Exclusive
20
min

O czym mówimy, kiedy mówimy o wojnie i o Ukrainie (jeśli rozmawiamy z trzylatką)

Moje dziecko pokazuje na kobietę, która idzie z naprzeciwka londyńską ulicą. Ma czarną skórę i jest w hidżabie. - Mamo, a ta ciocia to Ukrainka? - Nie nie - mówię. I ona zadaje zasadniczo słuszne pytanie: - A skąd ty to wiesz?

Kateryna Babkina

Ukraińska pisarka Kateryna Babkina jest uchodźczynią. Mieszka z córką w Londynie. Zdjęcie: Tymofii Klubenko

No items found.

Nie mogę nawet sobie wyobrazić, co myśli moja córka na temat tego, czym jest wojna. Na wojnie jest jej tato, dali mu tam czapkę, cały czas jeździ gdzieś samochodem i karmi duże bezpańskie psy. Na wojnę stale trzeba coś kupować. Wojna jest w Ukrainie, Rosjanie spalili samolot „Mrija”. On był bardzo duży, ale po wojnie wszyscy Ukraińcy na pewno go wspólnie odbudują. Na wojnie zginęła ciocia – znajoma mamy, która pisała książki i fotografowała się z białym psem.

Nie mogę nawet sobie wyobrazić, mówiąc szczerze, co ona myśli na temat tego, co to jest Ukraina. Ukraina to jej ojczyzna, ale co to znaczy? Moja córeczka nie urodziła się tam i bardzo krótko tam mieszkała. W Ukrainie jest nasza Tania Kłubniczka (to długa historia), Wika i pierwsza koleżanka Miszy – Mariwi. W Ukrainie mieszka pies, który kradł skarpetki Miszy, kiedy ona była maleńka (tak to wszystkim opowiada, jakby pamiętała!). W Ukrainie pochyliła się czerwona kalina, bo napadli Rosjanie. W Ukrainie sprzedają książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” (to jest po prostu nasz bolesny punkt, dziecko cały czas prosi o książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” i nie to, że mamy ich mało, ale ona jakoś tak to wymyśliła, że jest ich więcej niż  my mamy i co jakiś czas prosi o nową – mówi właśnie tak, kup już teraz, bo z Ukrainy ona jeszcze długo będzie jechała).

Trzyletnia Misza zadaje matce wiele pytań na temat tego, kim są Ukraińcy. Zdjęcie: archiwum prywatne

  Wszystko są to prawdziwe cytaty z rozmów z moją córką. Kiedy ten felieton się ukaże, Misza skończy już trzy lata. Niedawno szłyśmy ulicą i nagle bez żadnej sugestii ona z zachwytem mówi do mnie: „Mamo. Jestem Ukrainką”.

  – Oczywiście – mówię. – Jesteś Ukrainką.

Jasne - odpowiadam. - Jesteś Ukrainką!

   – Mamo, a ty jesteś Ukrainką? - dopytuje.

   – Absolutnie Ukrainką – mówię.

   Wtedy moje dziecko pokazuje na babkę, która idzie z naprzeciwka. Babka ma czarną skórę i jest w hidżabie.

   – Mamo, a ta ciocia to Ukrainka?

   – No nie – mówię.

A ona zadaje zasadniczo bardzo słuszne pytanie:

„A skąd ty to wiesz?”

Córeczka Kateryny Babkiny, Misza. Zdjęcie: archiwum prywatne

 Muszę się przyznać, że zaskoczona przedstawiłam jakiś trochę szalony zestaw cech, które z większym prawdopodobieństwem pozwolą zidentyfikować ciotkę jako Ukrainkę, ale kończę stwierdzeniem, że nie mam pewności, czy ta ciocia jest Ukrainką, i oczywiście lepiej najpierw się upewnić, a dopiero potem stwierdzić, czy ta ciocia jest Ukrainką czy nie.

