Exclusive
Oblicza wojny
20
min

Nazar Rozłucki: Walcząc na froncie, bronię swojego prawa do pisania jako naukowiec prawdy o historii Ukrainy

Moi towarzysze broni wciąż pytają mnie o naszą historię. Najczęściej proszą, bym opowiedział im o tym, jak to było między Ukrainą a Rosją w różnych czasach. Wiele pytań zadają chłopcy ze wschodnich regionów, którym przez całe życie przedstawiano wypaczone obrazy wydarzeń. Przyznają, że przed wojną ich obraz świata był zupełnie inny

Kateryna Kopanieva

Historyk i artylerzysta Nazar Rozłucki w specjalnym cyklu sestry.eu „Oblicza wojny. Młodzi”

No items found.

"Nigdy nie aspirowałem do bycia wojskowym. Jestem doktorem historii, badaczem, pracownikiem muzeum. I trochę pisarzem. Muszę poświęcać czas na badanie historii, pisanie prac naukowych i książek beletrystycznych. Bo to lubię i nawet jestem w tym dobry.

Ale ostatnio jestem wojskowym, bo w moim kraju trwa wojna. Codziennie bierzemy udział w pojedynkach artyleryjskich, w których jedno trafienie pocisku wroga może zamienić nas w mielone mięso. Śpimy w ciężarówkach na skrzyniach, w niesamowitej ciasnocie, myjemy się w ciepłej wodzie raz w miesiącu.

Kiedy pada, jesteśmy mokrzy, kiedy jest błoto, jesteśmy brudni jak diabli (a myjemy się raz w miesiącu i nie jest pewne, że będziemy mogli w przyszłym miesiącu). A kiedy było zimno, moi bracia odmrozili sobie palce. Jemy, kiedy tylko mamy wolną chwilę, a nie wtedy, kiedy jest czas na jedzenie albo kiedy mamy apetyt.

Śpimy tak nieregularnie, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie wrócić do mojego standardowego rytmu23-7. Jesteśmy priorytetowym celem dla wroga. Mogą próbować nas zniszczyć na różne sposoby i w dowolnym momencie” – tak Nazar Rozłucki rozpoczął swój post na Facebooku.

Jego słowa zostały udostępnione przez setki osób i przetłumaczone na różne języki...

Nazar Rozłucki. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Boisz się i… chcesz więcej

Nazar nigdy nie zamierzał iść na wojnę. Rosyjska okupacja Krymu w 2014 r. zmieniła jednak wszystko. Choć nie miał jakiegokolwiekdoświadczenia wojskowego, poszedł do biura rekrutacji wojskowej, a rok późniejzostał zmobilizowany.

Teraz jest artylerzystą. Na czytanie znajduje czas nawet na linii frontu, a w latach 2015-2016 napisał książkę o swoich doświadczeniach wojskowych zatytułowaną „Notatnik zmobilizowanego”.

- Robiłem dla siebie tak zwane notatki polowe w strefie walk, a po demobilizacji (było to w 2016 r.)napisałem książkę w trzy tygodnie – mówi Nazar w rozmowie z serwisem Sestry. – I prawie nigdy nie zaglądałem do swoich notatek, pisałem głównie z pamięci. Opisywałem życie na wojnie, emocje, które odczuwasz, gdy po raz pierwszy trafiasz na front.

Jedną z tych emocji był strach?

Był też strach. On istnieje do dziś i w pewnych momentach wojny jest bardzo na miejscu. Najważniejsze, żeby nie przeszkadzał w pracy. Dobrze pamiętam swój strach w 2015 roku, kiedy po raz pierwszy dostałem powołanie i zdałem sobie sprawę, że jadę na wojnę. Chociaż rok wcześniej, w 2014 roku, sam zgłosiłem się do komendy wojskowej.

Nie wzięli Cię?

Nie wzięli. To było w marcu, kiedy Rosja rozpoczęła aneksję Krymu. Gdy Duma Państwowa dała Putinowi formalne pozwolenie na wysłanie wojsk do Ukrainy „w celu przywrócenia porządku konstytucyjnego” (tj. przywrócenia Janukowycza), miałem przeczucie, że wybuchnie wojna na pełną skalę. Rozumiałem, że w takim przypadku armia będzie potrzebować ludzi, zwłaszcza zdrowych mężczyzn. Nie mogłem siedzieć bezczynnie, więc zgłosiłem się do wojska i przeszedłem badania lekarskie. Ale nie miałem doświadczenia wojskowego, więc kazano mi czekać na swoją kolej. Ta kolej nadeszła dopiero rok później, kiedy otrzymałem powołanie.

Wtedy naprawdę nie wiedziałem nic o sprawach wojskowych. Pracowałem w muzeum w Iwano-Frankiwsku i zajmowałem się badaniami. Nigdy nie trzymałem broni w rękach. Po półtora miesiąca na poligonie i kolejnym tygodniu koordynacji bojowej w jednostce zostałem wysłany na front.

