Olga Gembik
Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.
Publikacje
<frame>Tym tekstem Olgi Gembik rozpoczynamy cykl artykułów zatytułowany „Portrety siostrzeństwa”. Chcemy w nim opowiedzieć o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi, ale nie tylko o tym – także o nieporozumieniach, które ostatecznie stworzyły nową wiedzę obu narodów o sobie nawzajem. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi lub ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas na adres: redakcja@sestry.eu <frame>
Na jednym z niedawnych eventów w Warszawie rozmawiali o uchodźcach z Ukrainy: przedstawiali statystyki i szukali sposobów na integrację Ukraińców z polskim społeczeństwem. Mnie zainteresowało coś innego – prezentacja badań, które właśnie zostały przeprowadzone. Slajdy pokazywały małe dzieci noszone przez matki w grubych chustach zawiązanych w supeł na plecach, mężczyzn w bawełnianych portkach i czapkach uszankach. Typowe radzieckie powojenne życie.
Uśmiechnęłam się, wysłałam zdjęcia znajomym – wszyscy byliśmy zaskoczeni. OK, powiedzmy, że sztuczna inteligencja wygenerowała te obrazy, inspirując się starymi, czarno-białymi filmami. Ale dlaczego organizatorzy eventu nie mieli z tym problemu?
„Czasem ma się ochotę wyjść na plac Republiki i krzyknąć do nieba: ‘Hej, jesteśmy tacy sami jak wy! Po prostu nasz kraj jest w stanie wojny’. Ale to na nic – oni tego nie zrozumieją”. Wiktoria jest uchodźczynią wojenną z Ukrainy, w 2022 roku trafiła do Rzymu. Miała mieszkanie niedaleko Kijowa i własną, choć niewielką, firmę turystyczną w centrum stolicy. W jednej chwili wszystko się zmieniło – teraz jej dom remontują, a ona stoi w kolejce po puszkę tuńczyka i paczkę makaronu w ośrodku dla uchodźców.
Donna o fioletowych włosach przygląda się jej misternemu manicure, spogląda na nią z góry i z dołu, aż w końcu rzuca: „Wcale nie jesteś taką biedną uchodźczynią!”. Wiktoriia dziękuje jej, zastanawiając się, czy jest wystarczająco wdzięczna, potem dziękuje jeszcze raz, odwraca się i już nie wraca
Do tej rozmowy doszło jeszcze zanim wszyscy w Europie zaczęliśmy mieć siebie dość. Znajoma polska para, która pomagała uchodźcom z Ukrainy, powiedziała kiedyś, że nie każdy jest w stanie dłużej ciągnąć wolontariat.
Tak, w czasach wstrząsów większość ludzi podzieli się ostatnimi pieniędzmi z potrzebującymi z najlepszych intencji i z potrzeby serca. Ale niestety niewiele osób ma wystarczająco rozwiniętą empatię – jeden z elementów inteligencji emocjonalnej według Daniela Golemana. Empatia niekoniecznie jest entuzjastycznym pomocnikiem, ponieważ nie jest równoznaczna z działaniem. Za to człowiek, który ją ma, bezbłędnie rozumie stan emocjonalny innej osoby, z łatwością wyobrażając sobie siebie w jej butach. I jest w stanie wczuć się w jej sytuację.
Czasami myślę, że to właśnie empaci, którzy robią dobre uczynki, są kanonizowani przez Kościół jako święci. Oczywiście jest ich znacznie mniej niż tych, którzy chcą pomóc
Dzieci noszone przez matki w chustach na plecach, mężczyźni w bawełnianych portkach i czapkach uszankach – z takimi „podręcznikowymi” uchodźcami łatwiej sympatyzować. Co innego, jeśli ukraińska uchodźczyni nosi torebkę Birkin Herm?s. Fakt, że jest to jedyna rzecz, którą udało jej się złapać przed ostatnim nalotem w domu, pozostaje za kulisami.
Włoch, który prowadzi improwizowany teatr w Rzymie, w którego zespole są uchodźcy z Ukrainy, pojął to intuicyjnie. Dziewczyny nauczyły się po włosku swoich ról prawie bez akcentu, ale pojawił się problem z ubraniami. „To zbyt europejskie” – pomyślał reżyser. Osobiście odwiedził więc najbliższy sklep z używanymi rzeczami i za kilka euro kupił coś używane spódnice i bluzki. Niektóre z nich postanowił nawet podrzeć – wszystko w imię sztuki.
W dniu premiery na parterze siedzieli doradcy burmistrza, przedstawiciele władz miasta, członkowie administracji i ich żony. Wszyscy byli wzruszeni, klaskali i krzyczeli: „Bravissimo!”.
Wrzucili do kapelusza tyle datków, że dyrektor teatru nie mógł się doczekać kolejnej premiery. Powinnyśmy mu powiedzieć, żeby kupił czapki uszanki?
„My też przyjęliśmy uchodźcznię!” – tak syn wspaniałej austriackiej pary poinformował swoich przyjaciół o mojej znajomej na Facebooku. Rodzice wielu jego kolegów ze szkoły przyjęli już Ukraińców, a jego jeszcze nie. Tyle że uchodźczyni okazała się irytująca już od pierwszego dnia: chodziła z pokoju do łazienki i z powrotem, skrzypiała na schodach, coś gotowała, trzaskała drzwiami. Krótko mówiąc, żyła swoim codziennym życiem – chociaż przeważnie przebywała w parku, by nie przeszkadzać. Tydzień później, kiedy wróciła ze spaceru, znalazła swoje rzeczy starannie ułożone na schodach. Wyszła wzruszając ramionami. „Każdy może przeceniać swoje siły. Muszę być wdzięczna” – napisała ze zrozumieniem moja mądra przyjaciółka na Facebooku.
Kateryna również zyskała trochę mądrości. Włoskiej rodzinie, która udzieliła jej schronienia, dziesięć razy musiała opowiadać o swojej ewakuacji z Hostomla, o tym, jak jej dom zapalił się od ostrzału wroga.
Gospodyni, starsza pani, parzyła kawę i zapraszała koleżanki na ciastka – zajmowały miejsca na widowni, z nogami na kanapie. Kateryna wzruszyła ramionami i zaczynała swoją opowieść od nowa. Panie achały i ochały
A potem wyprowadziły dodatkowy blitz. „Tak, my też jemy makaron”, „Nie, Ukrainka nie ma obowiązku posiadania pięciorga dzieci”, „Nie, nie wiem, jak ugotować barszcz”, „Tak, byłam wiele razy za granicą”, „Nie, nie każdy marzy o życiu we Włoszech” – wyjaśniała uprzejmie i cierpliwie.
„Zdałam sobie sprawę, że to, co najbardziej szokuje te kobiety, to nie ostrzał i bomby, ale nasze podobieństwo. Przyjęcie do wiadomości, że jesteśmy takie same, jest jak przyznanie, że one również mogłyby być na naszym miejscu, w niebezpieczeństwie, i że wojna jest gdzieś bardzo blisko. A to trochę coś innego niż zajmowanie miejsc na widowni” – mówi Kateryna, poprawiając wyimaginowaną uszankę na głowie.
To już trzeci rok idzie, odkąd Europa i my patrzymy sobie w oczy. Zdejmijmy uszanki, poznajmy się.
Czekamy na Wasze historie. Piszcie do nas na adres: redakcja@sestry.eu
To już trzecie rok idzie, odkąd uchodźcy z Ukrainy zalali Europę. Przez cały ten czas Europejczycy i my otwieraliśmy się jedni na drugich. Ktoś spodziewał się czegoś innego, ktoś jest lekko zszokowany. Bywa
Jedno z najważniejszych odkryć, jakich dokonałam dla siebie, miało miejsce w kolejce górskiej parku rozrywki PortAventura pod Barceloną. Nie pamiętam, dlaczego poszłam tam z moimi równie przestraszonymi przyjaciółmi, którzy zachęcali się nawzajem, mimo że ze strachu aż się trzęśli. Może dlatego, że to było doświadczenie afirmujące życie.
Gdy wagonik wchodził w najbardziej ostry zakręt, moje usta były już suche od krzyków, a moje lewe ucho było zatkane przez wrzaski innych ludzi – nagle bardzo wyraźnie wyobraziłam sobie siebie jako kapitana tego statku. I nie tylko sobie wyobrażałam: pewnie przejęłam ster, jakbym miała za sobą setki misji bojowych.
Co mnie więc obchodzi te nieszczęsne osiem „martwych pętli” – choćby i na najwyższej w Europie zjeżdżalni ze swobodnym spadkiem z wysokości 78 metrów?
Zadziałało. W momencie gdy automatyczne kamery rejestrowały reakcję odwiedzających pod koniec przejażdżki, doskonale zdawałam już sobie sprawę z tego, kto prowadzi ten sterowiec i kto nim ląduje. Dlatego na zdjęciu wyglądałam całkiem przyzwoicie: nie z wybałuszonymi ze strachu oczami, ale z lekkim uśmiechem doświadczonego zawodowego pilota.
Doświadczenie matki samotnie wychowującej dzieci jest takie samo. Może to być trudne i niespokojne, a na wolancie tej pilotki jest zbyt wiele nieznanych przycisków.
Najważniejsze, by w porę przypomnieć sobie, kto jest kapitanem statku, w czyich rękach jest ster. I oczywiście nie zapomnij naładować własnej baterii
Solo-mama to określenie w mediach społecznościowych, które wkroczyło do naszego życia, zastępując pojęcia „samotna matka”, „rozwódka” czy "kobieta z przyczepą”, które trąciły sowieckością i były w bardzo złym stylu. Od wybuchu wojny na pełną skalę setki tysięcy ukraińskich kobiet za granicą dołączyło do grona tymczasowych samotnych matek. Szczególnie ważne jest dla nich, by być w stanie zaradności. To stan, który pozwala im nie tylko zaspokoić podstawowe potrzeby, ale także daje wystarczająco dużo energii do interakcji z dziećmi, planowania życia i organizowania hobby. A w końcu – także na tak ważny czas bez dziecka.
To ta sama maska tlenowa w samolocie, którą tak uparcie zaleca się zakładać najpierw sobie
– Psychika kobiet, które zostały same z dziećmi, a dodatkowo doświadczyły wojny lub życia pod okupacją, jest bardzo wrażliwa – mówi psycholożka Ołena Kuzniecowa, która pracuje z ukraińskimi kobietami i dziećmi w Centrum Edukacyjno-Badawczym w Warszawie. – Do doświadczenia bycia jedyną osobą, która musi wszystkim zarządzać i o wszystkim decydować, doszły nowe wyzwania. Każda kobieta reaguje na to inaczej. Jedne zastygają w bezruchu, odkładając życie na lepsze czasy, inne żyją tu i teraz, jeżdżąc na wycieczki i chodząc na basen.
Psycholog radzi, by skupić się na własnych uczuciach, wsłuchać się w siebie i jak najczęściej zadawać sobie pytanie: co jest teraz dla mnie ważne? Aby pozostać w stanie zaradności, trzeba dbać o siebie i własną przestrzeń, nawet jeśli teraz została ona zredukowana do łóżka i stolika nocnego.
Ołena Kuzniecowa zauważa jednak, że ukraińskie samotne matki często wykazują się niezwykłą wytrzymałością i pomysłowością. Są też świetne w pomaganiu sobie nawzajem.
Przypomina mi to niewidzialny ruch kobiet, który nie ma granic. Gdy pisałam te słowa, w moim kanale na Facebooku pojawił się post. Pewna samotna mama napisała o swojej planowanej podróży na majowe wakacje. Natychmiast zaproponowała innej kobiecie z dziećmi darmowy pobyt w swoim mieszkaniu w Amsterdamie. Komentujący byli wzruszeni i wdzięczni. Później zobaczyłam w kanale kolejną mamę ogłaszającą wymarzoną podróż do Holandii, która wkrótce miała się spełnić. Odnalazły się nawzajem.
Uśmiecham się na myśl o tym cyklu dobroci w przyrodzie. Wśród samotnych matek jest to niemal powszechne zjawisko
– Delegowanie, wzajemna pomoc – jedna zajmuje się dziećmi, podczas gdy druga ma „okienko” na naukę, pracę, spacer. A potem się zamieniają. To świetne rozwiązanie dla samotnych matek – mówi psycholożka, przypominając, że w Polsce ukraińskie samotne matki często łączą się, by wspólnie wynająć dom, na zmianę przebywać z dziećmi i wygospodarować czas dla siebie.
Spełniona i zaradna mama lepiej pomoże dziecku poradzić sobie z myślami na temat doświadczeń wojennych, znaleźć odpowiednie słowa i położyć podwaliny pod jak najszybszy powrót emocji dziecka do normalności.
„Mamo, jestem z ciebie dumna!” – reakcja córki była dla Oksany najlepszą motywacją. Przygotowała „Przewodnik dla dzieci po Amsterdamie" ze 115 najciekawszymi miejscami dla dzieci i rekomendacjami uporządkowanymi według wieku zwiedzających.
„Wiesz, mamo, twoje kokardy i wstążki wyglądają najlepiej” – powiedziały Anastazji jej córki, dziewczynki w wieku szkolnym. Anastazja stała się właścicielką małego sklepu sprzedającego unikalną, ręcznie robioną biżuterię w centrum Krakowa.
Ukraińskie samotne matki są pełne inspiracji, bo odważnie przejmują stery swoich samolotów.
Najważniejsze to skupić się na własnych uczuciach, wsłuchać się w siebie i jak najczęściej zadawać sobie pytanie: co jest teraz dla mnie ważne? Po to, by pozostać w stanie zaradności
Nie chcę patrzeć na listy poległych. Tam będą znajome nazwiska
Waleria Burłakowa, pseudonim „Lera”, była jedną z pierwszych ochotniczek wojny rosyjsko-ukraińskiej. Aktywna uczestniczka wydarzeń na Majdanie, walczyła na froncie przez trzy lata od grudnia 2014 roku. Najpierw była w Piskach, potem w kopalni „Butiwka”, następnie w Swotłodarśku, a następnie „w pobliżu Marika” [tak na Mariupol mówią jego mieszkańcy – red]. Lera mówi, że wówczas Mariupol był najspokojniejszym miejscem, więc jej bracia musieli coś zrobić.
„Jak głupcy, gdy tylko znaleźliśmy się na poligonie, zaczęliśmy stawać na uszach, by przenieść się do innej brygady, z powrotem na linię frontu – wspomina Waleria. – Na przykład w 54. brygadzie musieliśmy rozpocząć strajk głodowy, aby zachować integralność naszej kompanii i przywrócić ją na front. W końcu przyjechał ówczesny dowódca batalionu Donbas – Ukraina o pseudonimie ‘Filin’ i zabrał nas do siebie”.
Waleria – obsługująca granatnik weteranka, dziennikarka, pisarka i matka – dziesięć lat temu nie miała nic wspólnego z wojskiem. Nieco wcześniej pojechała na Majdan, na zlecenie redakcji „Tygodnika Ukraińskiego”, by relacjonować protesty. I Majdan już nigdy jej nie wypuścił.
„Zostałam ranna. Nie, nie poważnie, ale nie będę w stanie dostarczyć dziś raportu” – redaktor naczelny jej gazety wspominał później, co powiedziała przez telefon. Zdjęcie jej zakrwawionej nogi owiniętej bandażami na stronie Walerii w mediach społecznościowych przypomina o tym, jak Berkut obchodził się wtedy z demonstrantami.
„22 godziny z rzędu na ulicach stolicy. [...] Zamierzam wypić kawę, napisać raport, przespać się trzy lub cztery godziny i wrócić. Do diabła, szczerze mówiąc. Rozpłakałam się, gdy po raz dziesiąty usłyszałam: ‘Drogie kobiety i dzieci, proszę opuścić Majdan Niepodległości, gdzie będzie prowadzona operacja antyterrorystyczna’” – napisała Lera na Facebooku 19 lutego 2014 roku. Tej nocy Majdan był szturmowany, płonął gmach Związków Zawodowych – schronienie protestujących, a do Niebiańskiej Setki dołączali wciąż nowi bohaterowie.
Nie chcę patrzeć na listy zabitych, o ile w ogóle są jakieś listy. Wiem, że będą tam znajome nazwiska
Zdjęcie z Majdanu pokazuje Walerię w hełmie z namalowanym trójzębem w pobliżu kordonu policji. Jeden z jej kolegów dziennikarzy zauważył wówczas, że godło państwowe na jej kasku to samobójstwo. „Samobójstwo to wasz strach, panowie” – odpowiedziała Lera. Zdjęcie zostało zrobione przez Irynę Cwilę, przyszłą towarzyszkę broni. Ta nauczycielka i fotografka o pseudonimie „Obiektyw” zginęła drugiego dnia inwazji na pełną skalę, podczas obrony Kijowa.
„...Pięści zaciśnięte do bólu. Nadchodzi ciemność. Stawimy jej czoło razem. Ramię w ramię” – czytamy na hełmie dziewczyny z Majdanu, uwiecznionej na zdjęciu.
A ciemność wciąż nadchodziła.
Jakie to byłoby szczęście, gdybyś został bez nóg, ale żywy...
„Wstydziłam się mówić o podstawowych rzeczach, takich jak to, że nigdy nie strzelałam z kałacha, więc po cichu sama się tego nauczyłam” – Waleria wspomina swoje pierwsze obowiązki w jednostce ochotniczej „Karpacka Sicz”.
W grudniu 2014 roku wraz z przyjaciółmi z Majdanu pojechała po raz kolejny na linię frontu. Podstaw wojskowego rzemiosła – jak prawidłowo się poruszać, jak rozkładać i czyścić broń – nauczyła się wcześniej, na tygodniowym obozie szkoleniowym batalionu „Ajdar” w Czerkasach. Ale przyznaje, że wtedy nawet nie strzelali.
W Piskach brakowało ludzi, więc nowi zaczęli pełnić służbę razem ze starymi. Na miejscu uczyli się wojskowych sztuczek.
Tam nie było żadnego Rambo. W sylwestra razem rozgryźliśmy, jak działa granatnik automatyczny. Nie było nikogo, kto by nas uczył – wspomina Lera
Oficjalnie dołączyła do 93. Oddzielnej Brygady Zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy jesienią 2015 roku jako „strzelec – sanitariuszka”. Rok później awansowała na swoje obecne stanowisko, gdy kobiety walczące na wojnie otrzymały oficjalne dokumenty dotyczące ich rzeczywistych stanowisk. I tak Waleria Burłakowa została dowódcą moździerza 120 mm w 54. brygadzie.
„W rzeczywistości wojna jest najgorszym miejscem do rozpoczęcia romantycznego związku” – napisała kiedyś Lera na Facebooku
Wkrótce potem poznała swojego narzeczonego Anatolija Harkawenkę, pseudonim „Żeglarz”, sapera. Byli razem krótko – zginął 30 stycznia 2015 r. od wybuchu miny tripwire w kopalni „Butiwka”. Lera zaczęła pisać do niego listy, aby nie zwariować z bólu. I tak przez czterdzieści dni z rzędu.
Jesteśmy razem od pięciu miesięcy. Kocham go tak, jak nigdy wcześniej nikogo nie kochałam. A on mówi, że bez względu na to, jaka jest ta wojna, dobrze, że się zaczęła. Inaczej byśmy się nie spotkali. „Gdzie byłaś wcześniej?”
Chcieliśmy pojechać na wakacje i wziąć ślub. Po raz pierwszy, naprawdę, a nie głupio, jak on i ja ostatnim razem. Na dobre. Wcześniej ustaliliśmy, że wyjedziemy po 20 stycznia. Ale został przełożony. Trochę.
...Klęczysz obok niego. 200. Jego nogi są oderwane. Całujesz jego ramię. Ogrzewasz zakrwawione palce swoim oddechem. Całujesz te palce. Tylko nie puszczaj. Dyktujesz coś medykom. Tak, pseudonim „Żeglarz”. Tak. Tak. Anatolij Harkawenko. Bez łez.
...Kocham cię, mój mały króliczku. I nie wiem, co dalej. Siedzę tu i palę. W twojej kurtce. Jest pokryta krwią. Ale pachnie tobą...
Listy zawarte w książce „Życie P.S.” trafiają prosto w serce. Wielu czytelników – zarówno tych, którzy byli „w punkcie zero”, jak tych, którzy tam nie byli – powie, że nikt nigdy nie napisze mocniej i szczerzej o tej wojnie.
„Wtedy wydawało mi się, że to coś bardzo osobistego – przyznaje Waleria. – Teraz wiem, że to nieprawda. Bo nie chodzi tylko o mnie i nie tylko o niego. Z jakiegoś powodu chodzi o wszystkich, którzy stracili bliskich na wojnie – na różne sposoby i w ten sam sposób. Wiem to, ponieważ od tego czasu napisały do mnie dziesiątki osób”.
Z jakiegoś powodu bardzo ważne było dla nich zrozumienie, że ktoś czuje to samo co oni
Na podstawie pamiętnika Lery w Narodowym Teatrze Dramatycznym im. Marii Zańkowieckiej we Lwowie wystawiono dramat dokumentalny „Życie P.S.”. W rolach głównych występują aktorzy Mariana Kuczma i Ołeś Fedorczenko.
„W końcu zobaczyłam ten plakat i pomyślałam: 'Nie wyobrażam sobie, jak szczęśliwy byłby Żeglarz'. Gdyby, oczywiście, książka i sztuka były o czymś innym. Jest też o nas. Ale nie o jego śmierci” - mówi Lera.
– Jakie to byłoby szczęście, gdybyś został bez nóg, ale żywy... – mówi aktorka ze sceny słowami Walerii. Publiczność na sali nie może powstrzymać łez.
Dobrze, że miał te dziewięć lat: zdążył powalczyć, urodził mu się syn
W 2020 roku, dwa lata przed inwazją na pełną skalę, Lera po raz drugi odwiedziła Ścianę Pamięci w Kijowie. Na ścianie Monastyru Michajłowskiego o Złotych Kopułach znajdują się zdjęcia tysięcy ukraińskich ochotników, żołnierzy i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, którzy zginęli w obronie Ukrainy. Napisała wtedy na Facebooku:
„Bez względu na to, ilu moich towarzyszy poległo, w drodze tam z jakiegoś powodu przypomniałam sobie szczególnie czterech – tych, którzy na zawsze pozostaną w moich myślach. [...] Tak samo jest z każdym – ktoś jest ci bliższy, a czyjaś śmierć dotyka cię bardziej. [...] Dlatego pomyślałem, że jest ich czterech. ‘Żeglarz’. ‘Mit’. ‘Malowany’. ‘Wiedźma’. I tak było, dopóki nie przeszłam wzdłuż ściany, żeby ich poszukać, czterech, którzy zginęli w różnych latach, w różnych miejscach. [...] Twoje oczy nagle wyłapują z setek oczu na ścianie znajome oczy, których nie szukałaś. I po prostu zastygasz: ‘Telefon’. ‘Pionier’. ‘Hajdamaka’. ‘Mehan’. „Ronin’. ‘Łotysz’... Cztery – myślisz sobie – tylko cztery. Dopóki nie podejdziesz do ściany i nie spotkasz oczu wszystkich pozostałych”.
„Jak wielu ludzi, mam dziką liczbę zmarłych bliskich” – mówi dziś Waleria. – ‘Myrnyi’ był żołnierzem z Prawego Sektora, z którym zaciągnęliśmy się do 93. pułku, a następnie przenieśliśmy do 54. pułku na przyczółku w Switłodarśku. A potem został oficerem. Kiedy byliśmy na froncie, jedząc zupkę chińską na sucho lub kładąc się spać w błotnistej kałuży, nie umyci od tygodni, żartował, że to nasz „bezdomny duch” trzyma nas w siłach zbrojnych. ‘Dzik’, który kiedyś cudem przeżył, gdy w 2014 r. poszedł na akcję z ‘Pionierem’ pierwszym zabitym w naszej jednostce, potem szlochał na cmentarzu, obracając w dłoniach swój rozdarty przez odłamki magazynek…
Kiedy dowiedziałam się, że zginął w 2023 roku, pomyślałam – jak to dobrze, że miał jeszcze te dziewięć lat, że zdążył tyle powalczyć, ożenić się, mieć syna... Wielu chłopakom to się nie udało
Wspomnienia poległych towarzyszy stara się zachować w licznych tekstach, które prawdopodobnie trafią do kolejnej książki. Szczególne miejsce zajmie w niej Wasyl Slipak, pseudonim „Mit”, bohater Ukrainy, śpiewak operowy, solista Opery Paryskiej, ochotnik z Prawego Sektora. Zginął 29 czerwca 2016 r. od kuli wrogiego snajpera w pobliżu wsi Łuhanśke w obwodzie donieckim.
„To bardzo interesująca kategoria wspomnień – o czasie spędzonym z ludźmi, których już nie ma, w miejscach i miastach, których już nie ma – mówi Waleria. – Jak wtedy, gdy spacerowaliśmy z ‘Bizonem’, ‘Sępem’ i ‘Mitem’ w Mariupolu. Słońce zachodziło, w pobliżu było morze. ‘Mit’ spróbował wtedy okropnego alkoholowego napoju energetycznego o nazwie ‘Revo’, tak innego od wyśmienitych francuskich win. Dziwnie jest zdać sobie sprawę, że wiele szczęśliwych chwil istnieje tylko w pamięci. ‘Bizon’ walczył w 2014 roku i zginął w obwodzie charkowskim. ‘Sęp’ zaginął, ale znając go, myślę, że nie przeżyłby nawet dnia w niewoli".
Nie można już wpaść na żadnego z bohaterów i powiedzieć: „A pamiętasz, jak...”. I nigdy nie będziesz mogła usiąść na tej samej ławce, na której wtedy siedziałaś. Nawet po wyzwoleniu Mariupola
Dla Lery ‘Mit’ był ucieleśnieniem niezawodności. Wspomina, że kiedy śpiewał w Paryżu, mogła do niego zadzwonić i powiedzieć: „Bracie, jesteśmy tutaj, w punkcie kontrolnym w środku nocy, nie mamy jak wrócić na nasze pozycje”. I w ciągu 15 minut, „używając jakiejś ochotniczo-wojskowej supermocy” i swoich umiejętności komunikacyjnych, mógł zorganizować pomoc. Tej nocy, dzięki telefonom i pomocy z Francji, Dmytro Kociubaiło, ze pseudonim „Da Vinci”, doprowadził ich na swoje pozycje. Był pierwszym ochotnikiem, który za życia otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy. Zmarł 7 marca 2023 roku.
„Czasami wydaje się, że nie ma już nikogo. A potem umiera ktoś inny i zdajesz sobie sprawę, że było ich więcej” – mówi Lera
Nie będzie Buczy na pół kraju. Do czasu
Niepokój, pesymizm i zdolność do rysowania najbardziej ponurych scenariuszy to doświadczenia, które weteranka Waleria Burłakowa zdobyła podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej: „Przede wszystkim zmieniła się moja ocena każdej sytuacji. Zaczęłam bardzo dobrze rozumieć, czym jest śmierć”.
Oczywiście ani przez chwilę nie wątpiła, że inwazja Rosji na Ukrainę na pełną skalę w końcu nastąpi. Jedyne pytanie brzmiało: kiedy? Pobudka przyszła, gdy odwołano wieczorne loty do Ukrainy, na przykład z Frankfurtu, gdzie Lera była w weekend. Lufthansa nagle zdecydowała, że załogi nie powinny już nocować w ukraińskich miastach.
„Zastanawiałam się, czy w ogóle będzie jakiś lot rano. Czy naprawdę będzie więcej lotów do Ukrainy?” – wspomina. Zdała sobie sprawę, że nie może czekać do ostatniej chwili, bo jest już matką. Jej 3-letni syn Timur, pozostawiony z babcią, czekał na nią w Kijowie.
„Wywiozłam dziecko przed inwazją. Z jednej strony wszystko było oczywiste. Z drugiej moja wyobraźnia malowała mi znacznie gorsze obrazy: myślałam, że nie będzie połączenia, nie będzie niczego.
Myślałam, że będzie Bucza, tyle że wielkości połowy kraju. Oczywiście w ciągu kilku miesięcy okazało się, że jednak nie. Do czasu
Przyleciała do Kijowa porannym lotem, spakowała kilka rzeczy, a następnego ranka wraz z synem wyruszyła w kierunku zachodniej granicy. „Bardzo się cieszę, że później mogliśmy wrócić. Nie spodziewałam się, że będę miała dokąd pójść, bo wiele osób nie ma dokąd pójść”.
Waleria wychowuje swojego syna na patriotę. Pięcioletni Timur wie o poległych bohaterach – choć do niedawna był przekonany, że zabił ich straszny smok. Od trzeciego roku życia odróżnia letni granatnik od ciężkiego, buduje działa samobieżne z Lego Duplo, karci babcię za rusycyzmy i zadaje szczere, dziecięce pytania: „Dlaczego naszych wrogów – sąsiadów można zabijać, a tych na ulicach w Waszyngtonnie – nie?
„Zwykle matkom radzi się samorealizację, nieskupianie się na dzieciach, robienie tego, co chcą – uśmiecha się Lera. – Oczywiście ograniczam się na wiele sposobów”.
Bo ja naprawdę chciałabym być w jedynym miejscu, w którym nie wstydziłabym się być: na froncie. Ale nie widzę sposobu, by połączyć to z samotnym wychowywaniem syna
Z Wielkiej Brytanii, gdzie Lera i jej dziecko znaleźli tymczasowe schronienie, wrócili dość szybko:
„Jakoś w końcu dotarło do mnie, że nie ma żadnego: 'zostaniemy tu do końca wojny, a potem wrócimy'. Bo ta wojna nie jest na rok, nie na dwa, nie na trzy. I albo zaakceptuję, że moje dziecko pójdzie do szkoły w Wielkiej Brytanii i się zasymiluje, albo zaakceptuję życie w Ukrainie takie, jakim jest teraz”.
Podczas rosyjskiej inwazji Waleria złożyła podanie o pracę w Centrum Analiz Polityki Europejskiej w Waszyngtonie – i spędziła rok, wzmacniając ukraiński głos w międzynarodowych dyskusjach za oceanem. Czas spędzony z dala od Ukrainy był łatwiejszy do zaakceptowania, bo pracowała dla swojego ojczystego kraju. Teraz przebywa w Kijowie ze swoim synem.
„Nie wiem, jaki będzie i jaki powinien być kraj, za który poświęcono tak wiele istnień ludzkich w całej jego historii – mówi. – Mogę myśleć tylko o jego granicach geograficznych, których będę w stanie bronić. Ale z pewnością będą to granice innego etapu. Ponieważ, jeśli się nad tym zastanowić, ta chujnia nigdy się nie skończy. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, by to się skończyło na zawsze, byśmy mogli skupić się na czymś innym niż przetrwanie narodu – bez okupacji lub częściowej okupacji, bez oczywistych i nie tak oczywistych Janukowyczów, bez zamrożonych lub aktywnych działań wojennych – bez całkowitego skupienia się na czymś innym niż przetrwanie narodu”.
Waleria Burłakowa, weteranka wojny na wschodzie, napisała kiedyś, że nauczyła się akceptować śmierć tych, którzy łatwo poszli śmierć. Ale naszym zadaniem jako państwa i narodu jest należyte uczczenie pamięci tych pierwszych żołnierzy wojny rosyjsko-ukraińskiej, którzy bez wahania stanęli w naszej obronie, podnosząc broń przeciwko wrogowi
Pewnego dnia osoba, która opuściła Mariupol, Bachmut, Wołnowachę, Sołedar lub inne miasto zniszczone przez Rosjan, będzie chciała wrócić. Niektórzy będą czekać, aż ich ulice zostaną wyzwolone, odbudowane. Kupią bilet w jedną stronę i usiądą na walizkach, niecierpliwie czekając na spotkanie. Niektórzy mogą pomyśleć, że to niemożliwe, bo jak można wrócić do miejsca, w którym doświadczyło się żalu, bólu, było świadkiem strasznych wydarzeń lub straciło rodzinę?
Jednak natura ludzka jest taka, że i tak wrócimy – w rzeczywistości lub w naszych umysłach – aby przejść się znajomymi ulicami, dotknąć klamki czy przejść przez drzwi, które już nie istnieją. I te wspomnienia, które napotkamy, prawdopodobnie nas zranią. Od co najmniej dwóch lat wiele Ukrainek i Ukraińców zadaje sobie pytanie: jak wrócić do powojennych miast nie robiąc sobie krzywdy?