Moja córka zapomina o tej sytuacji po dziesięciu sekundach, a mnie wciąż jeszcze tygodniami chodzi po głowie, czy czarna kobieta, muzułmanka, z jakiegoś powodu może być Ukrainką lub uważać się za Ukrainkę? Hipotetycznie oczywiście tak, ale czy w praktyce istnieją takie Ukrainki? A tak w ogóle, w dzisiejszych czasach, to kto jest Ukrainką? Znam Ukrainki, które są Żydówkami, Koreankami, Białorusinkami, Tatarkami Krymskimi, urodziły się z obojga litewskich rodziców, którzy od dawna mieszkają w Ukrainie... I kilka innych ciekawych kombinacji. Co je łączy, te, które uważają się za Ukrainki i stoją teraz po stronie Ukrainy, jej niepodległości i wartości (niektóre z nich stoją fizycznie bezpośrednio na linii frontu)? Kiedy nie mieszkamy wszyscy razem w naszej Ukrainie, bo potwory zrzucają na nią bomby, bo jej część znajduje się pod przestępczą okupacją – co nas łączy, tak różnych, z wyjątkiem tej świadomości, że jesteśmy Ukraińcami i Ukraińcami?

 Myślę o swojej córce i o tym, jak kształtuje się jej narodowa tożsamość, i to jest coś, czego po prostu nie da się zrozumieć. Czasami rozmawiam o tym z mamami innych takich samych małych Ukraińców i Ukrainek, którzy tak naprawdę nie mieli czasu być Ukraińcami i Ukrainkami, i dla innych matek to taki sam miszmasz jak dla mnie. Wiadomo tyle, że nic nie wiadomo.

Po pierwsze, jak rozmawiać z dziećmi o Rosjanach, żeby nie powodować u nich traum (u dzieci, bo Rosjan nie szkoda)? Jak izolować się od dobrych Rosjan na placach zabaw dla dzieci, nie stwarzając przy tym nerwowych sytuacji, które stresują małe dzieci? Jak nie prowokować konfliktów wokół swojego dziecka, zrobić tak, żeby w  przedszkolu czy w szkole jakaś tam Ksenia czy jakiś tam Nikita nie pchali się ze swoim podobnym językiem i w ogóle to nawet nie pochodzili blisko? Nie wiem. Mało kto  zna odpowiedzi.

Nienawiść, ból i trauma niektórych rodziców są tak wielkie, że stają się ważniejsze od troski o ocalenie psychiki dziecka i zapewnienie mu stabilnego bezpiecznego środowiska. Ze względu na to, co się dzieje, naturalne jest, że rodzice otwarcie okazują wrogość i deklarują nienawiść. Tylko co z tego może zrozumieć trzylatka, dla której śmierć, zniszczenie i straty to po prostu przeważnie coś abstrakcyjnego, nie do końca  zrozumiałego i dlatego w ogóle niestrasznego (po zranieniu i śmierci Wiktorii Ameliny  mówiąc o  tym z  córką płakałam, ona  pytała, ja odpowiadałam; potem Miszka przez kilka miesięcy wypytywała o różnych naszych znajomych: „A on/ona  już umarł/a czy jeszcze nie?” Pytała z ciekawością i bez dramatyzowania)? Dziecko rozumie, że jest  agresja i wrogość do pewnych ludzi, ale nie wie dlaczego tak jest. I jeśli przyjmujemy za normalną agresję do Rosjan na umownym placu zabaw dla dzieci, to czemu nie można zaakceptować agresji do wszystkich innych dzieci, kiedy przychodzi kolej na huśtawkę?

   Po drugie, jak rozmawiać z dziećmi o tym, co odróżnia Ukrainki i Ukraińców od wszystkich innych ludzi? Wyszywanka, miłość do pieśni, płomienne serce, sen koło okna, a drzemka przy płocie, pierogi, Taras Szewczenko? Moja córka pierogi jadła tylko w Wielkiej Brytanii i we Francji, a Taras Szewczenko wisi u nas w Londynie w pokoju, Misza zna jego wiersze na pamięć i rozpoznaje go na nadrukach oraz w książkach i właśnie kiedyś spytała mnie, czy jej przyjaciółka Renn też czyta wiersze Tarasa Szewczenki o kaczuszkach?  