„W Ukrainie walczą tysiące historyków, pisarzy, księgowych, bankierów, informatyków, nauczycieli, projektantów i przedstawicieli innych, całkowicie pokojowych zawodów”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Na początku byłem zwykłym ładowniczym, zajmowałem się też konserwacją systemu artyleryjskiego. Potem zostałem radiooperatorem, a późniejdowódcą jednostki kierowania ogniem. Przez jakiś czas służyłem też jako zwiadowca, ale podczas wojny na pełną skalę ponowniedołączyłem do artylerii, gdzie jestem teraz.

Z początku nie było mi łatwo, przede wszystkim ze względu na codzienne życie. Było lato, było gorąco. Przez kilka dni próbujesz poukładać swoje życie. Potem następuje zmiana kierunku i zaczynasz wszystko odnowa w nowym miejscu...

Mój tak zwany chrzest bojowy był 4 sierpnia 2015 roku. Pojechaliśmy na dyżur bojowy i otrzymaliśmy rozkaz trafienia w cel. Pamiętam, jak jechaliśmy Hiacyntami [bezwieżowa haubicoarmata produkcji radzieckiej – red.],każde działo wystrzeliwało po dwa pociski. I nagle zdajesz sobie sprawę, że to już nie jest poligon, że wróg może zareagować. Boisz się i... chcesz więcej.

Służyłem wtedy już prawie rok. W tym czasie mieliśmy tylko trzy straty, ale nie były to straty bojowe, lecz związane ze spożyciem alkoholu przez żołnierzy. W tamtych latach, niestety, w wojsku było tego dużo. Teraz jest zupełnie inaczej. Teraz nasze straty są stratami bojowymi. A to bardzo ciężko stracić towarzyszy broni. Zwłaszcza tych, których znało się osobiście.

Jednym z moich przyjaciół, który zginął, był Jura Dżus, również historyk, studiowaliśmy razem na uniwersytecie. Zginął w kwietniu 2023 roku w obwodzie ługańskim... Na początku ogarnęło mnie coś podobnego do depresji, potem przyszła złość. Jednak dopóki żyjesz, podnosisz się i wracasz do swojej pracy.

„Żaden strach nie powinien mnie pokonać”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Niejeden raz myślałem o własnej śmierci, ale nigdy nie znalazłem odpowiedzi na pytanie, czy się boję. Żaden strach nie powinien mnie pokonać. Było kilka momentów, w których prawdopodobnie potrzebowałem pomocy psychologa, ale nigdy do nikogo się nie zwróciłem i ostatecznie poradziłem sobie sam.

Udało mi się pomóc sobie nawet po powrocie do cywilnego życia w 2016 roku.

Nie mogłem się doczekać demobilizacji, chciałem wrócić do domu. A kiedy w końcu wróciłem, myślałem tylko o tym, czy postąpiłem słusznie. Czy powinienem był zostać na wojnie? Chodziłem po mieście, patrzyłem na twarze ludzi, domy i próbowałem zrozumieć, czy to jest mój świat

Ale stopniowo się przystosowałem. Przeprowadziłem się do Kijowa, gdzie zacząłem pracować w Muzeum Ukraińskiej Diaspory.

Co sądzisz o cywilach, którzy zdecydowali się ignorować wojnę przez tyle lat?

Do 2022 roku nie było potrzeby, by na froncie była bardzo duża liczba ludzi, więc czułem się wtedy dobrze. Teraz, gdy sytuacja bardzo się zmieniła, mam inne myśli... Lecz kiedy przyjeżdżam na wakacje, staram się wyłączyć, bo po to przyjechałem.

Jednak chociaż nadal mogę kontrolować swoje myśli, nie mogę kontrolować niektórych reakcji. Na przykład jeśli usłyszę ostry dźwięk, natychmiast odwracam głowę w jego kierunku. Na poziomie podświadomości wiem, że ostry dźwięk jest źródłem niebezpieczeństwa.

„Zwierzęta, jedzenie i natura pomagają mi odzyskać siły”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

W pierwszych miesiącach inwazji miliony ludzi wyjechały za granicę. A ty, wręcz przeciwnie, wróciłeś z zagranicy.

Byłem w Izraelu. Jako historyk od dawna rozumiałem nieuchronność poważnej wojny z Rosją; to była tylko kwestia czasu. Ale szczerze mówiąc nie sądziłem, że stanie się to w lutym 2022 r. – w tym czasie działania Putina przypominały raczej demonstrację. Wydawało mi się, że kiedy wróg naprawdę chce zaatakować, ukrywa swoje zamiary, aby nagle zadać druzgocący cios. Ale się myliłem.

Wróg miał nadzieję, że ta demonstracja nas zdemoralizuje, ale stało się dokładnie odwrotnie. Skontaktowałem się z chłopakami, z którymi wcześniej służyłem, a oni znaleźli dla mnie miejsce w mojej starej brygadzie. Dwa tygodnie po powrocie do Ukrainy byłem już na froncie.

To trwało dwa tygodnie bez przerwy

Opowiesz o jakimś ważnym dla Ciebie momencie na polu bitwy?

Prawdopodobnie była to bitwa o Pawliwkę w sektorze Wuhłedaru, w październiku 2022 roku. Wcześniej przez kilka dni na naszych pozycjach nicsię nie działo, padał deszcz i wszyscy byli nawet trochę zrelaksowani. Rankiem 29 października przyszedł rozkaz otwarcia ognia – i trwało to przez dwa tygodnie prawie bez przerwy. Strzelasz, przeładowujesz amunicję, strzelasz ponownie – wydaje Ci się, że trwa to wiecznie. Wróg miał dwie brygady piechoty morskiej, które zamierzały iść na Kurachowe i zająć całą południowo-zachodnią część obwodu donieckiego. Ale udało nam się dopilnować, żeby nie poszli dalej niż do Pawliwki.

Bardziej pamiętam nie bitwy, ale to, co widzę wokół siebie. Krajobrazy, zmiany pór roku. Nawet będąc na froncie można dostrzec piękno wokół siebie. To uspokaja i pomaga się nie wypalić. Pomagają też małe radości, na przykład gdy uda ci się wyspać lub zjeść coś smacznego, kiedy rozmawiasz z bliskimi albo kiedy po prostu jest ładny dzień.

Nadal robisz notatki w terenie?

- Nie. Piszę tylko posty na Facebooku. Nie jestem pewien, czy tym razem będę chciał napisać książkę. Ale chcę czytać – znajduję na to czas, gdziekolwiek jestem. Mój e-czytnik, na który ciągle ściągam nowe książki, jest zawsze ze mną. To różne książki, ale większość dotyczy historii.

Kiedy służyłem w 2015 roku, zorganizowałem bibliotekę polową na froncie. Książki, które koledzy wysyłali mina front na moją prośbę, wkładałem do skrzyni artyleryjskiej, pisałem na niej „Biblioteka”, a moi towarzysze często brali stamtąd coś do czytania

Zadają Ci pytania o historię?

Tak, ciągle. Najczęściej proszą, bym opowiedział imo tym, jak to było między Ukrainą a Rosją w różnych czasach. Wiele pytań zadają chłopaki ze wschodnich regionów, którym przez całe życie przedstawiano te wydarzenia w zniekształcony i wypaczony sposób. Pytają o szczegóły i przyznają, że przed wojną na pełną skalę ich obraz świata był zupełnie inny. Rozmawiamy również o obecnej sytuacji.

Twój post na Facebooku, w którym wyjaśniasz, dlaczego Ukraina potrzebuje pomocy w postaci broni i pieniędzy od swoich zachodnich partnerów, a nie wezwań do rozejmu, doczekał się setek tysięcy repostów i został przetłumaczony na różne języki. Wielokrotnie podkreślałeś, że rozmowy pokojowe, do których niektórzy politycy wciąż wzywają Ukrainę, nie rozwiążą sytuacji, a jedynie ją pogorszą.

Tak, bo Rosja jest gotowa do negocjacji tylko pod warunkiem całkowitej kapitulacji Ukrainy. I nawet jeśli nie będzie to całkowita okupacja, będzie to odrzucenie zachodniego wektora rozwoju, powrót sił prorosyjskich do ukraińskiej polityki i oddanie tych części regionów, które jeszcze posiadamy, a które Rosja już uważa za swoje.

W naszym przypadku tak zwany scenariusz koreański, w którym Rosja zachowałaby część już zdobytych ziem ukraińskich, a wolna część Ukrainy rozwijałaby się w pożądanym przez nią kierunku, jest niemożliwy. Tak się nie stanie, bo Rosja wciąż tam jest i nigdy się na to nie zgodzi.

Nazar stara się czytać, gdziekolwiek jest. Stworzył nawet bibliotekę polową. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jeśli jakikolwiek europejski polityk nie zdał sobie jeszcze sprawy z tego, że Putin nie zatrzyma się na Ukrainie, to nie przestudiował historii. Hitler też kiedyś obiecał, że zadowoli się Sudetami i nie zajmie całej Czechosłowacji. Złamał tę umowę pięć miesięcy po jej podpisaniu, a po zajęciu Czechosłowacji dokonał inwazji na Polskę. Historia się powtarza, a jeśli Ukraina upadnie, nasi partnerzy będą musieli walczyć o jeden z krajów NATO. Inwestując teraz stosunkowo niewielką część swojego budżetu w pomoc Ukrainie, nasi partnerzy mają możliwość uniknięcia takiego scenariusza poprzez uszczuplenie potencjału militarnego Rosji. To, o co prosimy, to niewielki ułamek tego, czym dysponują kraje zachodnie. Ale ta pomoc może odegrać dla nas kluczową rolę.

Obecnie sytuacja na froncie jest trudna: wiele broni nie jest dostarczanych, a do innych nie ma amunicji ani części zamiennych. Ale nadal walczymy, ponieważ nie mamy innego wyboru.

Co pomaga Ci iść dalej?

Zrozumienie, że robię to, co muszę. I wsparcie mojej rodziny: narzeczonej, matki. W trudnych chwilach zawsze powtarzam sobie, że mogło być gorzej, i to pomaga. Pomaga też myśl, że pewnego dnia wrócę do cywilnego życia, do pracy i badań. Będę robił to, co kocham, i to w niepodległej Ukrainie, a nie w rosyjskiej kolonii.

Nazar Rozłucki i jego dziewczyna Hanna. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Dlatego jestem na froncie. W pewnym sensie walcząc bronię swojego prawa do pisania jako naukowiec prawdy o historii Ukrainy. Nie chcę, żeby ktoś przychodził i mówił mi, co mam pisać i jak mam żyć. Zrobię wszystko, by tak się nie stało.

No items found.
Twarze wojny

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Anastazja Kuźmińska, pseudonim „Orzech”, na wojnie jest od 2022 roku. Była sanitariuszką, teraz uczy się obsługi dronów.

Śmierć taty nie może pójść na marne

– Romantyzowałam wojnę – mówi Nastia Sestrom. – Wcześniej próbowałam dołączyć do ATO [operacja antyterrorystyczna przeciw seperatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego, rozpoczęta w 2014 r. – red.], ale dziewczyna z dyplomem z prawa nie była wtedy potrzebna. Patrzyli na mnie i kręcili palcem na mojej skroni. Ale kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zdałam sobie sprawę, że teraz po prostu muszę iść na wojnę.

Mój tata zginął na froncie w marcu 2022 roku, na kierunku mikołajowskim. Rosjanie przylecieli helikopterami i zaczęli strzelać. Miał 60 lat, walczył od 2014 roku. Nie myślałam o zemście. Ale pomyślałem, że jeśli na tym się skończy, to wszystko na nic. Śmierć mojego taty nie może pójść na marne.

Nie przygotowywałam się do wojska, bo nie wiedziałam, na co się przygotować. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabiorą. Na początku zaproponowali mi pracę kucharza. Zgodziłam się, ale nic z tego nie wyszło. Potem była kolejna próba: strzelec. Też się nie udało. Ale udało mi się zostać medykiem pola walki. Kiedy powiedzieli mi, że zostanę zrekrutowana, zacząłam się przygotowywać. Oglądałam dużo filmów, czytałam literaturę, chociaż nigdy nie wiadomo, na co konkretnie się przygotować.

"W wojsku oficjalnie wszyscy są równi, ale w rzeczywistości tak nie jest. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić".

Na wojnie przetrwanie to kwestia przypadku, ale nie można być idiotą. Na przykład: „Nie zejdę do okopu podczas ostrzału, bo tam jest woda”. Albo: „Nie będę padał na ziemię za każdym razem, gdy leci pocisk”. Tak się nie robi. Między komfortem a bezpieczeństwem musi być równowaga.

– Co jest najgorsze w wojnie? Chaos. Wszystko może ci się przydarzyć w każdej chwili. Nigdy nie zdarzyło się, by wszystko szło zgodnie z planem.

To straszne, gdy giniesz nie podczas wykonywania rozkazu, jak bohater, ale trafiwszy pod ostrzał w drodze do latryny. Albo gdy nieostrożny dowódca pomyli kierunki. Taki chaos jest przerażający

Byłam pod ostrzałem. Jechaliśmy samochodem i wleciał w nas dron. To było nie tyle przerażające, co niespodziewane.

Ale najstraszniej jest wtedy, kiedy wydaje się, że to się nigdy nie skończy. Siedzisz w piwnicy, codziennie ostrzeliwana, i nic się nie zmienia. Oni walą raz za razem, a ty siedzisz. W pewnym momencie wydawało się, że ktoś z nas tego nie wytrzyma. Nie ty, ale ktoś obok ciebie. Kiedyś byłam w jednym miejscu przez 17 dni. Jedzenie było złe, woda jeszcze gorsza.

Cały ikonostas nagród

— Ides — Buzz, coś w pobliżu przeleciało obok. Wsiadasz do samochodu - bas, znowu poleciał. Boisz się, ale strach szybko ustępuje. Przetrwał i dobrze.

– Idziesz, a tu coś obok ciebie przelatuje. Jedziesz samochodem – znowu coś leci. Boisz się, ale strach szybko mija. Przeżyłaś i masz się dobrze.

Nie zawsze są warunki. A raczej prawie zawsze nie ma warunków. Wzięcie kąpieli to duży problem. Zdarzało się, że przez miesiąc musieliśmy myć się wyłącznie wodą z czajnika podgrzewaną na kuchence. No i żeby się umyć, trzeba się gdzieś schować przed mężczyznami. Mój rekord to 17 dni bez mycia, ale zazwyczaj kąpanie jest raz w tygodniu. Gdybym nie miała sumienia, mogłabym prosić dowódcę o zgodę na częściej, ale wtedy ktoś inny by się nie wykąpał.

Większość moich ran jest po małych odłamkach. Kilka małych plamek, które krwawią. Patrzysz na i wydaje ci się, że w przedszkolu bardziej krwawiłaś, gdy rozbijałaś sobie kolana. Ale takie obrażenia są bardzo niebezpieczne

Wyciągałam ludzi, którzy później umierali w szpitalu. Wyciągałam zwłoki. Ale nikt nie umarł w moich ramionach.

Nagród to ja mam cały ikonostas (śmiech). Żelazny Krzyż, dyplom od Rady Najwyższej, odznakę trzeciego stopnia za zasługi dla miasta. Nie wiem, dlaczego je dostałam.

Któregoś dnia dostałam rozkaz: Kuźmińska jutro wyjeżdżasz. Myślałam, że zabierają mnie na jakąś ważną rozmowę. Okazało się jednak, że to była ceremonia wręczenia medalu. Żyliśmy wtedy w okopach, ostrzeliwani z moździerzy, czołgów i helikopterów. Pomogłam jednemu rannemu, przeżył. Może dlatego dali mi ten medal.

Dlaczego idę jeszcze raz

– Medyczka to oczywiście ładnie brzmi, ale w wojsku nie ma kobiecych określeń – to jedna wielka bajka dla telewizji. W wojsku niby wszyscy są równi, ale kobiety zazwyczaj dostają papierkową robotę. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić.

Armia zawsze potrzebuje pieniędzy, dronów, jedzenia, ubrań, broni, samochodów, leków. I ludzi.

Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni. Moje życie nie jest cenniejsze niż życie moich kolegów. Dlatego nie rozumiem, dlaczego miałoby być jakieś specjalne traktowanie. Jako medyk bojowy muszę wykonywać swoje obowiązki także na polu bitwy. Początkowo nie wolno mi było tego robić, ale w końcu się udało.

Podczas służby miałam do czynienia z całym batalionem różnych żołnierzy. I traktowali mnie różnie. Niektórzy życzliwie, inni jak sposób na uniknięcie służby. Bo medyk pola walki może wysłać żołnierza na leczenie, czyli na odpoczynek. Byli tacy, którzy mnie chronili. Byli też dżentelmeni, którzy pierwszą wpuszczali mnie do okopu, gdy zaczynał się ostrzał.

Bycie medykiem bojowym to ważna i potrzebna praca, ale ja chcę robić coś bardziej wymagającego i satysfakcjonującego. Dlatego uczę się na operatora dronów

Teraz możliwości nauki latania dronami są ograniczone. Dzięki wolontariuszom mamy pewne programy, ale one nie wystarczą, jest sporo wymagań. Latania dronami jest bardzo trudne, to dużo teorii i praktyki. Jak jazda samochodem, tyle że w trzech wymiarach.

Wszyscy instruktorzy to mężczyźni – cywile. Ponieważ mam doświadczenie wojskowe, nie wiedzą, jak ze mną postępować. Jak skończę szkolenie, wrócę na front.

„Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni”.

Wierzę, że zwycięstwo nadejdzie, gdy Rosja zniknie. Na wojnie co chwilę ktoś ginie. Nie mogę przez to spać, nie mogę cieszyć się życiem. Dlatego idę na wojnę. Jeszcze raz.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ksenia Minczuk

Ma zaledwie 28 lat, ale o Ukrainę walczy już od siedmiu. Julia Mykytenko jest starszą porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy i dowódczynią plutonu dronów. Z wykształcenia filolożka, wstąpiła do wojska w 2016 roku wraz z mężem. Po jego śmierci rozpoczęła pracę w Kijowskim Liceum Wojskowym. Ale pierwszego dnia inwazji Rosji na pełną skalę była poszła do poboru.

Nie chciałem być w wojsku

W mojej rodzinie nie było wojskowych, tylko mój dziadek pływał na okręcie podwodnym. Ojciec służył w armii radzieckiej, ale jako poborowy. Od 2014 roku jest ochotnikiem w batalionie operacyjnym Gwardii Narodowej Ukrainy im. Serhija Kulczyckiego. Mama jest psychoterapeutką, pomaga żołnierzom i cywilom.

Nie aspirowałam do bycia żołnierką. Jako obywatelka mojego kraju chciałam po prostu stanąć w jego obronie, gdy zajdzie potrzeba. Mam wykształcenie filologiczne, ukończyłam Akademię Kijowsko-Mohylańską – 2014 r., gdy wybuchła wojna, kończyłam drugi rok. Bardzo chciałam zostać tłumaczką symultaniczną lub krytyczką literacką, jednak walki na wschodzie zmieniły moje plany. W 2015 roku poznałam mojego męża; służył już w batalionie zwiadowczym. Kiedy się pobraliśmy, został zdemobilizowany. Widziałam jednak, jak trudno było mu wrócić do cywilnego życia, gdy w kraju wciąż trwała wojna. Zdecydowaliśmy, że jak tylko skończę studia licencjackie, razem podpiszemy kontrakt z armią.

Rodzina mnie nie zniechęcała. Ojciec, który był wtedy na wojnie od prawie dwóch lat, w pełni ufał mojemu mężowi, który przygotowywał mnie do wojny
Julia marzyła o karierze tłumaczki lub krytyczki literackiej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Głównie to były ćwiczenia fizyczne i obsługa broni. Bez jego wsparcia i pomocy byłoby mi znacznie trudniej zintegrować się z systemem wojskowym. W 2016 roku poszliśmy do wojskowego biura rekrutacyjnego jako ochotnicy. Służyliśmy w 54. samodzielnej brygadzie zmechanizowanej, stacjonującej w tym czasie w Bachmucie. Mąż od razu został przydzielony do jednostki bojowej, ja otrzymałam stanowisko urzędniczki w sztabie, na drugiej linii frontu. Później zostałam księgową. Służyłam na tych stanowiskach przez rok. Później był trzymiesięczny kurs oficerski, a po powrocie od razu zostałam mianowana dowódcą plutonu piechoty. Później zaproponowano mi stanowisko dowódcy samodzielnego plutonu rozpoznawczego. I właśnie wtedy przekonałam się na własnej skórze, czym jest seksizm w wojsku.

Nie chcieli być pod komendą „baby”

To był chyba jeden z najtrudniejszych okresów mojej służby. Spotkałam się z zaciekłym oporem ze strony mężczyzn. I to pomimo tego, że mnie znali, służyliśmy w tym samym batalionie. Tyle tylko, że wcześniej byłam księgową. Gdy tylko zostałam mianowana dowódcą plutonu, wybuchł skandal. Miałam zaledwie 21 lat, bez doświadczenia bojowego.

Powiedzieli mi: Jesteś kobietą, nie możesz zajmować kierowniczego stanowiska w armii
Podczas misji bojowej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nieustannie wytykali mi, że robię coś źle, próbowali podważyć mój autorytet. Mówili, że nie chcą być pod komendą „baby”. Pierwsze zdanie, jakie usłyszałam, gdy wyjeżdżaliśmy z poligonu do walki, brzmiało: „Nie boisz się? Oni tam strzelają”. To było naprawdę bardzo obraźliwe. Do tego dochodziły nieprzyzwoite żarty i niestosowne komentarze. Z powodu takich sytuacji w mojej jednostce pozostały tylko 4 z 10 osób, reszta odeszła. Ci, którzy pozostali, byli przyjaciółmi mojego ukochanego. On bardzo mnie wspierał.

Ale zginął. Od odłamków. Tego dnia była ewakuacja, wszystko słyszałam w radiu. Ewakuacja trwała bardzo długo z powodu ciągłego ostrzału. Próbowali go reanimować i operować, zmarł na stole operacyjnym.

Po śmierci męża trudno było mi z powodów emocjonalnych pozostać na oddziale. W czerwcu 2018 roku przeniosłam się do Kijowskiego Liceum Wojskowego im. I. Bohuna. Pracowałam tam również jako dowódca plutonu.

Kiedy odchodziłam ze służby, obiecałam sobie, że wrócę do wojska tylko w przypadku wojny na pełną skalę. I tak się stało

Chaos w biurze werbunkowym

Spakowałam swój plecak wojskowy 23 lutego. Właściwie wszyscy weterani ATO [operacji antyterrorystycznej – aut.] rozumieli, że nastąpi rosyjska ofensywa. Nie zdawaliśmy sobie tylko sprawy z jej skali. Myślałam, że wszystko wydarzy się w obwodach donieckim i ługańskim. To było dla nas nieoczekiwane, że wrogowi udało się dotrzeć do autostrady Żytomierz i podejść tak blisko stolicy. Mieszkam w Wysznewe niedaleko Kijowa. Pierwsze eksplozje przespałam, obudziłam się dopiero wtedy, gdy okna w domu zaczęły się trząść.

W mojej głowie pojawiło się pytanie: „Jak to możliwe w rejonie Kijowa? Może to była jakaś eksplozja przemysłowa?”. Dopiero kiedy obejrzałam wiadomości, wszystko zrozumiałam. Choć byłam przypisana do drugiego rzutu rezerwy, natychmiast udałam się do biura werbunkowego. Była godzina 10 rano, panował tam straszny chaos, mnóstwo ludzi czekało na swoją kolej.

Przez te dwa lata inwazji stosunek do kobiet w wojsku bardzo się zmienił. Wtedy, w biurze werbunkowym, patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale już bez lekceważenia

Zostałam przydzielona do ochrony komisariatu wojskowego. Później złożyłam podanie o przeniesienie do jednostki bojowej. W czerwcu wróciłam do swoich ludzi, do 54 brygady. Teraz jestem dowódcą plutonu dronów w rozpoznaniu powietrznym.  W jednostce „Piekielne Szerszenie” dowodzę ponad dwoma tuzinami ludzi.

Drony - oczy wojny

Już w 2017 roku powiedziałam, że powinniśmy walczyć technologią, a nie ludźmi. Moim zadaniem jako dowódcy plutonu jest organizowanie stałego nadzoru wideo z dronów za linią frontu, dostosowywanie ognia artyleryjskiego, prowadzenie szczegółowego rozpoznania, wykrywanie wroga i przekazywanie danych do dowództwa. Najtrudniej jest patrzeć, jak giną twoi towarzysze. Często oglądamy to z dronów.

Najgorzej jest widzieć, jak wróg strzela do ludzi w okopach, którzy są gotowi się poddać lub nie zdążyli się wycofać

Brakuje nam dronów, w tym szybkich dronów FPV. Dla porównania: wróg może mieć ponad 50 lotów dziennie, podczas gdy my mamy do 10. Podczas szturmów większość dronów tracimy, bo latamy wtedy w każdą pogodę: śnieg, deszcz, mgła – bez znaczenia. A te drony są cywilne, więc nieprzystosowane do trudnych warunków pogodowych.

Kolejnym problemem jest biurokracja: wypisywanie wszystkich tych papierów, udowadnianie sensowności użycia dronów. Musimy dostarczyć certyfikaty operatora, dane o warunkach pogodowych i dowieść, że lataliśmy bez naruszeń. Obliczyliśmy, że do spisania drona na straty potrzeba około 15 dokumentów. Chociaż ministerstwo obrony ogłosiło niedawno przejście na elektroniczne zarządzanie dokumentami, liczba dokumentów nie zmniejszyła się.

Szkoda też, że wciąż polegamy na chińskich maszynach – wszystkie te drony Mavic są przez nich produkowane. A jeśli Chiny nałożą embargo na eksport dronów, będzie problem. Jesteśmy też teraz bardzo zależni od zachodniej broni. Musimy zbudować własne fabryki broni i amunicji.

Wagnerowcy - porywacze ciał

Nigdy nie zapomnę, jak ewakuowaliśmy „dwusetki” [tzw. ładunek 200 – w wojskowej nomenklaturze ukraińskiej i rosyjskiej poległy żołnierz – red.] z szarej strefy. Jestem przekonana, że każdy obrońca Ukrainy powinien wrócić do domu. A często z powodu ciągłego ostrzału bardzo trudno jest zabrać ciała z pola bitwy – czasami do wroga jest zaledwie 100 metrów.

Jednak pomimo niebezpieczeństwa poszliśmy na rekonesans. Trzeba było się dowiedzieć, gdzie są ciała, wybrać pogodę i czas. Najlepiej taki, w którym w pobliżu nie latałyby drony wroga, które mogłyby nas namierzyć – czyli moment, w którym będzie deszcz, śnieg lub mgła. Zespół ewakuacyjny składa się z co najmniej sześciu osób: cztery do ewakuacji, dwie do osłony. Często trzeba było przejść 5-6 kilometrów, trzeba koordynować nasze działania z innymi jednostkami, w pobliżu których będziemy przechodzić podczas ewakuacji. To również wymaga dużo czasu, wysiłku i zasobów. Ale warto i trzeba.

Julia i zniszczony czołg wroga. Zdjęcie: archiwum prywatne

Pamiętam też, jak w zeszłym roku, w lutym, w naszym kierunku szło wielu wagnerowców. Szturmowali Sołedar i zabierali ciała zabitych – zarówno naszych, jak swoich. Później schwytany wagnerowiec powiedział nam, dlaczego to robią. Okazało się, że przydzielali im nowych bojowników w zależności od liczby przekazanych ciał. Jeśli nasi polegli żołnierze mieli proukraińskie tatuaże lub z innych powodów było jasne, że byli Ukraińcami, wagnerowcy palili ich ciała i dopiero po tym oddawali jako zwłoki swoich.

Wszyscy będą walczyć

Do pójścia na wojnę zmotywowała mnie potrzeba chronienia mojej rodziny. Mam młodszego brata i matkę. Nie chcę widzieć tego, co widzę w Donbasie, w regionie Kijowa. Nie chcę, żeby moja matka musiała opuszczać swój dom i gdzieś emigrować. I wstydziłabym się zhańbić pamięć mojego ojca i męża, którzy na pewno zrobiliby dokładnie to, co ja: broniliby swojego kraju. Tak samo powinni postąpić wszyscy świadomi, zdrowi mężczyźni.

Ukrywanie się nie pomoże. Wszyscy będą walczyć. Nie stać nas na zabawę w demokrację
Z byłym naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy Walerijem Załużnym. Zdjęcie: archiwum prywatne

Przyznaję: w pierwszym roku inwazji byłam przeciwna przymusowej mobilizacji. Ale teraz jest inaczej. Wojsku brakuje ludzi na froncie, ci, którzy walczą, są wyczerpani. Wszyscy się boją. Podczas ofensywy na pełną skalę najbardziej obawiałam się, że nie będę uzbrojona, gdy rosyjskie czołgi przejadą moją ulicą.

A teraz, kiedy jestem tutaj, na froncie, boję się, że zostanę schwytana. Lepiej umrzeć niż być jeńcem wojennym Rosjan

Ludzie muszą zrozumieć, że ta wojna nie skończy się szybko. Mamy własny kraj, z wolnością słowa, demokracją, wartościami – i musimy o niego walczyć. Bardzo podoba mi się wypowiedź amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy'ego, który powiedział: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie. Zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”.

Rosja nie przestanie

Czym jest dla nas zwycięstwo? Jeśli osiągniemy granice z 1991 roku, ale stanie się to strasznym kosztem życia naszych ludzi, nie uznam tego za zwycięstwo. Dla mnie zwycięstwem jest wynegocjowanie najkorzystniejszych dla nas warunków zawieszenia broni i kontynuowanie przygotowań do wojny. Niestety, muszę przygotować na nią moje dzieci. Rosjanie się nie zatrzymają. Historia jest cykliczna. Putin nieustannie powtarza, że Rosja nie może istnieć bez Ukrainy. Jak Rosja może istnieć bez Kijowa? Nie może. Ale wszyscy wiemy, że nie udało im się zająć Kijowa w trzy dni. Czy mogą najechać nas ponownie? Oczywiście, że mogą. Ale teraz jesteśmy znacznie silniejsi. Jestem zaskoczona postawą świata. Europejczycy są bardzo zrelaksowani. Nie mają pojęcia, z czym będą musieli się zmierzyć, gdy Putin zaatakuje Europę. Nie liczę na pomoc Zachodu, ponieważ społeczność międzynarodowa ma własne interesy. Liczę tylko na siebie i moich towarzyszy broni. Ukraińcy przeszli tak wiele w ciągu ostatnich 100 lat: Związek Radziecki, rewolucje, głód, II wojnę światową…

I mimo wszystko przetrwaliśmy. Dlatego Ukraina przetrwa bez względu na wszystko
Julia jest przekonana, że wszyscy będą walczyć. Zdjęcie: archiwum prywatne

Mam 28 lat i jestem na wojnie od prawie 7 lat. Nie żałuję swojej decyzji. Wierzę też, że wojsko ma znacznie większe szanse na przetrwanie tej krwawej wojny. Po jej zakończeniu widzę Ukrainę jako sprawiedliwą i uczciwą. Na pewno wtedy odejdę z wojska, prawdopodobnie będę pracowała w strukturach związanych z reformowaniem armii. Dziś musimy wdrożyć projekty społeczne na rzecz integracji i wsparcia weteranów.

Marzę też o tym, by zostać ministrem obrony, bo to jest stanowisko cywilne. Stworzyłabym silny zespół z ludzi, których znam osobiście, w 100% skutecznych na swoich stanowiskach i robiących wszystko dla wojska, a nic dla siebie.

Ale na razie to tylko marzenia. Teraz musimy przepędzić wroga z naszej ziemi. I tu widzę tylko dwa scenariusze: albo wygramy, albo zostaniemy pokonani. Trzeciej opcji nie ma. Jeśli przegramy tę wojnę, będziemy okupowani przez wieki. Jest więc tylko jedno wyjście: wygrać

20
хв

Julia Mykytenko, żołnierka: Jeśli przegramy tę wojnę, będziemy okupowani przez wieki

Nataliia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Jarosław Mowczun, żołnierz: - Jestem rolnikiem. Jak mógłbym nie bronić ojczystej ziemi?

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress