niewolnikami, a w pewnym sensie nawet gorzej – byliśmy niewolnikami niewolników, ponieważ Rosjanie w swojej większości byli niewolnikami w swoim domu.
Tak, ale Węgry, a raczej ich władze, kierują się innymi motywami niż historyczne pretensje do Ukraińców i Ukrainy, gdy działają przeciwko jej suwerenności. Ale to wyjątek. Kraje Europy Środkowej (i nie tylko one) jej pomagają, przede wszystkim ze względu na własne interesy bezpieczeństwa i poprzez zmianę optyki postrzegania Ukrainy. Sami Ukraińcy odgrywają ważną rolę w zmianie tej optyki. Na przykład Finlandia udziela obecnie znacznej pomocy, a swego czasu cała dywizja Ukraińców z Polesia zginęła w krwawej bitwie pod Suomussalmi, co zostało opisane przez jej bezpośredniego uczestnika. Jego książka zostanie wkrótce wydana w języku ukraińskim przez kijowskie wydawnictwo. Wszystko to prowadzi mnie do następującego pytania: czy Ukraina powinna liczyć na ruchy emancypacyjne narodów w Rosji?
O ile takie ruchy istnieją. Nie jestem ekspertem w tej kwestii, ale obawiam się, że imperialne czyszczenie kulturowych, intelektualnych i duchowych sił tych narodów mogłoby być skuteczne. W żaden sposób nie obwiniam tutaj ofiary. Nasz kraj również uzyskał niepodległość dopiero w 1991 roku, ale Ukraińcy mieli szczęście odnalezienia zasobów we własnej pamięci historycznej i rodzimym słowie. To właśnie w nim odnaleźliśmy część naszej politycznej, a nie nawet etnicznej tożsamości. Ponadto mieliśmy inne doświadczenie historyczne i nie byliśmy pozbawieni kontaktów z cywilizowanymi narodami.
A poza tym czas spędzony w imperium też ma ogromne znaczenie...
Jak najbardziej. Dlaczego narodom bałtyckim udało się stosunkowo łatwo uciec z sowieckiej niewoli i skutecznie przetransformować? Ponieważ mieli szczęście być w niej krócej. My tkwiliśmy w imperium dłużej, podczas gdy niektóre nieszczęsne narody przebywają w nim od stuleci. Być może ludy w środku Rosji zdołają wciąć przykład od Tatarów krymskich. Pomimo ludobójstwa i deportacji przetrwali i zachowali odrębność kulturową i etnograficzną, a co ważniejsze, przyjęli nowe wartości i stali się integralną częścią ukraińskiej przestrzeni politycznej i mentalnej.
Na tym polega siła narodu politycznego. Można być ukraińskim Żydem, ukraińskim Polakiem, ukraińskim Tatarem krymskim albo gruzińskim patriotą Ukrainy
Wśród zachodnich i ukraińskich polityków toczy się debata o tym, co można uważać za zwycięstwo Ukrainy w wymiarze politycznym i militarnym. A jak to zwycięstwo powinno wyglądać w wymiarze kulturowym?
Nie powinniśmy zakładać, że zakazanie wytworów rosyjskiej kultury automatycznie stworzy miłość do wszystkiego, co ukraińskie, że dzięki temu będzie to nowatorskie i wysokiej jakości. Jednak ważnym krokiem powinno być umysłowe przekształcenie Rosji z przedmiotu propagandy i szerzenia antyukraińskich wpływów w obiekt krytycznych badań. Musimy przezwyciężyć nasze kompleksy i znaleźć elementy naszego pokrewieństwa z Europą, regionem, z którym jesteśmy organicznie związani nie tyle geograficznie, co kulturowo, mentalnie i pod względem wspólnych wartości. Musimy kontynuować naszą dekolonizację, nie wstydząc się tego, że w przeszłości mogło nam brakować pewnych warstw kultury. Prawie wszyscy nasi sąsiedzi nie mieli własnej ciągłej filozoficznej tradycji narodowej. Nie osobnej szkoły, ale właśnie tradycji.
Wybitni filozofowie z Europy Środkowej i Wschodniej w większości reagowali na to, co powstawało na Zachodzie. Czy to jednak przeszkadza im się czuć częścią Europy?
Dotyczy to również niektórych naszych rodaków, którzy może nie czują sentymentu do współczesnej Rosji, ale uważają, że nie możemy wejść do współczesnego świata bez klasycznej literatury rosyjskiej
No dobrze, ale polscy czytelnicy mogą zapytać: dlaczego rosyjska literatura jest tak niebezpieczna dla Ukraińców? Albo: co jest nie tak z tym przysłowiowym "Tołstojewskim” (jak pisał Pierre Bayard), tak lubianym na Zachodzie?
Motywem przewodnim Dostojewskiego jest coś, co nazywam „zadowoleniem z własnej degradacji”. To nie jest Charles Dickens z jego krytyką społeczną. To jest jak narkotyk, którym można się delektować, dopóki on cię nie zniszczy.
Sytuacja z Tołstojem jest bardziej skomplikowana, ponieważ nie był on klasycznym imperialistą, potępiał wojny kolonialne i głosił pacyfizm. Jego zgubny wpływ polegał na wierze w boskość i wyjątkowość narodu rosyjskiego oraz w to, że cywilizacja, a tym samym i Zachód, jest trucizną. To fikcyjny obraz głębokiej i tajemniczej Rosji, która nigdy tak naprawdę nie istniała i którą można łatwo manipulować.
Nie ma wątpliwości, że Dostojewski, Tołstoj i Bułhakow, który urodził się w Kijowie, byli utalentowanymi pisarzami. Jednak, po pierwsze, ich twórczość została nam narzucona, wszystko inne spychając na margines. Przykładem może być rosyjskojęzyczna powieść „W moim rodzinnym mieście” Wiktora Niekrasowa, kijowianina, który kochał swoje miasto i nie był imperialistą, czy dzieła pisarzy żydowskich. Jestem gotów wyobrazić sobie Kijów bez rosyjskiego szowinisty Bułhakowa, ale nie wyobrażam go sobie bez humanisty Szolema Alejchema.
Po drugie, często pomijamy wtórny charakter niektórych dzieł. Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że Hoffmann poruszał podobne wątki w „Diablich eliksirach”, Meyrink w „Golemie” czy „Aniele w zachodnim oknie”. Inna powieść o Kijowie, „Miasto” Waleriana Pidmohylnego, która dopiero co została przetłumaczona na język polski, jest znacznie bardziej modernistyczna i innowacyjna.
Po trzecie, bardzo mało wiemy o naszym własnym dziedzictwie. Na przykład Charków i Odessa w dziewiętnastowiecznej klasycznej literaturze rosyjskiej to albo prowincja, albo zakurzone wygnanie, podczas gdy Odessa Dowżenki czy Janowskiego – to modernizm nad Morzem Czarnym, a Charków Jurija Szewelowa i „rozstrzelane odrodzenie” [termin ten został upowszechniony po wydaniu przez Instytut Literacki z inicjatywy Jerzego Giedroycia i „Kultury” almanachu ukraińskiej prozy i poezji z lat 1917–1933 – PAP] to niezwykły fenomen kulturowy.
Może więc nadszedł czas poznania swojej własnej kultury, by dokonać bardziej świadomego wyboru?
Wachtang Kebuładze jest ukraińskim filozofem, publicystą i tłumaczem. Doktor nauk filozoficznych, profesor Narodowego Uniwersytetu Kijowskiego im. Tarasa Szewczenki. Autor książek z zakresu fenomenologii, współprzewodniczący Ukraińskiego Towarzystwa Fenomenologicznego. Członek ukraińskiego PEN Clubu. Laureat nagrody imienia Jurija Szewelowa (2016). Wokalista zespołu „Dżinn”.
Tekst ten jest dostępny w wersjach ukraińskiej i polskiej także na stronie PAP.PL
Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że motywy zawarte w tym dziele były poruszane niejednokrotnie – mówi w rozmowie z PAP.PL ukraiński filozof, tłumacz i działacz społeczny
"Musimy bronić tego, co mamy, do końca, i to doceniać. Bo właśnie Marija Prymaczenko kochała swoją naturę, kulturę, swój kraj i swoją rodzinę. Kiedy był ten cały sowietyzm, kiedy artyści byli zmuszani do wprowadzania pewnych aspektów (sowieckich - PAP) do swojej twórczości, Maria bardzo pięknie tego unikała. Zawsze pozostawała sobą, nie pozwalała nikomu zmieniać siebie i swojej twórczości" - podkreśla Anastasija Prymaczenko, prawnuczka Marii Prymaczenko oraz założycielka i dyrektorka Fundacji Rodziny Prymaczenko.
Jej zdaniem Maria Prymaczenko nie miała innego wyboru, jak dołączyć do świata sztuki, ponieważ pochodziła z twórczej rodziny. "Wszystko, co spotkało ją w życiu, skłoniło ją do tworzenia sztuki, do stworzenia swojego fantastycznego, cudownego świata. Urodziła się w bardzo kreatywnej rodzinie. Jej ojciec Oksentij był cieślą i wszechstronną osobowością. Rzeźbił z drewna. Matka Marii była miejscową znaną hafciarką"- opowiada prawnuczka Prymaczenko.
Malarstwo Marii Prymaczenko często nazywa się "sztuką naiwną". "Mój dziadek Fedir, syn Marii, naprawdę niel ubił tego określenia. Bo to wcale nie jest sztuka naiwna. To sztuka współczesna, która nie przypomina niczego istniejącego w ogóle. To nowy świat, który ma wiele znaczeń i swoją silną filozofię. Tak więc naiwność jest bardzo złym sposobem opisywania Marii i jej pracy" - zaznacza Anastasija.
Dla Prymaczenko wojna była bardzo bolesnym tematem. "Jej biografia i historia są bardzo zbliżone do obecnych wydarzeń. Maria straciła ukochanego, a wojna odebrała jej szansę na szczęście. W obrazach o tematyce wojennej pokazywała walkę dobra ze złem. W jej obrazach widzimy, że dobro zawsze zwycięża" - opowiada Anastasija.
Wioska Marii znajdowała się w pobliżu strefy czarnobylskiej. Katastrofa w elektrowni atomowej była dla niej tragiczną i osobistą historią, która wpłynęła na jej twórczość.
"Jej siostrzeniec Walerij Chodymczuk był w dzień awarii właśnie w tym reaktorze. To była jego zmiana w pracy. Zmarł zaraz po wypadku. Wszystkie obrazy z motywem Czarnobyla były dedykowane właśnie jemu. Na przykład jej kultowy obraz przedstawiający lecącego ptaka z tytułem +Ciało rozproszone na milion atomów+" - opowiada Anastasija.
Marija Prymaczenko stworzyła ponad 3 tys. obrazów. "Przez całe dzieciństwo słuchałam od dziadków, jak to się odbywało. Malowała codziennie, zawsze wiedziała, że ktoś na pewno dziś do niej przyjdzie. Ich dom rodzinny był jak otwarta galeria, która działa 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Było to miejsce, w którym przyjmowało się gości i rozmawiało o sztuce" - przypomina Anastasija.
Obrazy malarki są rozrzucone po całym świecie, ponieważ "jeśli kogoś lubiła, zawsze dawała mu obraz lub dwa. Obrazy mogły nie być jeszcze gotowe, ale i tak je rozdawała" - mówi prawnuczka Prymaczenko.
"Marija inspiruje wielu artystów i Ukraińców. Na szczęście od początku inwazji [Rosji na Ukrainę] na pełną skalę zaczęliśmy doceniać to, co nasze. Powiem szczerze, że od wielu lat o to walczę, promuję sztukę Marii w Ukrainie i na świecie. W Ukrainie było to dla mnie trudne, ponieważ widziałam, że nasi ludzie w większości nie wiedzieli, kim naprawdę była Marija Prymaczenko. A teraz stało się to trendem. Bardzo trudno jest nie lubić artystki, która ma tak wiele obrazów i bajkowych postaci trafiających do serca".
Marija Prymaczenko (1909-1997) jest uważana za jedną z najważniejszych ukraińskich artystek XX wieku. Urodziła się w Błoniu na Polesiu w chłopskiej rodzinie. Choć nigdy nie otrzymała formalnego artystycznego wykształcenia, całe życie zajmowała się malarstwem i haftem. Jej prace prezentowane były na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. W 1966 roku otrzymała Nagrodę Narodową im. Tarasa Szewczenki przyznawaną za szczególne osiągnięcia kulturalne.
Na stronie PAP tekst dostępny jest w języku ukraińskim.
Musimy się uczyć od Marii Prymaczenko nigdy się nie poddawać. Musimy być ludźmi, którzy znają swoją wartość i wyjątkowość, swoją kulturę i korzenie - powiedziała Anastasija Prymaczenko, prawnuczka jednej z najważniejszych ukraińskich artystek.
Wielka Brytania zapewni Ukrainie pomoc wojskową w wysokości 3 mld funtów rocznie.
Zapowiedział to minister spraw zagranicznych David Cameron w wywiadzie dla agencji Reuters podczas wizyty w Kijowie 2 maja: - Będziemy dawać trzy miliardy funtów rocznie tak długo, jak będzie to konieczne.
Brytyjski urzędnik podkreślił również, że Ukraina ma prawo używać broni z Wielkiej Brytanii do atakowania celów w Rosji: - Ukraina ma takie prawo kiedy Rosja atakuje ukraińskie terytorium.
Minister zauważył, że perspektywy nowych dostaw brytyjskiej broni na Ukrainę są niejasne: - Naprawdę wyczerpaliśmy wszystko, co mogliśmy dać w zakresie sprzętu i broni. Część tego sprzętu przyjechała do Ukrainy dzisiaj.
Po rozmowach z Cameronem, Zełenski podziękował Wielkiej Brytanii za ogłoszony w zeszłym tygodniu nowy pakiet pomocy obronnej o wartości pół miliarda funtów:
- Zapewnienie tego pakietu, wraz z decyzją USA o udzieleniu pomocy, ma dla nas ogromne znaczenie w tym kluczowym momencie.
I hosted UK Foreign Secretary @David_Cameron.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) May 3, 2024
I informed the Foreign Secretary about the situation on the frontlines. It is important that the weapons included in the UK support package announced last week arrive as soon as possible. First of all, armored vehicles, ammunition,… pic.twitter.com/NupPdsaCjQ
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron rozpoczął rozmowy z Ukrainą na temat 100-letniego partnerstwa, nowej umowy mającej na celu pogłębienie stosunków między oboma krajami, poinformowała ambasada.
To nowa umowa, która zbuduje silniejsze więzi między naszymi dwoma krajami w pełnym zakresie: od handlu, bezpieczeństwa i obrony, po naukę i technologię, edukację, kulturę i wiele innych. W rozmowach ze swoim odpowiednikiem, Dmytro Kulebą, Cameron skupił się na przyspieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w szczególności na systemach obrony powietrznej. Ponadto omówili kolejne kroki, które pozwolą na wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów z korzyścią dla Ukrainy.
It was great to have @David_Cameron in Kyiv to focus on speeding up military aid to Ukraine, particularly air defense, as well as our joint preparations for upcoming international events.
— Dmytro Kuleba (@DmytroKuleba) May 3, 2024
We also focused on the next steps to enable the use of frozen Russian assets for Ukraine’s… pic.twitter.com/4waEOTYyGb
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron spotkał się w Kijowie z Wołodymyrem Zełenskim. Zapewnił, że ukraińskie siły zbrojne mogą użyć brytyjskiej broni do uderzenia na cele w Rosji
– Konkurencja ukraińskiego rolnictwa jest nieunikniona i trzeba się do niej dobrze przygotować. Sposobem na to nie jest blokowanie granicy – ocenił prof. Wawrzyniec Czubak.
Przewagi konkurencyjnej musimy szukać według niego w wyższej wartości dodanej dla surowców rolnych: rozwoju produkcji zwierzęcej w gospodarstwach indywidualnych, przetwórstwie rolno-spożywczym, budowaniu jakości i marki polskich produktów. Zdaniem prof. Czubaka obawy, że napływ ukraińskiego zboża zdemoluje polskie rolnictwo, są mocno przesadzone. Demonizowane są również konsekwencje przyszłej akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej.
Jak wskazał, Ukraina eksportuje przede wszystkim surowce rolne, tj. zboża i kukurydzę. Jest też znaczącym światowym eksporterem oleju słonecznikowego.
– Europa nie jest jednak tradycyjnym kierunkiem dla ukraińskiego eksportu, który przed wojną trafiał przede wszystkim do Azji i krajów Afryki Północnej.
Jeśli uda się utrzymać szlaki czarnomorskie i eksport na te rynki, ograniczone zostanie ryzyko, że ukraińskie zboże będzie lokowane na rynkach europejskich, w tym w Polsce
Według Czubaka sytuacja ulegnie zmianie wraz z przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej, gdyż wtedy może nastąpić tzw. „efekt tworzenia nowej siły i ruchu rynkowego” w handlu zagranicznym — to znaczy, korzystając z udziału Ukrainy w jednolitym rynku europejskim, znaczna część ukraińskich produktów rolnych trafi do UE, w tym na rynek polski.
Zapewnił, że wbrew powszechnemu przekonaniu eksport ukraińskich zbóż nie będzie czynnikiem, który radykalnie zmieni równowagę sił i zniszczy rynek UE, chociaż jego wpływ będzie oczywiście namacalny:
— Ważne jest, aby być świadomym skali europejskiego rolnictwa. Obecnie UE produkuje 280 milionów ton zboża, a cały ukraiński eksport wynosi obecnie 20 milionów ton rocznie.
Wejście Ukrainy do Unii Europejskiej jest w opinii profesora kwestią czasu. Zaznaczył jednak, że będzie ono poprzedzone procesem akcesyjnym, jaki zastosowano wobec wszystkich przyjętych wcześniej krajów, a jednym z kluczowych obszarów negocjacyjnych będzie rolnictwo. Ukraina będzie musiała spełnić wszystkie kryteria konwergencji.
– Zajmie to jeszcze wiele lat, więc możemy się do tego przygotować. Jeśli jednak ten czas prześpimy, zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne, a konkurencyjność polskiego rolnictwa zostanie poważnie zachwiana – stwierdził.
Zdaniem Czubaka w Polsce od wielu lat brakuje długofalowej polityki rolnej. Zamiast tego są doraźne działania sterowane politycznie, czy wymuszane np. przez rolnicze protesty:
– Rolnicy wywalczyli odroczenie wejścia w życie Zielonego Ładu i wprowadzenie embarga na produkty z Ukrainy. Ale to nie zapewni mocnej pozycji konkurencyjnej polskiego rolnictwa w przyszłości.
Przykładem błędów w polityce rolnej jest też dystrybucja środków pomocowych:
– Zamiast skoncentrować się na proinwestycyjnych działania skierowanych do dużych, towarowych gospodarstwach, rozprasza się środki, na przykład przenosząc część z nich z funduszy restrukturyzacyjnych (tzw. II filaru Wspólnej Polityki Rolnej) na dopłaty bezpośrednie.
Ekspert jest przekonany, że polskie rolnictwo będzie mogło skutecznie konkurować z ukraińskim, o ilei skoncentruje się na tych segmentach produkcji, w których ma przewagę:
– Domeną ukraińskiego rolnictwa jest, jak wspomniałem, produkcja tzw. surowców pierwotnych: zbóż podstawowych, kukurydzy. Według różnych źródeł od jednej trzeciej nawet do połowy areału należy tam zaś do agroholdingów, czyli wielkoobszarowych kompleksów rolnych, gdzie efekt skali jest ogromny. To są olbrzymie przedsiębiorstwa, w których stosowane są nowoczesne technologie upraw, a zarządzają nimi wysoko wykwalifikowani menedżerowie.
Polscy rolnicy nie mają szans, by w tym segmencie produkcji z nimi konkurować
Czubak upatruje szans na rozwój polskiego rolnictwa w zwiększaniu produkcji zwierzęcej. Wskazał przy tym, że w Polsce jest ona znacznie większa niż w Ukrainie:
– Produkuje się u nas dwa razy więcej żywca wołowego, a w przypadku trzody chlewnej proporcje są jeszcze bardziej korzystne.
W Polsce istnieje też przestrzeń do rozwoju chowu świń.
– W szczytowym momencie mieliśmy w kraju nawet 21 mln sztuk. Dziś mamy niewiele ponad 9 mln, co oznacza, że mamy możliwość zagospodarowania kilku milionów ton zbóż, które mogłoby być wykorzystane do karmienia zwierząt.
Kolejną ważną sprawą jest opracowanie przemyślanego programu rozwoju przemysłu rolno-spożywczego.
– Musimy zbudować drobne przetwórstwo z wartością dodaną na poziomie gospodarstwa rolnego – mówi prof. Czubak. – Oczywiście nie chodzi o to, żeby rolnik otwierał przy gospodarstwie piekarnię, czy masarnię.
Ale duzi producenci rolni mogliby zakładać grupy producenckie czy spółdzielnie, by wspólnie produkować pasze, mieć udziały w lokalnych młynach itp.
Niezbędne jest też wykreowanie polskich marek rolno-spożywczych na międzynarodowych rynkach, co wymaga nie tylko pracy, ale i nakładów finansowych.
– Obecnie nie mamy ani jednej. Powinniśmy brać przykład z Włoch, Szwajcarii czy Francji, gdzie koszty pracy są znacznie wyższe niż u nas, a mimo to dzięki rozpoznawalnym brandom tamtejsze produkty rolno-spożywcze, np. sery, sprzedawane są z dużą wartością dodaną – podkreślił naukowiec.
Polskie rolnictwo nie uniknie konkurencji ze strony producentów z Ukrainy, bo prędzej czy później ten kraj wstąpi do UE – powiedział w rozmowie z PAP prof. Wawrzyniec Czubak z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zaznaczył, że jeśli się do tego nie przygotujemy, czeka nas bolesne zderzenie z realiami rynku
Siła i bezpieczeństwo Polski zależy nie tylko od tego, ile mamy dywizji i ile mają ich nasi sojusznicy oraz wrogowie- powiedział szef polskiego MSZ podczas czwartkowego expose w Sejmie. - Zależy także od roli, jaką nasz kraj odgrywa w społeczności międzynarodowej, od tego, czy Polska będzie postrzegana jako odpowiedzialny członek tej społeczności
Sikorski dodał, że wielkość polskiej pomocy rozwojowej i humanitarnej znacząco wzrosła od czasu rosyjskiej inwazji.
W ciągu ostatnich dwóch lat staliśmy się głównym darczyńcą pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Łącznie ministerstwa polskiego rządu wydały 16 miliardów euro na wszechstronną pomoc Ukrainie i ukraińskim uchodźcom wojennym - zaznaczył szef MSZ
Zwrócił uwagę, że środki na współpracę rozwojową w gestii MSZ są znacznie mniejsze.
- W 2023 roku wyniosły prawie 450 milionów złotych. W tym roku przeznaczymy na ten cel prawie 600 milionów złotych - zadeklarował.
Dodał, że udział Polski w finansowaniu Oficjalnej Pomocy Rozwojowej Unii Europejskiej za pośrednictwem składki członkowskiej do budżetu UE to prawie 800 milionów euro. A wpłata do Europejskiego Funduszu Rozwoju uiszczana przez MSZ wynosi ponad 30 milionów euro..
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińskuw języku.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/65f503c996558e6705bc0d6d_imgonline-com-ua-Resize-6Ef1jlBkJPkN-p-800.jpg">„Przeczytaj także: „Radosław Sikorsky: „Niech Putin zobaczy, że my też wiemy, jak robić niespodzianki”</span>
Polska największym na świecie dawcą pomocy humanitarnej dla Ukrainy w przeliczeniu na mieszkańca
„Demonstracja siły w Waszyngtonie pokazała znaczne wpływy Polski, kraju należącego pod względem militarnym do wagi ciężkiej” – piszą Stefanie Bolzen i Philipp Fritz w artykule, który ukazał się 23 kwietnia wieczorem w wydaniu internetowym niemieckiego dziennika.
Zdaniem autorów znaczenie, jakie Polska ma obecnie w NATO, umożliwia jej wywieranie wpływu na sojuszników. Polscy dyplomaci mogli odegrać ważną rolę w osiągnięciu porozumienia w USA w sprawie pomocy dla Ukrainy.
„W przeciwieństwie do europejskich sojuszników, władze w Warszawie dysponują ważnymi instrumentami” – ocenili Bolzen i Fritz
Publicyści „Die Welt” przyjęli za punkt wyjścia do swoich rozważań niedawną wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie i jego spotkanie z Donaldem Trumpem. „Mieliśmy cztery wspaniałe lata” – cytuje Dudę niemiecka gazeta i dodaje, że Trump nazwał polskiego prezydenta przyjacielem. Obaj politycy rozmawiali o wojskowym wsparciu dla Ukrainy i zwiększeniu wydatków na obronę państw NATO.
„Die Welt” przypomina, że Duda już w marcu podczas wizyty w Waszyngtonie domagał się publicznie zwiększenia przez wszystkie kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego budżetu na obronność z 2 do 3 proc. PKB. Jak piszą autorzy, postawa prezydenta RP z pewnością podoba się Trumpowi, tym bardziej że Polska wydaje ponad 4 proc. na wojsko.
Krótko po spotkaniu Trumpa z Dudą Republikanie odwołali wielomiesięczną blokadę pomocy dla Ukrainy w wysokości 61 mld dolarów. Co było przyczyną zmiany stanowiska? – zastanawiają się Bolzen i Fritz.
Wśród możliwych powodów wymienili spotkanie przewodniczącego amerykańskiej Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona z ukraińskimi chrześcijanami, dynamikę sytuacji wewnętrznej w USA i obawę, że porażka Ukrainy w wojnie z Rosją mogłaby zagrozić amerykańskim interesom
„Być może przyczyną były jednak zabiegi prezydenta Dudy w celu przekonania Trumpa? Jest przecież jego dawnym przyjacielem – czytamy w „Die Welt”. – Być może pewną rolę odegrały wszystkie wymienione czynniki – piszą Bolzen i Fritz. – Mało znany jest jednak fakt, że Polska przeprowadziła w minionych tygodniach w Waszyngtonie dyplomatyczną ofensywę, aby doprowadzić do przekazania Ukrainie potrzebnej pomocy wojskowej”.
Ich zdaniem polscy doradcy polityczni, dyplomaci i politycy, w tym szef komisji spraw zagranicznych Sejmu Paweł Kowal, „uwijali się” w ostatnim czasie po Stanach Zjednoczonych.
„Die Welt” przypomniał, że kilka tygodni temu prezydent Duda razem z premierem Donaldem Tuskiem byli w Białym Domu. To była „niezwykła” wizyta, gdyż prezydent i premier należą do dwóch skłóconych obozów politycznych. Widać jednak, że w sprawach bezpieczeństwa Polski działają wspólnie. Z polskiego punktu widzenia widać, że bezpieczeństwo zależy bezpośrednio od sytuacji Ukrainy.
„Polska jako państwo frontowe na wschodniej flance NATO, należące pod względem wojskowym do wagi ciężkiej i pełniące rolę punktu przerzutowego dla transportów broni do Ukrainy, stała się jednym z centralnych członków NATO” – podkreślili niemieccy publicyści. Wizyty sekretarza generalnego Sojuszu Jensa Stoltenberga i premiera Wielkiej Brytanii Rishiego Sunaka 23 kwietnia w Warszawie są tego potwierdzeniem.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66282e2d26ed652046a68a57_EN_01617705_0040.jpg">„Jesteśmy wielkimi potęgami wojskowymi, które pomagają Ukrainie” — Rishi Sunak w Warszawie</span>
„Die Welt” zwraca uwagę na „tradycyjnie bliskie relacje” Polski z USA.
„Stany Zjednoczone są jedynym krajem, który jest wiarygodnym gwarantem bezpieczeństwa” – cytuje eksperta z Polityka Insight Marka Świerczyńskiego niemiecka gazeta.
Zdaniem autorów, Polska dysponuje instrumentami nacisku na USA, jakich nie posiadają inne kraje europejskie.
„W Waszyngtonie dostrzega się, że Polska wydaje dużo pieniędzy na obronę” – tłumaczy Świerczyński. „Die Welt” przypomina, że Polska przy zakupach broni preferuje amerykańskich producentów. Polska dostaje amerykańskie kredyty na korzystnych warunkach, co świadczy o tym, że USA traktują ją jak poważnego partnera.
Bolzen i Fritz zwracają uwagę na 10 mln Amerykanów polskiego pochodzenia. Wielu z nich jest nadal związanych z dawną ojczyzną i głosuje w wyborach na tego kandydata, który uwzględnia w swoim programie bezpieczeństwo Polski. Trump zabiegał już w 2017 roku o głosy Polonii. Ale i Demokraci mają „ciepłe słowa” dla „Polish Americans”, którzy mieszkają w swing states na Środkowym Zachodzie, gdzie do wyborczego zwycięstwa wystarczy czasami niewielka przewaga głosów.
Duda mógł o tym Trumpowi przypomnieć – zauważyli autorzy
„Polska strona milczy o szczegółach. Spotkanie Dudy z Trumpem jest sygnałem w kierunku pozostałych Europejczyków, że w przypadku zwycięstwa Trumpa Polska może pełnić rolę kraju otwierającego drzwi do republikańskich elit. I to niezależnie od wpływu na uwolnienie pakietu pomocy dla Ukrainy” – piszą w konkluzji Bolzen i Fritz.
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińskuw języku
Po ataku Rosji na Ukrainę Polska stała się państwem frontowym i jednym z kluczowych członków NATO. W relacjach z USA władze w Warszawie dysponują atutami, których nie mają inni europejscy sojusznicy. Jaką rolę odegrała Polska w odblokowaniu pomocy dla Ukrainy? – zastanawia się "Die Welt"
Analityk przypomniał, że przyjęty w sobotę pakiet dla Ukrainy musi jeszcze, wraz z ustawami dotyczącymi Indo-Pacyfiku i Izraela, zostać zatwierdzony przez Senat, a następnie podpisany przez prezydenta Joe Bidena.
- Po drugie, znaczna część z (prawie) 61 mld dolarów (około 13 mld dolarów) ma na celu uzupełnienie amerykańskich zapasów. Może to pozwolić na przekazanie innego sprzętu w formie darowizny, ale oznacza to, że nie wszystkie pieniądze trafią na Ukrainę - zwłaszcza że kolejne 7,3 mld dolarów zostanie przeznaczone na pokrycie kosztów operacji USA w Europie. Około 28 mld dolarów przeznaczono na bezpośrednie dostawy uzbrojenia na Ukrainę: 13,9 mld dolarów na pomoc Ukrainie w zakupie sprzętu i 13,7 mld dolarów na zakup amerykańskich systemów dla Ukrainy - wyjaśnił Savill.
Ekspert spodziewa się, że priorytetem będzie artyleria - amunicja i wyrzutnie - a także systemy obrony powietrznej i pociski rakietowe w celu uzupełnienia zapasów uszczuplonych w wyniku ostatnich rosyjskich ostrzałów, wymierzonych szczególnie w ukraińską infrastrukturę energetyczną.
- Choć zakup nowego uzbrojenia może potrwać, Pentagon już oświadczył, że niektóre elementy gotowe do przekazania, ale oczekujące na zatwierdzenie, zostały rozmieszczone tak, aby zminimalizować czas dostawy. Prawie na pewno obejmuje to pociski kalibru 155 mm. Jest mało prawdopodobne, że stworzy to natychmiastowy parytet z rosyjską siłą ognia, ale pomoże wypełnić lukę. Uzbrojenie może również obejmować pociski obrony powietrznej, o przekazaniu których sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg mówił, że zostaną wyciągnięte przez inne kraje z ich zapasów. Spodziewamy się jednak, że wkrótce osiągniemy punkt, w którym zdolności produkcyjne nowych pocisków będą problemem - uważa Savill.
Według niego pakiet pomocowy zostanie przyjęty z zadowoleniem przez ukraińskich wojskowych, ale trzeba pamiętać, że fundusze z USA prawdopodobnie jedynie pomogą ustabilizować sytuację Ukraińców na froncie w tym roku i rozpocząć przygotowania do operacji w roku 2025:
- Podniesienie morale i więcej amunicji w celu wzmocnienia obrony są niezbędnymi warunkami wstępnymi do rozpoczęcia ciężkiej pracy nad odtworzeniem ukraińskich sił bojowych i - co najważniejsze - zbiorowego szkolenia w celu zbudowania sił, które mają szansę na osiągnięcie postępów w przyszłym roku. Przewidywalność finansowania w roku 2024 i do 2025 pomoże Ukraińcom zaplanować obronę w tym roku, zwłaszcza jeśli europejskie dostawy amunicji również zostaną zrealizowane. Dalsze planowanie i fundusze będą jednak wymagane na rok 2025, a w międzyczasie mamy wybory (prezydenckie) w USA.
z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
Przyjęty przez Izbę Reprezentantów USA pakiet pomocy dla Ukrainy to znaczący krok, ale trzeba pamiętać, że nie w całości trafi on do tego kraju i nie oznacza to jeszcze wyrównania szans w wojnie z Rosją - uważa Matthew Savill, ekspert londyńskiego think tanku Royal United Services Institute (RUSI)
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.