Nie – mówię – nie czyta.

I znowu słyszę rezolutne pytanie:

– A dlaczego?  

I po prostu nie mam jakiejś normalnej odpowiedzi na to pytanie, bo prawdę mówiąc sama nie wiem, dlaczego Renn miałaby nie czytać Tarasa Szewczenki.

Skoro już wyjechałyśmy z Ukrainy, to przede wszystkim staram się zadbać o psychikę i normalny rozwój mojej córki, jakoś umiejętnie dozować jej informacje o strasznych rzeczach, a mówić przede wszystkim o miłości. Do ziemi – ale potem dziecko prosi mnie, by zamówić jej ziemię z Ukrainy wraz z dostawą. Do miejsc i miast – ale dziecko nie pamięta ukraińskich miast i miejsc, a kocha wiele miejsc i miast nieukraińskich. Do bliskich nam ludzi, ale muszę się przyznać, że nie wszyscy bliscy nam ludzie to Ukraińcy. Puszczam stare ukraińskie pieśni, pokazuję obrazy Marii Pryjmaczenko, maluję z córką pisanki i kraszanki,  nawet pewnego razu zrobiłam lalkę-motankę, ale także słuchamy piosenek cioci Saszy Kolcowej, którą Misza widziała, kiedy była całkiem maleńka, i uczymy się wierszy naszych znajomych cioć i wujków (nawiasem mówiąc, w odróżnieniu ode mnie, urodzonej jeszcze w czasach sowieckich, moje dziecko, kiedy chce z szacunkiem zwrócić się do żaby, nie mówi ciociu żabo, a mówi panie żabo, przez sekundę myślę więc może to jest właśnie to? Ale nie, te wszystkie panie, pani to polskie zwroty). Myślę, jak sprowadzić do jakiegoś  wspólnego mianownika lwa Pryjmaczenko, samolot „Mriję”, farbowane jajko, moje umiejętności splatania wianka z kwiatów i to, przez co jej tato jest na wojnie – ale tak, żeby to było po prostu zrozumiałe dla trzylatki. Ale im dłużej myślę, tym bardziej wydaje  mi się, że zamówienie kilograma ziemi to nie jest taki całkiem głupi pomysł. Żeby cała ta miłość w tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, stała się  po prostu trochę mniej niezrozumiała.

Zdjęcie tytułowe: Sergey Bobok/AFP

No items found.
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
Wychowywanie dzieci
Bezpieczeństwo
Родина
Rozwój

Ukraiński dziennikarka, poetka i pisarka. Laureat Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej „Angelus” za rozdział „Mój dziadek tańczył najlepiej ze wszystkich”. Współpracowała z Esquire, Le Monde, Harpers Bazaar, Ukraińska Prawda, Biznes, Bird in Flight itp. Teksty literackie publikowane w almanachach i antologiach na temat Ukrainy, Europy i USA.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
zagrożenie dla Europy, pomoc dla Ukrainy, agresja rosyjska, wojna

Są dwie drogi, którymi może pójść Europa reagując na to, co od ponad dwóch lat wyprawia w Ukrainie Putin – pisze Philipa Inman, publicysta ekonomiczny „Guardiana” i „Observera”.

Pierwsza wiedzie ku klęsce kremlowskiego dyktatora i stopniowemu, lecz systematycznemu odbudowywaniu europejskiego ładu – z pokojem na granicach, stabilnymi cenami żywności i energii, uspokojeniem rynków finansowych i poprawieniem poziomu życia milionów mieszkańców kontynentu.

Druga droga prowadzi ku przegranej Ukrainy i destrukcji europejskiego porządku – gdy Putin zajmie odpowiadający mu kawałek terytorium sąsiedniego kraju i ośmielony słabością Zachodu będzie planował, a potem zadawał kolejne ciosy. A to, że będzie, jest pewne, skoro od dawna podkłada miny pod wszystko na wschód od Moskwy, co pachnie demokracją, stabilnością i praworządnością: opłaca prorosyjskie partie w Europie, miesza się w demokratyczne wybory, przeprowadza ataki hakerskie, wznieca niepokoje społeczne, narusza granice sąsiadów itd.

Identyczne wyzwanie

Europa wraz z Wielką Brytanią stoją dziś w obliczu identycznego wyzwania, przed jakim stały w 1939 r. – i zdaje się, że równie kiepsko zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Inman gorzko konstatuje, że europejscy przywódcy „chcą, aby pozostawiono ich samym sobie, by mogli uporać się z przyziemnymi, domowymi zadaniami”.

Tymczasem zjednoczona i stanowcza Europa mogłaby z łatwością sprawić, by Ukraina w miarę szybko poradziła sobie z rosyjskim najazdem. Zasoby kilku jej czołowych państw, udostępnione Ukrainie, wystarczyłyby jej do przywrócenia granic z 2014 r. I wcale nie trzeba do tego – zaznacza brytyjski publicysta – wsparcia Stanów Zjednoczonych, choć ten kraj ma w tej sprawie wielkie znaczenie.

Droga do wykrwawienia Moskwy

Drugim sposobem na skuteczne przyciśnięcie Rosji byłoby wprowadzenie ogólnego zakazu handlu z Rosją. Nigel Gould-Davies, starszy specjalista ds. Rosji i Eurazji w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych, cytowany przez Inmana, mówi: „Należy jednak założyć, że żadna zachodnia firma nie pomaga reżimowi, który zagraża żywotnym zachodnim interesom bezpieczeństwa”. 

Od tej reguły można by ustanowić wyjątki, które pozwoliłyby prywatnym rosyjskim funduszom wypłynąć poza Rosję. 

To z kolei „wykrwawiłoby moskiewskie instytucje finansowe” – a wtedy Rosja nie miałaby już czym płacić za chińskie towary i bratnie wsparcie Pekinu dla niej by się skończyło

Dlaczego więc Zachód z Europą na czele nie wprowadza tego zakazu? Bo podobno byłoby to wbrew prawu międzynarodowemu. Tak przynajmniej twierdzi główny hamulcowy w tej materii: Niemcy. Te same Niemcy, które – jak zauważa Inman – wysyłają do Rosji przez Armenię swoje samochody oraz części mechaniczne i elektryczne do różnych urządzeń.

Strażnicy międzynarodowego porządku

Istnieje też trzecia, jeszcze prostsza droga wsparcia Kijowa: wykorzystanie rosyjskich aktywów znajdujących się w europejskich centrach finansowych do finansowania obrony Ukrainy przeciw Rosji. Większość z 300 miliardów dolarów aktywów rosyjskiego banku centralnego jest stosunkowo łatwo dostępna, bo znajduje się na belgijskiej giełdzie Euroclear. Co więcej, jak twierdzi Gould-Davies, grupa wybitnych międzynarodowych ekspertów opracowała już legalny plan wykorzystania tych pieniędzy na rzecz Ukrainy.

W czym więc problem. W braku dobrej woli. Niemcy, które znajdują się w centrum debaty na ten temat, znowu są przeciw i z tej samej co poprzednio przyczyny: „należy przestrzegać powojennego porządku międzynarodowego”. Jego naruszenie uderzyłoby zdaniem Berlina w wiarygodność Niemiec i całej Europy, przez co globalne Południe zraziłoby się do Zachodu.

Najpierw zwycięstwo, potem odbudowa

Przeciwnicy asertywnych rozwiązań, chcąc wykazać swoją dobrą wolę i zrozumienie dla sprawy ukraińskiej, lubią mówić o tym, że – owszem – pieniądze z rosyjskich aktywów Ukrainie się należą, ale nie teraz, lecz po wojnie, gdy powstanie rejestr ukraińskich szkód i ruszy odbudowa. 

„Dla uszu Putina to słodka muzyka” – komentuje brytyjski publicysta, przypominając trzeźwą opinię Timothy’ego Gartona Asha, wybitnego brytyjskiego historyka i eksperta Chatham House: „Ukraina musi najpierw wygrać wojnę, co oznacza zapewnienie jej pieniędzy na zakup broni, gdziekolwiek będzie mogła ją zdobyć”. 

Wojna w Ukrainie jest dziś najważniejszym zagrożeniem dla Europy – konkluduje Inman. 

Nie ma czasu na gadanie. Trzeba działać.

20
хв

Philip Inman: W Europie mamy dziś rok 1939 bis

Sestry

<frame>Tym tekstem Olgi Gembik rozpoczynamy cykl artykułów zatytułowany „Portrety siostrzeństwa”. Chcemy w nim opowiedzieć o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi, ale nie tylko o tym – także o nieporozumieniach, które ostatecznie stworzyły nową wiedzę obu narodów o sobie nawzajem. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi lub ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas na adres: redakcja@sestry.eu <frame>

Na jednym z niedawnych eventów w Warszawie rozmawiali o uchodźcach z Ukrainy: przedstawiali statystyki i szukali sposobów na integrację Ukraińców z polskim społeczeństwem. Mnie zainteresowało coś innego – prezentacja badań, które właśnie zostały przeprowadzone. Slajdy pokazywały małe dzieci noszone przez matki w grubych chustach zawiązanych w supeł na plecach, mężczyzn w bawełnianych portkach i czapkach uszankach. Typowe radzieckie powojenne życie.

Uśmiechnęłam się, wysłałam zdjęcia znajomym – wszyscy byliśmy zaskoczeni. OK, powiedzmy, że sztuczna inteligencja wygenerowała te obrazy, inspirując się starymi, czarno-białymi filmami. Ale dlaczego organizatorzy eventu nie mieli z tym problemu?

„Czasem ma się ochotę wyjść na plac Republiki i krzyknąć do nieba: ‘Hej, jesteśmy tacy sami jak wy! Po prostu nasz kraj jest w stanie wojny’. Ale to na nic – oni tego nie zrozumieją”. Wiktoria jest uchodźczynią wojenną z Ukrainy, w 2022 roku trafiła do Rzymu. Miała mieszkanie niedaleko Kijowa i własną, choć niewielką, firmę turystyczną w centrum stolicy. W jednej chwili wszystko się zmieniło – teraz jej dom remontują, a ona stoi w kolejce po puszkę tuńczyka i paczkę makaronu w ośrodku dla uchodźców.

Donna o fioletowych włosach przygląda się jej misternemu manicure, spogląda na nią z góry i z dołu, aż w końcu rzuca: „Wcale nie jesteś taką biedną uchodźczynią!”. Wiktoriia dziękuje jej, zastanawiając się, czy jest wystarczająco wdzięczna, potem dziękuje jeszcze raz, odwraca się i już nie wraca

Do tej rozmowy doszło jeszcze zanim wszyscy w Europie zaczęliśmy mieć siebie dość. Znajoma polska para, która pomagała uchodźcom z Ukrainy, powiedziała kiedyś, że nie każdy jest w stanie dłużej ciągnąć wolontariat.

Tak, w czasach wstrząsów większość ludzi podzieli się ostatnimi pieniędzmi z potrzebującymi z najlepszych intencji i z potrzeby serca. Ale niestety niewiele osób ma wystarczająco rozwiniętą empatię – jeden z elementów inteligencji emocjonalnej według Daniela Golemana. Empatia niekoniecznie jest entuzjastycznym pomocnikiem, ponieważ nie jest równoznaczna z działaniem. Za to człowiek, który ją ma, bezbłędnie rozumie stan emocjonalny innej osoby, z łatwością wyobrażając sobie siebie w jej butach. I jest w stanie wczuć się w jej sytuację.

Czasami myślę, że to właśnie empaci, którzy robią dobre uczynki, są kanonizowani przez Kościół jako święci. Oczywiście jest ich znacznie mniej niż tych, którzy chcą pomóc

Dzieci noszone przez matki w chustach na plecach, mężczyźni w bawełnianych portkach i czapkach uszankach – z takimi „podręcznikowymi” uchodźcami łatwiej sympatyzować. Co innego, jeśli ukraińska uchodźczyni nosi torebkę Birkin Herm?s. Fakt, że jest to jedyna rzecz, którą udało jej się złapać przed ostatnim nalotem w domu, pozostaje za kulisami.

Włoch, który prowadzi improwizowany teatr w Rzymie, w którego zespole są uchodźcy z Ukrainy, pojął to intuicyjnie. Dziewczyny nauczyły się po włosku swoich ról prawie bez akcentu, ale pojawił się problem z ubraniami. „To zbyt europejskie” – pomyślał reżyser. Osobiście odwiedził więc najbliższy sklep z używanymi rzeczami i za kilka euro kupił coś używane spódnice i bluzki. Niektóre z nich postanowił nawet podrzeć – wszystko w imię sztuki.

W dniu premiery na parterze siedzieli doradcy burmistrza, przedstawiciele władz miasta, członkowie administracji i ich żony. Wszyscy byli wzruszeni, klaskali i krzyczeli: „Bravissimo!”.

Wrzucili do kapelusza tyle datków, że dyrektor teatru nie mógł się doczekać kolejnej premiery. Powinnyśmy mu powiedzieć, żeby kupił czapki uszanki?

„My też przyjęliśmy uchodźcznię!” – tak syn wspaniałej austriackiej pary poinformował swoich przyjaciół o mojej znajomej na Facebooku. Rodzice wielu jego kolegów ze szkoły przyjęli już Ukraińców, a jego jeszcze nie. Tyle że uchodźczyni okazała się irytująca już od pierwszego dnia: chodziła z pokoju do łazienki i z powrotem, skrzypiała na schodach, coś gotowała, trzaskała drzwiami. Krótko mówiąc, żyła swoim codziennym życiem – chociaż przeważnie przebywała w parku, by nie przeszkadzać. Tydzień później, kiedy wróciła ze spaceru, znalazła swoje rzeczy starannie ułożone na schodach. Wyszła wzruszając ramionami. „Każdy może przeceniać swoje siły. Muszę być wdzięczna” – napisała ze zrozumieniem moja mądra przyjaciółka na Facebooku.  

Kateryna również zyskała trochę mądrości. Włoskiej rodzinie, która udzieliła jej schronienia, dziesięć razy musiała opowiadać o swojej ewakuacji z Hostomla, o tym, jak jej dom zapalił się od ostrzału wroga.

Gospodyni, starsza pani, parzyła kawę i zapraszała koleżanki na ciastka – zajmowały miejsca na widowni, z nogami na kanapie. Kateryna wzruszyła ramionami i zaczynała swoją opowieść od nowa. Panie achały i ochały

A potem wyprowadziły dodatkowy blitz. „Tak, my też jemy makaron”, „Nie, Ukrainka nie ma obowiązku posiadania pięciorga dzieci”, „Nie, nie wiem, jak ugotować barszcz”, „Tak, byłam wiele razy za granicą”, „Nie, nie każdy marzy o życiu we Włoszech” – wyjaśniała uprzejmie i cierpliwie.

„Zdałam sobie sprawę, że to, co najbardziej szokuje te kobiety, to nie ostrzał i bomby, ale nasze podobieństwo. Przyjęcie do wiadomości, że jesteśmy takie same, jest jak przyznanie, że one również mogłyby być na naszym miejscu, w niebezpieczeństwie, i że wojna jest gdzieś bardzo blisko. A to trochę coś innego niż zajmowanie miejsc na widowni” – mówi Kateryna, poprawiając wyimaginowaną uszankę na głowie.

To już trzeci rok idzie, odkąd Europa i my patrzymy sobie w oczy. Zdejmijmy uszanki, poznajmy się.

Czekamy na Wasze historie. Piszcie do nas na adres: redakcja@sestry.eu

20
хв

„My też przyjęliśmy uchodźczynię!”. Trochę o niespełnionych oczekiwaniach – europejskich i naszych

Olga Gembik

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Philip Inman: W Europie mamy dziś rok 1939 bis

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ексклюзив
20
хв

Cali i zdrowi

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress