Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Nowe blackouty: czy po atakach na elektrociepłownie do Europy ruszy kolejna fala uchodźców?
W ostatnim czasie Rosja przeprowadziła serię ataków z użyciem rakiet i dronów na ukraińskie obiekty energetyczne. Elektrownie Żmijewska i Trypilska zostały całkowicie zniszczone, a wszystkie bloki energetyczne w elektrowni Bursztyńska zostały uszkodzone. Terroryści zaatakowali również ukraińskie magazyny gazu. Robią wszystko, by przed nadchodzącą zimą pozbawić Ukraińców prądu i ciepła
Moment, w którym Rosjanie zaczęli niszczyć ukraińskie obiekty energetyczne, był dla nich najbardziej odpowiedni. Po pierwsze, mamy poważne braki w obronie powietrznej – nasze siły jednocześnie bronią linii frontu i miast. Pojedynczy system obrony przeciwlotniczej może pokryć miasto na linii frontu i grupę żołnierzy w gorącym punkcie. Sprawia to jednak, że jeszcze trudniej jest bronić równocześnie tyłów i frontu. To także fizycznie męczy obrońców.
Po drugie, Rosja wyciągnęła wnioski z poprzednich ataków na nasze stacje i sieci energetyczne. I postanowiła nie czekać na jesień, ale zaatakować, gdy jest ciepło i słonecznie – sami Ukraińcy nie przeczuwają nadchodzącej katastrofy. Poza tym jesienią 2022 r. Do Ukrainy trafiło sporo systemów obrony powietrznej, bo doniesienia o ukraińskich firmach działających na generatorach i zdjęcia Ukraińców gotujących na kuchenkach turystycznych rozeszły się po całym świecie. Teraz, niedługo przed początkiem sezonu wakacyjnego w Europie, widok zniszczonych ukraińskich elektrociepłowni nie poruszy już tak mocno emocji i wyobraźni ludzi Zachodu.
Sytuacja jest jednak bardziej niż krytyczna i może mieć bezpośredni wpływ na Europę. W swoim wystąpieniu przed Radą Europejską prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie wykluczył, że infrastruktura ukraińskich elektrowni jądrowych może zostać zaatakowana przez Rosję:
– Rosja zniszczyła już prawie całą naszą energetykę cieplną. Tamy i wyposażenie elektrowni wodnych, a także infrastruktura gazowa są przedmiotem ataków terrorystycznych. Rosja nie rezygnuje z szantażu radiacyjnego, a w szczególności kontynuuje okrutną grę z bezpieczeństwem Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Nie wykluczamy, że infrastruktura innych naszych elektrowni jądrowych i sieci dystrybucyjnych jest również zagrożona rosyjskim terrorem
Wszelkiego rodzaju drony i rosyjskie pociski balistyczne wielokrotnie uszkadzały sieci dystrybucyjne, na przykład w Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej. Rosjanie uderzali w nią, ponieważ to właśnie ten obiekt stabilizuje przemysł i infrastrukturę aglomeracji kijowskiej. Zimą 2022 r. po ataku na dużą skalę odcięli prąd i ciepło na 46 godzin. Los kilku milionów Ukraińców wisiał na włosku: gdyby minimalne dostawy ciepła do mieszkań zostały wstrzymane, doszłoby do zniszczenia infrastruktury cywilnej. Nikt podczas wojny nie naprawiłby pękniętych kaloryferów ani nie poradziłby sobie z pleśnią w domach.
Rosja dobrze rozumie, że głównym fundamentem oporu w Ukrainie są ludzie. Putin lubi efekt paniki, strachu i nowych fal uchodźców. Od 10 października do 21 listopada 2022 r. do Polski wyjechało 996 800 obywateli Ukrainy, głównie matek z dziećmi. Odcięcie kolejnej części ukraińskiej populacji od Ukrainy jest bardzo ważnym celem rosyjskiego przywództwa.
Nie jest to jednak jedyny cel rosyjskiej armii. W kwietniu wróg zaatakował dwa podziemne magazyny gazu w obwodzie stryjskim za pomocą dronów i pocisków rakietowych. Firma Naftogaz Ukrainy wyjaśniła, że był to trzeci atak na obiekty gazowe w Stryju w obwodzie lwowskim.
Zadanie rosyjskich terrorystów jest jasne. Ukraina przetrwała ostatni sezon grzewczy całkowicie na własnym gazie. Jeśli wrogowi nie uda się zakłócić sezonu grzewczego 2024/25, to przynajmniej spróbuje uczynić go znacznie droższym dla naszego kraju – by zmęczeni i doprowadzeni do ubóstwa Ukraińcy pod presją wielkich wydatków poprosili Rosję przynajmniej o jakiś rodzaj spokoju. I żeby kupowali gaz od krajów europejskich. Oczywiście Rosja mogłaby zaoferować swoje usługi poszczególnym krajom po korzystnej cenie. Trzeba też pamiętać, że nasze rezerwy gazu są też potrzebne ukraińskim fabrykom zbrojeniowym.
Dzięki tym fabrykom zaczęliśmy montować własne drony, które regularnie niszczą infrastrukturę rosyjskiej armii na głębokich tyłach
Aby uniknąć gazowej apokalipsy następnej zimy, Stryj potrzebuje co najmniej jednego systemu obrony powietrznej. Teraz, przy braku systemów i amunicji oraz eskalacji w Donbasie, nie możemy niczego stamtąd zabrać, podobnie jak z kierunku Zaporoża, by przenieść to do obwodu lwowskiego. A mobilne grupy obrony powietrznej nie są w stanie poradzić sobie z pociskami balistycznymi w taki sam sposób, jak radzą sobie systemy IRIS-T czy Patriot.
Kto ponosi winę za tę alarmującą sytuację? Przede wszystkim zachodnia biurokracja i pewna naiwność zachodnich urzędników, że Rosja może zaangażować się w dialog. To dlatego w ostatnich miesiącach państwo – agresor przeszło do ofensywy.
A niedawne wybory Putina i niewyjaśniona śmierć Aleksieja Nawalnego dowodzą ostatecznie, że Rosja i dialog to pojęcia nie do pogodzenia
W listopadzie 2023 r. Wołodymyr Zełenski przekazał konkretnym państwom partnerskim informacje o niedoborach w systemach obrony powietrznej. Jego argumentacja była następująca:
– Oczywiste jest, że Kijów ma deficyt obrony powietrznej. Ale są miasta, które mają prawdziwe problemy z obroną powietrzną. To bardzo trudne dla miast, w których używa się różnych rodzajów broni, którą można dostarczyć. Nie mówimy więc tylko o rakietach, dronach czy balistyce. Mówimy o S-300, artylerii itp. Oznacza to, że obszary przygraniczne z Rosją, Białorusią lub obszary, które są częściowo tymczasowo okupowane – Zaporoże, Chersoń, Dniepr, Donieck – są bardzo trudne.
Prezydent zauważył też, że trudna jest także sytuacja z obroną powietrzną w obwodach sumskim, czernihowskim i czerkaskim.
I dopiero rosyjskie ataki na budynki mieszkalne w Odessie i Charkowie, zniszczenie kilku kluczowych elektrociepłowni i celowe uderzenie na szpital w Czernihowie skłoniły Niemcy, Holandię i Czechy do aktywniejszego poszukiwania obrony powietrznej dla Ukrainy.
W tej chwili wszyscy zaczęli przeglądać swoje magazyny – i coś znajdują
Ukraińcy przetrwali pierwszą próbę wyłączenia prądu i groźby wysadzenia Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej w 2022 r. W powietrze. Wielu z tych, którzy zostali zmuszeni do tymczasowego wyjazdu za granicę, wróciło do swoich rodzin. Ale tu – pewna ważna uwaga: od ponad dwóch lat sami chronimy swoje niebo. Nikt nie pomógł nam zestrzelić rakiet i dronów, tak jak zrobiły to Stany Zjednoczone podczas ostatniego ataku na Izrael.
Ukraina chroni nie tylko własne niebo. Tu i teraz chcielibyśmy chronić niebo Europy przed rosyjskim śmiercionośnym żelastwem. Ukraińcy są wdzięczni każdemu z zachodnich sąsiadów za pomoc i wsparcie..
Jednak fala kolejnych milionów uchodźców z największych aglomeracji Kijowa, Charkowa i Lwowa nie byłaby korzystna ani dla nas, ani dla Zachodu. Lepiej więc wyposażyć nas w systemy obrony powietrznej, by jutro rosyjska rakieta nie przeleciała nad Brukselą
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Ostatnio na placu zabaw mój Mark przypadkowo popchnął roczne dziecko. Ma 5 lat, ale jest bardzo niezdarny, a dziewczynka dopiero zaczęła chodzić. Zwykle trzymam syna z dala od innych dzieci, bo i jego zachowanie, i zachowanie innych maluchów może być nieprzewidywalne. Ale tego nie przewidziałam. Tata dziewczynki wpatrywał się w swój telefon, a gdy usiadła na pupie w pieluszce i ze strachu głośno zapłakała, podniósł wzrok znad ekranu, podszedł do mojego syna i złapawszy go za skórę, zapytał po ukraińsku: „Dlaczego jej dotykasz? Jesteś już dorosły”. A potem rzucił w moją stronę: „Wyjaśnij mu, żeby nie czepiał się małych dzieci. Trzeba lepiej pilnować, mamo!".
Byłam przerażona, bo nikt wcześniej tak mojego syna nie złapał. Ale wzięłam się w garść i odpowiedziałam: „Przepraszam, nie zwróciłam uwagi. Dziecko ma autyzm i pana nie zrozumie”.
To dlaczego chodzi na plac zabaw dla normalnych dzieci? Mamy być zagrożeni z powodu ludzi takich jak wy?
Wszystko we mnie zaczęło dygotać, ale złapałam oddech i spokojnie zapytałam: „Dlaczego nie jest pan w Bachmucie? Dlaczego pan nas nie chroni, tylko kłóci się ze mną tutaj i mówi mi, gdzie mam chodzić z dzieckiem?”.
Miałam wrażenie, że eksploduje z wściekłości. Ale inni zwrócili już uwagę na naszą kłótnię, więc zabrał córkę i sobie poszedł, życząc mi na odchodnym, bym „sama poszła na front, zamiast rodzić niepełnosprawne dzieci”.
Najbardziej zasmuca mnie to, że takie rzeczy mówią Ukraińcy. Nawet niektórzy moi znajomi potrafią gadać za moimi plecami: „Najstarszy syn jest taki mądry, ale potem urodziła takie dziecko, że teraz będzie ciężarem na całe życie”. Nawiasem mówiąc, nigdy nie słyszałam takich słów od Polaków czy ogólnie – od Europejczyków.
Wręcz przeciwnie, zwracają uwagę na mocne strony Marka i zawsze znajdą coś, za co mogą go pochwalić. Starają się przystosować dzieci ze specjalnymi potrzebami do życia w społeczeństwie. Na przykład w przedszkolu terapeutycznym, do którego uczęszcza mój syn, dzieci są okresowo zabierane do fryzjera, sklepu, na wycieczki i pokazywane światu – żeby nasze szczególne dzieci się go nie bały.
Sprzedawca na warszawskim targu, gdzie kupujemy owoce, za każdym razem częstuje Marka, próbując spojrzeć mu w oczy i nawiązać kontakt (osoby z autyzmem mają z tym trudności), a konsjerż przy wejściu zawsze znajdzie powód, by choć przez chwilę z nim porozmawiać.
Na początku mojego życia w Polsce było to dla mnie niezwykłe, bo w domu w najlepszym wypadku ludzie po prostu nas ignorowali, a w najgorszym nazywali dziecko „kłębkiem problemów” i pytali, czy są szkoły z internatem, gdzie można by zostawić syna i zabrać go na weekend. Bo tak niewygodnie się z nim żyje.
Kiedy jesteś matką wyjątkowego dziecka, wydaje się, że powinnaś być wdzięczna za to, że ono może chodzić do szkoły lub że ktoś bawi się z nim jak ze zwykłym dzieckiem, ignorując jego odmienność. Każdy spacer na plac zabaw jest stresujący i stanowi wymówkę dla czegoś, co nie jest niczyją winą.
Moja historia nie jest wyjątkowa. Każda matka wyjątkowego dziecka może napisać książkę o podobnych sytuacjach. Ta przepaść między normatywnym a zróżnicowanym światem jest czasami przerażająca – aż do poziomu paniki. Ale to odrzucenie wynika z braku wiedzy i niezrozumieniu sytuacji.
Dlatego chcę dać Ci kilka wskazówek, jak radzić sobie z cudzymi dziećmi z autyzmem. Nie uniwersalnych, bo każde z nich jest inne, ale tak skutecznych, jak to tylko możliwe.
Jak radzić sobie z cudzym dzieckiem z autyzmem?
1. Jeśli jesteś w pobliżu osoby z autyzmem, po prostu bądź przyjazny. Staraj się nawiązać kontakt wzrokowy i dopiero go nawiązawszy porozmawiaj z nią lub wytłumacz jej coś. Kiedy dziecko z autyzmem nie patrzy Ci w oczy, to po prostu Cię nie słyszy.
2. Staraj się chwalić swoje dziecko bez skupiania się na jego diagnozie. Jako matka chłopca z autyzmem, naprawdę chciałabym żyć w sposób, w którym nie będziemy obiektem politowania i nie będziemy uważani za chorych. Autyzm nie jest chorobą, ale stanem psychicznym. Dzieci z autyzmem nie są agresywne. Mogą być niezdarne, z nietypowymi reakcjami wobec innych – ale są bardzo szczęśliwe, gdy są chwalone.
Co takiego jest w zachowaniu osób z autyzmem, że szokuje zwykłych ludzi i jest uważane za niebezpieczne?
1. Z powodu nerwowego zmęczenia, nadpobudliwości lub stresu dziecko z autyzmem może mieć załamanie nerwowe. Dla innych wygląda to jak dzika histeria i całkowita utrata samokontroli. W autystycznym mózgu to jak eksplozja nuklearna. Wydaje się, że cały układ nerwowy przegrzał się i reaguje na ten stan wybuchem energii. To tąpnięcie trwa kilka minut, po czym dziecko dochodzi do siebie, nie pamiętając, co się stało. Przypomina to napad padaczkowy. Nie da się przewidzieć załamania nerwowego. Jednak inni powinni wiedzieć, że nie są w niebezpieczeństwie. Dziecko może zrobić krzywdę tylko sobie.
2. Osoby autystyczne lubią powtarzać swoje działania. Nazywa się to stimmingiem. Pomaga to dziecku radzić sobie ze stresem. Skakanie bez przerwy, chodzenie w kółko, kręcenie się, dotykanie przedmiotów, klaskanie w dłonie, machanie rękami. To działa w podobny sposób, jak zgniatanie bąbelków w folii przekładanie w palcach paciorków różańca – uspokaja. Nie trzeba bać się bodźców. Nie mogą wyrządzić żadnej szkody.
3. Wokalizacje i echolalia. Oczywiście osoby „niebędące w temacie” są zaskoczone, przestraszone, a nawet zirytowane zestawem dźwięków o zróżnicowanej intonacji lub niekończącym się powtarzaniem fraz z ulubionych kreskówek. Nawet matki nie zawsze mogą sprawić, by ich dzieci przestały piszczeć lub nucić różne dźwięki. Często powoduje to wyśmiewanie ze strony innych dzieci. Ważne jest, aby wyjaśnić dzieciom, że ludzie bywają inni.
4. Pragnienie wrażeń dotykowych. Nie wszystkie dzieci z autyzmem nie lubią dotykania. Niektóre wymagają przytulania, poklepywania po plecach lub głaskania po głowie. Mogą o to prosić zupełnie obce osoby. Oczywiście możesz się nie zgodzić, ale nie powinieneś niegrzecznie odpychać dziecka. Aby w takim momencie odwrócić uwagę osoby autystycznej, możesz wziąć jej kciuk lub poklepać ją po ramieniu, a potem odejść.
5. Osoby z autyzmem mogą powtarzać słowa rozmówcy dziesiątki razy lub wyrażać emocje w nieoczekiwany sposób. Na przykład płacząc, gdy są chwalone lub otrzymują prezent.
Wybieram ubranie. Spodnie czy spódnica? Jest wiosna, więc wolę spódnicę. Lekką, jak sam wiatr.
„Jesteśmy atakowani. Wszystko jest skomplikowane”.
Patrzę na tę spódnicę, te spodnie i widzę twarze i imiona wszystkich, którzy są atakowani, którym jest ciężko.
W pewnym momencie przestaję rozumieć, dlaczego, kurwa, szukam w tej pieprzonej szafie. Co tu, kurwa, robi ta głupia zielona spódnica? Jakim cudem moje idealnie cywilne spodnie wmieszały się między bluzę „piksel” i bluzę „kamuflaż”? Co tu robi różowa sukienka?
Tam atak, a tu różowa sukienka i głupia zielona spódnica. Muszę wybrać ubrania do pracy. Muszę iść i pracować. Muszę zrobić coś dla ludzi, którzy potrzebują pomocy. Ciągle widzę te same nazwiska i twarze.
Byle tylko byli cali i zdrowi. Temu nie wolno – ma małe dziecko. Chłopca lub dziewczynkę. Wszystko jedno. Małe dziecko, które widziało swojego tatę tylko na ekranie smartfona. A temu nie wolno, bo jego żona jest chora. A ten jeszcze niczego nie przeżył. I to jest mądrość na wieki wieków. Nikomu nie wolno. Byle byli cali i zdrowi. Boże, bez względu na to, kto jest nad nami, między nami lub pod nami, nie wolno im. Nikomu nie wolno iść do Ciebie. Oni muszą żyć. Budować, kochać, przytulać dzieci, sadzić ogrody i pola, chłonąć wszystkie kolory świata. NIE WOLNO IM. MUSZĄ ŻYĆ.
Byle byli cali i zdrowi. Niebieskie spodnie. Niebieska bluzka. Byle byli cali i zdrowi.
„Jeden – 200. Dwóch – 300”*
Nie pytam o nazwiska. Bo to boli. Tak bardzo boli. Kiedyś napisałam ironiczny wiersz o stand-upie w okopach. Opowiada historie tych facetów. Są zabawne, czasem hiperboliczne. Opowiadają w nim o swoich marzeniach w okopie. Na końcu były słowa „żeby tylko marzenia wszystkich były żywe”.
Nigdy więcej tego nie przeczytam. Dwa z tych marzeń umarły. Wielkie, cenne, ogromne marzenia już nigdy się nie spełnią. Rosjanie je zabili
Muszę pamiętać o rozczesaniu włosów. Patrzę na grzebień i nie rozumiem, dlaczego w tym świecie istnieje potrzeba czesania włosów. W niedzielę byłam na pogrzebie jednego z tych, których marzenie umarło wraz z nim. Dotknęłam martwego drewna jego trumny, ogrzanego przez słońce. Czy Bóg nie istnieje? Czy jest ktoś ponad nami, między nami, pod nami? Jeśli tak, niech da im żyć. Poczerniałe z żalu dzieci nie powinny przytulać trumien.
Niech ominą ich kule, odłamki, pociski, bomby, rakiety, granaty. Niech chroni ich ziemia, wiatr i słońce. Niech po prostu będą cali i zdrowi.
„Nie przeżyli”.
Co jeszcze mogę zrobić, aby upewnić się, że przynajmniej inni są cali i zdrowi? Czy jest coś jeszcze na świecie, co mogę zrobić, aby upewnić się, że przynajmniej inni są cali i zdrowi?
„Robisz wszystko, co możesz”.
Nie wszystko, Boże, nie wszystko. Musi być coś jeszcze, co mogę zrobić, by utrzymać ich przy życiu. A jeśli zrobiłam wszystko, co możliwe, muszę zrobić coś niemożliwego. Tylko po to, by utrzymać ich przy życiu. Co jeszcze, nawet niemożliwego, mogę zrobić?
By tylko byli cali i zdrowi. Cali i zdrowi.
*W żargonie wojskowym 200 oznacza żołnierza poległego, a 300 – ciężko rannego.
Maria Górska: W Rosji powołano nowy rząd, w którym wszyscy ministrowie pozostali na swoich stanowiskach – z wyjątkiem szefa rosyjskiego ministerstwa obrony. W polskim rządzie również doszło do rotacji. Czy te zmiany będą miały wpływ na bezpieczeństwo kraju i relacje z Ukrainą?
Paweł Kowal: Zmiany w Polsce są związane z wyborami europejskimi. Polska prowadzi długi, długi maraton wyborczy. Zaczęło się jesienią od wyborów parlamentarnych, potem dwie tury wyborów lokalnych, a teraz Parlament Europejski. Niektórzy politycy, którzy byli w rządzie, rozpoczęli kampanię w tych wyborach. Premier poprosił ich o rezygnację i skupienie się na kampanii wyborczej. To jest istota zmian.
10 maja w Warszawie odbył się kolejny protest rolników. Ponownie – przeciwko ukraińskim produktom rolnym na rynku europejskim, i to po tak trudnym odblokowaniu granicy. Jak duże jest zagrożenie ponownymi protestami na granicy?
To nie był protest na dużą skalę. Nie widzę powodu, by postrzegać relacje polsko-ukraińskie przez pryzmat tych wydarzeń. Nie wiem, dlaczego, ale modne stało się nagłaśnianie protestów rolników. Polska jest jedynym dużym krajem w UE, który tak wyraźnie i stanowczo mówi o swoim zainteresowaniu przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej. W krajach UE protesty rolników odbywają się niemal co miesiąc, to europejska norma. 25 czerwca rozpoczynają się negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. I to jest najważniejszy fakt.
Ukraina jest już na bezpośredniej drodze do Unii Europejskiej. Stanie się to podczas prezydencji belgijskiej
To ważne, ponieważ za chwilę przyjdzie kolej na prezydencję Węgier, a nigdy nie wiadomo, co będzie. Później prezydencję obejmie Polska. I mam nadzieję, że wtedy negocjacje z Ukrainą będą się dobrze rozwijać. Krótko mówiąc, za 5-7 lat będziecie w Unii, a wtedy, szczerze mówiąc, w Ukrainie też będą protesty rolników, bo tak się dzieje w całej Wspólnocie. Rynek wewnętrzny jest tutaj mocno regulowany, istnieje wiele różnych zobowiązań, więc rolnicy w UE wytwarzają produkty rolne za wysoką cenę. W Ukrainie również będą produkować towary po wyższej cenie niż za granicą. Dlatego gdy tylko pojawi się jakikolwiek produkt rolny z zewnątrz, natychmiast rozpoczną się protesty. To paradoks, ale jako że chciałbym, aby Ukraina jak najszybciej dołączyła do Unii Europejskiej, w pewnym sensie chciałbym też, aby jak najszybciej doszło do protestów rolników, które są po prostu częścią krajobrazu politycznego UE.
16 maja Wołodymyr Zełenskij rozmawiał o zaostrzającej się sytuacji w obwodzie charkowskim z premierem Donaldem Tuskiem. Prezydent Ukrainy odwołał wszystkie wizyty międzynarodowe z powodu prób przełamania frontu przez rosyjską armię. Czego powinniśmy się spodziewać i co powinny teraz zrobić świat i Polska?
Mamy do czynienia z czymś, co nazwałbym „momentem charkowskim” tej wojny. To sytuacja, która może przesądzić o losach tej wojny i rozstrzygnąć sprawę na długi czas. Albo, nie daj Boże, Putinowi uda się przełamać front bądź de facto otworzyć nowy front gdzieś między Charkowem a Sumami – albo Ukraińcy pokażą, na co ich stać, i obronią ten kolejny kawałek swojej ziemi. To właśnie zobaczymy w najbliższych tygodniach. I to jest istota tego „charkowskiego momentu”. Jeśli Rosjanie przełamią front, wykorzystają to propagandowo przeciwko ukraińskiemu rządowi i społeczeństwu, podkreślając ich słabość. Nadchodzące tygodnie będą oznaczać niepokoje na linii frontu w Charkowie, a także zakrojone na szeroką skalę operacje informacyjne przeciwko Ukrainie i Zachodowi, w których Rosjanie będą próbowali pokazać, że Ukraina nie jest w stanie poradzić sobie z tą wojną.
Rosjanie widzą, że Ukraińcy wykonują świetną robotę, że są linie obrony, że wszystko jest zbudowane – okopy i tak dalej. Ale propaganda nadal będzie próbowała osłabić pozycję Ukrainy
Co możemy i co powinniśmy teraz zrobić?
Najważniejszą rzeczą jest dostarczenie broni. W tej chwili trudno jest oszacować, jak kosztowne było opóźnienie w podjęciu decyzji przez spikera Izby Reprezentantów USA Mike’a Johnsona. Jeśli amunicja zostanie dostarczona na czas, podstawowe rzeczy zostaną zrobione. Ale moim zdaniem ważne jest to, że ludzie nadal wierzą, że sfera informacyjna jest odłączona od sfery wojskowej. Tymczasem Rosja rozpoczyna wielką kanonadę przeciwko Ukrainie, Polsce i Zachodowi.
Rosjanie będą próbowali przykryć dezinformacją swój plan zdobycia Charkowa. Także z tego powodu nadchodzące tygodnie są kluczowym momentem
Podczas swej wizyty w Kijowie sekretarz stanu USA Anthony Blinken podkreślił, że amerykańska broń jest w drodze.
14 maja prezydent Andrzej Duda powiedział, że Polska nie przekaże Ukrainie swojego systemu Patriot. Mimo to ukraińscy eksperci polityczni dyskutują o możliwości zamknięcia nieba nad zachodnią Ukrainą polskim systemem obrony powietrznej. Czy to możliwe? Czy takie negocjacje są w toku?
Nie mogę zdradzić szczegółów negocjacji dyplomatycznych, ponieważ nie są one przeznaczone do publicznej dyskusji. Jednak na Zachodzie dużo mówi się o znalezieniu sposobu na przynajmniej częściową ochronę polskiej przestrzeni powietrznej. Lepsza ochrona polskiej przestrzeni powietrznej na wschodzie będzie też oznaczała ochronę pasa kilkudziesięciu kilometrów ukraińskiego nieba. Są to jednak rozwiązania techniczne. Zachód zastanawia się, jak poprawić sytuację.
13 maja pojawiła się informacja, że Estonia rzekomo rozważa wysłanie swoich wojsk do Ukrainy. Po podobnej inicjatywie prezydenta Francji Emmanuela Macrona wygląda to na scenariusz pewnego planu. Co Pan o tym sądzi?
To nie zostało jeszcze sformułowane w konkretny plan. Najważniejsze jest teraz podpisanie kolejnych umów obronnych dla Ukrainy. Umowa z Polską będzie prawdopodobnie następną, ponieważ jest już intensywnie przygotowywana. Kluczowe są również przygotowania do szczytu NATO. Trzeba ocenić, co jeszcze można zrobić w okresie poprzedzającym szczyt, bo obecnie wygląda na to, że oferta dla Ukrainy będzie słaba, mimo starań Polski.
Ważne jest skupienie się na negocjacjach z UE. One będą też czynnikiem bezpieczeństwa dla Ukrainy
Myślę, że to są te obszary, na których należy się teraz skupić. A także to, że amunicja powinna być dostarczona na front natychmiast.
15 maja na Słowacji doszło do zamachu na premiera Roberta Ficę. Co to wydarzenie oznacza dla bezpieczeństwa Europy?
Przede wszystkim potępiamy terror – terror polityczny, próby zamachów politycznych, które prowadzą do śmierci i eskalacji nienawiści. Obowiązkiem każdego polityka, niezależnie od tego, kto jest ofiarą, jest potępienie ataku i wyraźne zaznaczenie, że nie akceptujemy takich metod działalności politycznej. Po drugie, próba zamachu na Roberta Ficę jest sygnałem tego, co dzieje się dziś z Europą i Zachodem. Słowacja jest papierkiem lakmusowym tego, co dzieje się w większości zachodnich krajów, począwszy od Stanów Zjednoczonych. To taka polityczna przepaść, że nie można sobie nawet wyobrazić, że ktoś może przejść z jednej strony na drugą. Fico jest politykiem radykalnym, ale chciałbym powiedzieć wprost: musimy się za niego modlić, trzymać kciuki. A terror trzeba potępić.
W Rosji nastąpiły ostatnio zmiany w sektorze obronnym i najbliższym otoczeniu Władimira Putina. Analitycy z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną podkreślili, że powołanie nowego ministra obrony jest przygotowaniem do długiej wojny, z możliwym starciem z krajami NATO. Jak Pan to widzi?
Zmiany na Kremlu oznaczają moim zdaniem przygotowania do dłuższej wojny. Siergiej Szojgu wyraźnie traci wpływy, na jego miejsce przychodzą inni ludzie. To, co jest w tym dobre, to zasada: im więcej na szczytach władzy w Rosji Wielkorusów, nacjonalistów i szowinistów, tym Rosja jest słabsza. Interesujące jest to, że Szojgu, który nie jest etnicznym Rosjaninem, lecz Tuwańczykiem, został zastąpiony przez Rosjanina. Oznacza to, że w Federacji Rosyjskiej umacnia się rosyjski nacjonalizm, po raz kolejny wysyłając sygnał, że wszystkie inne narody są narodami drugiej kategorii.
W podobnej sytuacji jest były wicepremier Rosji Wiaczesław Surkow, który jest pochodzenia czeczeńskiego.
Ta zasada od dawna obowiązuje w rosyjskim imperium.
Im więcej rosyjskiego szowinizmu wśród przywódców, tym Rosja słabsza. Szowinizm to zawsze była oznaka słabości
Oczywiste jest, że Rosjanie są w tej wojnie chronieni, ponieważ nawet struktura poboru ma na celu ochronę etnicznego elementu rosyjskiego i wciśnięcie [do armii – red.] jak największej liczby przedstawicieli innych narodów Federacji Rosyjskiej. Ale to zawsze osłabia Rosję, która ze swej natury jest imperium. Nie wystarczy, że te narody są już w złej sytuacji i na peryferiach – są biedniejsze, nie mają możliwości rozwoju. W przypadku wojny wszyscy ich członkowie są rekrutowani i wysyłani na front. Bez żadnego przeszkolenia, często na pewną śmierć. Oni to widzą i to bardzo osłabia Rosję.
Ale chyba w dłuższej perspektywie, ponieważ nie widzimy jeszcze niczego, co wskazywałoby na możliwość wewnętrznego buntu w najbliższej przyszłości.
Sankcje jednak zadziałały. Putin musi dokonać zmian na szczytach władzy. A przecież jest on coraz słabszy. Słabnie też pozycja tych, którzy byli architektami tej wojny, dotyczy to zwłaszcza Szojgu. Gospodarka wojenna będzie działać jeszcze przez dwa lub trzy lata, nie dłużej. Żadna gospodarka wojenna nigdy nie działała dłużej. Kto wie, może jest więcej negatywnych sygnałów dla Putina, niż się wydaje?
Ten kawałek ciasta może okazać się dla niego za duży.
Może się okazać, że Putin się tym zadławi.
11 maja Donald Tusk ogłosił na Podlasiu, że rozpoczęły się prace nad budową nowoczesnych fortyfikacji wartych około 375 milionów dolarów. Dlaczego to ważne i jak wygląda obecnie sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?
Jest coraz więcej prowokacji. Ta granica jest dziś znacznie mniej bezpieczna. Nie jest tajemnicą, że Łukaszenka jest bardzo blisko Putina. Dla mnie dziś on wygląda jak minister w rządzie Putina, a nie prezydent osobnego kraju. Będzie z nim jeszcze wiele problemów – wystarczy wspomnieć ostatni skandal z byłym sędzią Tomaszem Szmydtem, który okazał się agentem samozwańczego prezydenta Białorusi. Ale głównym narzędziem, którego Łukaszenka używa przeciwko Polsce, jest wojna hybrydowa. Przekazując im fałszywe informacje, próbuje sprowadzać migrantów z różnych części świata i wpychać ich do Polski. Może to stworzyć szereg niebezpieczeństw. Ci ludzie mają wprowadzać zamęt, organizować prowokacje. Mogą też być infiltrowani przez agentów, którzy będą działać przeciwko Warszawie. To wszystko tworzy scenariusz ostrej walki hybrydowej. Ale będziemy się bronić i damy sobie radę.
Przemawiając niedawno w Sejmie Donald Tusk powiedział, że Rosja będzie ingerować w wybory do Parlamentu Europejskiego. Europa ogłosiła utworzenie agencji do walki z dezinformacją, a Polska w tym tygodniu powołała nowego pełnomocnika ds. międzynarodowej dezinformacji. Na co przygotowują się Europa i Polska?
Rozmawialiśmy o tak zwanym momencie charkowskim. W oczekiwaniu na to, co się wydarzy, jak uderzy Putin, czy Ukraińcy dostaną broń na czas, buduje się takie szkodliwe zaplecze informacyjne. Widzę to na konkretnych przykładach. Znam wiele publicznych osób, które są metodycznie atakowane w sieci, co wiąże się z prowokowaniem innych ataków na nie, bo potem to przechodzi do realnego życia. Najpierw jest konsekwentne dyskredytowanie kogoś w sieci, potem przechodzi to do klasycznych mediów, a na końcu często prowadzi do prawdziwej tragedii, kończącej się przemocą. Taki jest plan Putina, który w ten sposób chce przykryć swoją ofensywę.
Dziennikarka i pisarka Anne Applebaum powiedziała w tym tygodniu na konferencji Impact: „Problem ze współczesnym światem polega na tym, że ludzie wyciągają wnioski nie z rzeczywistości, ale z tego, co widzą na ekranach swoich telefonów komórkowych”. Jak z tym walczyć?
To jest właśnie problem: masowa dezinformacja w Internecie, która potem staje się realna i często jest źródłem dodatkowej emocji, agresji itp. W naszej Radzie ds. Współpracy z Ukrainą właśnie tworzymy mały zespół, który będzie monitorował, jak Rosja próbuje wpływać na relacje polsko-ukraińskie poprzez wojnę informacyjną. Nie zawsze są to tylko fabryki trolli. Często są to bardziej złożone projekty, w które paradoksalnie zaangażowanych jest mniej osób.
Ale jest już jasne, że Rosjanie celują w ludzi, środowiska i grupy, które są zaangażowane w budowanie relacji polsko-ukraińskich, obronę tych relacji i przekazywanie prawdy o tych relacjach
To prawda, ale musimy też więcej pracować z naszą młodzieżą – zarówno polską, jak ukraińską – by czerpała informacje z wiarygodnych, rzetelnych źródeł, a nie tylko z mediów społecznościowych.
I uczyć krytycznego myślenia! To jest kluczowe. Gdybym został dziś zapytany, czego ludzie powinni się nauczyć, powiedziałbym, że krytycznego myślenia. By nie wierzyli we wszystko, co widzą na ekranach swoich smartfonów.
Timothy Snyder w swojej książce „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku” pisze o najkrótszej drodze do rozwinięcia krytycznego myślenia: czytaniu książek.
Czytanie jest ważne. Zachęcajmy do czytania, a przede wszystkim do krytycznej analizy każdego tekstu, każdego programu, każdego spotkania. Edukacja ma dziś ogromne znaczenie, wpływa na całe społeczeństwa. Świat nigdy nie będzie idealny, bo to bardzo duża grupa ludzi, ale każdego można nauczyć krytycznego myślenia i samodzielnego poszukiwania prawdy.
W Gruzji jesteśmy świadkami przejścia od demokracji do uścisku Kremla. Czy dyktatorska ustawa „o zagranicznych agentach” może zniszczyć europejską przyszłość Gruzji?
Widzimy rewolucję w Gruzji i to jest wielka rzecz. Zobaczymy, w jakim kierunku to pójdzie. Śledzę to bardzo uważnie. Eiększość czasu poświęcam teraz Ukrainie i relacjom polsko-ukraińskim, ale w Gruzji stawka też jest ogromna, bo chodzi o bezpieczeństwo całej Europy. Gruzja jest zawsze trochę niedoceniana, ponieważ ludzie na Zachodzie myślą, że jest daleko. Ale Gruzja nie jest tak daleko. Mam więc nadzieję, że, po pierwsze, dojdzie do pokojowego rozwiązania, a po drugie, że rząd się wycofa. Na szczęście jest jeszcze prezydent, która prawdopodobnie zawetuje dokument, a ustawa wróci do parlamentu. Radzę gruzińskim władzom, żeby się opamiętały i nie szły za daleko, bo historia Ukrainy wyraźnie pokazuje, co się dzieje, gdy rząd nie może się zatrzymać, gdy idzie wbrew wszelkim ostrzeżeniom. Wtedy zaczyna mieć poważne problemy.
Gruzja, Ukraina i Mołdawia w drodze do Europy!
Ukraina i Mołdawia jako pierwsze rozpoczną negocjacje w czerwcu. Ale Gruzja również ma status kandydata, więc także czeka na moment, w którym zostanie naciśnięty przycisk „start”.
Poniedziałkowa dymisja Siergieja Szojgu ze stanowiska ministra obrony Rosji i zastąpienie go ekonomistą i pierwszym premierem (od 2020 r.) Andriejem Biełousowemodsłania obecne nastawienie Putina do wojny z Ukrainą. Rosyjski dyktator chce ją bowiem wygrać, stosując strategięna wyczerpanie i prowadząc długotrwały wyścig zbrojeń – wnioskuje na łamach Politico.eu Eva Hartog, powołując się na zdanie ekspertów.
Maraton na wyniszczenie
Na poparcie tej tezy publicystka przywołuje m.in. opinię Aleksandy Prokopienko, byłej doradczyni rosyjskiego banku centralnego: „Priorytetem Putina jest wojna; wojnę na wyniszczenie wygrywa ekonomia”.
Konstantin Sonin, profesor na Uniwersytecie Chicago, zauważa z kolei: „Putin uważa, że może wygrać wojnę, dostosowując pewne drobne rzeczy, takie jak broń, gospodarka, dyscyplina, a może kolejna kampania mobilizacyjna”.
Eva Hartog pisze, było kilka powodów dymisji Szojgu (stanął na czele Rady Bezpieczeństwa Narodowego Rosji, w miejsce zdymisjonowanego w tym samym czasie Nikołaja Patruszewa). Po pierwsze, fiasko Blitzkriegu z 2022 r. Drugim powodem był zeszłoroczny bunt Jewgienija Prigożyna, przy okazji którego szef Grupy Wagnera nie tylko ośmieszył Szojgu jako dowódcę armii, ale też głośno mówił o korupcji ministra i jego odpowiedzialności za złe zarządzanie wojskiem. Zarzuty korupcyjne zdaje się zresztą potwierdzać aresztowanie w ubiegłym miesiącu za łapówkarstwo Timura Iwanowa, zastępcy Szojgu, nazywanego także jego „portfelem”.
Wierny człowiek, który rozumie dane
Decydujące dla losu ministra obrony były jednak poglądy Biełousowa.
Po pierwsze, polityczne: Biełousow, tak jak Putin, uważa, że Rosję otaczają wrogowie, a aneksja Krymu w 2014 r. była słuszna
Jest przy tym bezwzględnie wobec Putina lojalny i bez dyskusji robi to, co każe mu szef.
Po drugie – i ważniejsze: istotne są jego poglądy na gospodarkę, które zbiegają się z nowym pomysłem samego Putina na prowadzenie wojny. Biełousow jest bowiem już od lat 90. zwolennikiem kontroli państwa w gospodarce. Choć tostara, keynesowska szkoła myślenia o makroekonomii, Biełousow jest w swojej dziedzinie kompetentny i „rozumie dane”. Taka jest przynajmniej opinia Konstantina Sonina.
W przypadku kraju, który zamierza w coraz większym stopniu przestawiać swoją gospodarkę na tory wojenne, zwiększając wytwarzanie czołgów i rakiet kosztem lodówek i pralek, takie podejście do ekonomii ma kluczowe znaczenie.
Wódz jest jeden
Putin nie zamierza przy tym powierzyć Biełousowowi kontroli nad wojną. Sam ją sprawuje, wspierany mniej czy bardziej udanie przez gen. Walerija Gierasimowa (którego los na stołku szefa sztabu generalnego też jest zresztą niepewny). Wojnę prowadzi Putin, a Biełousow ma tylko sprawić, by gospodarcza machina państwa odpowiednio ją zasilała. Dziś Rosja wydaje na swoją inwazję 6,7 proc. swego PKB. Biełousow najpewniej zadba o to, by ten wskaźnik systematycznie rósł, co ma owocować większą niż zachodnia i ukraińska produkcją sprzętu wojennego. Resztę ma zrobić czas. Putin „przygotowuje się na wiele kolejnych lat wojny” – pisze w serwisie X Jimmy Rushton, analityk ds. bezpieczeństwa z Kijowa.
Czy rachuby kremlowskiego dyktatora są celne? Czy ekonomista zdolny do wyciśnięcia z gospodarki wszystkiego, co się da, na potrzeby wojny pomoże mu ją wygrać?
Złudne rachuby
Wątpi w to nie tylko Konstantin Sonin, ale także Oleg Itskhoki, profesor ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim. Według niego tym, co będzie miało znacznie większy wpływ na los wojny niż ekwilibrystyka ekonomiczna Biełousowa czy dowodzenie rosyjską armią przez tego czy tamtego – będą ceny ropy na światowych giełdach, bo to od nich zależy rosyjski budżet. No i militarna pomoc Zachodu dla Ukrainy.
Gdy tuż po ataku Rosji na Ukrainę świat obiegły zdjęcia mieszkańców Kijowa i Charkowa nocujących na stacjach metra, nie wierzyliśmy, że to prawdziwe obrazy. Ludzie spali w metrze w rozstawionych namiotach, gdy dzieci oglądały filmy na telefonach, rodzice szykowali posiłki, jedni pracowali na laptopach, inni opiekowali się zwierzętami, zakochani tulili się do siebie nie zważając na gapiów…Życie codzienne podczas ataków rakietowych zaczęło się toczyć w metrze. Choć sceny przedstawione na zdjęciach wydawały się nieprawdopodobne, jednak sytuacje uwiecznione przez niezależnych fotoreporterów ukraińskich miały miejsce, co więcej, trwają do dziś, dlatego, że Rosja nie przerwała aktów rakietowych na ukraińskie miasta. W Kijowie i Charkowie, gdzie większość stacji metra została zbudowana podczas zimnej wojny (1947–1991), aby pełnić także funkcję schronów przeciwbombowych na wypadek zachodnich ataków, syreny alarmowe słychać czasem przez cały dzień. 'Z czasem mieszkańcy oswoili się z dźwiękiem syren, a władze miast zorganizowały nawet szkołę na stacji metra, by zagospodarować czas dzieciom.
Z czasem mieszkańcy oswoili się z dźwiękiem syren, a władze miast zorganizowały nawet szkołę na stacji metra, by zagospodarować czas dzieciom.
Zdjęcia z ukraińskiego metra wielu przypomniały fotografie z wojennego Londynu. Wiosną w London Transport Museum w Covent Garden otworzono wystawę fotografii: „Echoes of the Blitz: Podziemne schrony na Ukrainie i w Londynie”. Ekspozycja ukazuje, w jaki sposób stacje metra i systemy metra zapewniają schronienie obywatelom w okresach wojny – obecnie i w przeszłości. Na wystawie zaprezentowano 70 zdjęć, w tym historyczne ze zbiorów Muzeum oraz 38współczesnych fotografii autorstwa sześciu znanych, głównie ukraińskich, dokumentalistów.
Najbardziej intensywny okres bombardowań w Londynie przypadał na okres od września 1940 r. do maja 1941 r., znany jako Blitz. Podziemie nigdy nie było przeznaczone do takiego wykorzystania i władze początkowo nie mogły sobie z tym poradzić. Rząd Wielkiej Brytanii był przeciwny umożliwieniu ludziom schronienia się na stacjach metra, uważając, że ważniejsze jest utrzymanie ruchu pociągów. Jednak w związku z ogromną liczbą cywilów schodzących pod ziemię oraz protestami prasy i parlamentu władze musiały zmienić decyzję.
Syreny alarmowe w Londynie wyły niemal codziennie przez osiem miesięcy od września 1940 do maja 1941 i ponownie od czerwca 1944 do marca 1945.
Nocne schronienie na stacjach metra stało się rutyną. Były specjalne bilety wstępu, łóżka piętrowe na peronach, poczęstunek, a na niektórych stacjach biblioteki, muzyka i rozrywka na żywo.
W Kijowie na początku rosyjskiej inwazji w lutym 2022 r. liczba schronień w metrze sięgała maksymalnie około 40 000 osób. Niektórzy nocowali, inni całymi dniami lub tygodniami, wracając na powierzchnię tylko po zakupy lub aby się umyć. Ci, którzy stracili domy, miesiącami mieszkali pod ziemią. Charków, położony blisko granicy z Rosją, doświadcza częstszych ostrzałów. Ludzie spędzali tam więcej czasu w metrze, tworząc wygodne, domowe przestrzenie z pościelą, namiotami, dywanami, dekoracjami i zabawkami.
Zdjęcia Londynu pochodzą ze zbiorów London Transport Museum i w momencie ich pierwszej publikacji podlegały cenzurze rządowej, miały promować wizerunek londyńczyków zjednoczonych przeciwko Blitzowi. Zdjęcia z Ukrainy wykonali niezależni, głównie ukraińscy fotoreporterzy, m.in. Pavlo Dorohoi, Viacheslav Ratynskyi, Serhii Korovayny, Maxim Dondyuk, Mykhaylo Palinchak, oraz Emile Ducke z Niemiec.
Mimo że fotografie prezentowane na wystawie w London Transport Museum wykonano w odstępie około 80 lat, ukazują niezwykłe podobieństwa ludzkich doświadczeń, odbijające się niemal echem na czarno-białych archiwalnych zdjęciach londyńczyków i kolorowych obrazach z ukraińskiego metra.
Czy losy ludności cywilnej, dotkniętej najbardziej podczas wojen muszą się powtarzać? – zapyta zapewne nie jeden zwiedzający wystawę w London Transport Museum.
Wystawa w London Transport Museum w Covent Garden trwa do marca 2025 roku