Rozmawiamy o tym z Małgorzatą Wosińską, doktor antropologii (w specjalizacji antropologia ludobójstwa) i psychotraumatolożką, która od ponad 15 lat zajmuje się konfliktami zbrojnymi.
Jej rodzina mieszkała w Warszawie od końca XIX wieku, ale po trudnych doświadczeniach II wojny światowej zdecydowała się wyjechać. Wspomnienia przesiedleń, Zagłady, obozów przejściowych i koncentracyjnych wywoływały rodzinny niepokój i lęk. Warszawa stanowiła dla rodziny krajobraz pamięci traumatycznej.
Pomimo tego, a może właśnie dlatego, Małgorzata Wosińska osiedliła się w Warszawie – w 2017 roku. Mieszka na Muranowie – w dzielnicy, w której podczas wojny znajdowało się żydowskie getto, a która po wojnie została odbudowana z ruin i na ruinach. Historia jej rodziny jest najlepszym przykładem tego, że nie tylko architektura, ale także reintegracja ludzkiej pamięci mogą mieć moc uzdrawiającą.
Rozmawiamy o Mariupolu, choć mamy też na myśli inne miasta skoncentrowanego bólu: Buczę, Izium, Czasiw Jar, Marjinkę, Awdijiwkę. Powrót tam jest możliwy, a nawet konieczny, nawet jeśli miejsca i budynki stały się symbolami zbrodni i ludzkich tragedii.
CO MUSISZ WIEDZIEĆ PLANUJĄC POWRÓT DO DOMU?
Problemy związane z traumą i stratą nie znikają szybko, nie da się tego “zaplanować”, dopisać do listy postanowień noworocznych. Niektórzy ludzie potrzebują wielu lat – dwudziestu, a nawet trzydziestu – by przezwyciężyć traumę i nauczyć się żyć ze stratą. Niektórym nie uda się tego dokonać nawet u kresu życia. Jednakże, każda próba przezwyciężenia bólu, nawet najmniejsza, stoi po stronie życia i sprawczości człowieka.
Oczywiście, deokupacja miast ukraińskich pewnego dnia nadejdzie. W to wierzymy. Ale problem pytań podstawowych dla zdrowia psychicznego, czyli takich jak: „czym jest bezpieczeństwo?”, „czym jest dom?”, „czym jest strata?” nie jest łatwy do rozwiązania, ponieważ dotyka znacznie głębszych warstw ludzkiej kondycji, niż rozwiązania geopolityczne. To zawsze będzie praca w procesie społecznym, rodzinnym, wewnętrznym – czy to za rok, czy za 20 lat.
Nawet jeśli dana osoba nie wróci (do Ukrainy), to pewnego dnia i tak Ukraina zapuka do drzwi, do serca. To będzie doświadczenie symboliczne, transformujące. Człowiek mieszkający w Wielkiej Brytanii, Norwegii czy w jakimkolwiek innym kraju prędzej czy później zapyta siebie: „Gdzie są moje korzenie?”, „Czego mi brakuje?".
Odpowiedź nie przychodzi od razu. Ale pewnego dnia zaczynamy szukać archiwów, które zawierają informacje o złożonej historii naszej rodziny – tak jak po II wojnie światowej, kiedy ludzie szukali (i – tu dodam – wciąż szukają) śladów przeszłości, a kiedy odnajdują cudem zachowane archiwa mają poczucie, że odnaleźli skarb. Bez tego gestu (próby odnajdywania) nie będzie można żyć w spokoju, przeboleć utraty bliskich, utraty domu. Dla Żydów, którzy stracili swoje domy podczas wojny, tak jak moja rodzina, kwestia powrotu jest wciąż aktualna. A ten powrót – zaznaczam – nie oznacza tylko oswojenia przestrzeni “miasta”, miasteczka, wsi, ale i zaproszenie wypartych wspomnień.
CO TO ZNACZY POWRÓCIĆ?
Powrót nie zawsze jest radością. Bywa też smutkiem. W Polsce długo o tym nie rozmawialiśmy. Trauma psychologiczna, trauma jednostki przez ponad 80 lat była tematem tabu, albo była używana jako narzędzie polityczne. Paradoksalnie to właśnie gdy nastąpiła pełnowymiarowa inwazja na Ukrainę, gdy dużo słyszy się o wojennej traumie i stratach “zwykłych” obywateli, uchodźców, stworzyła się przestrzeń na dopuszczenie także i polskich doświadczeń, które trwały w uśpieniu.
Należę do pierwszego pokolenia, które dorastało w wolnej Polsce, i wiele lat zajęło mi przepracowanie rodzinnej traumy. Wojna w Ukrainie pokazała mi, jak ważne jest mówienie o tych sprawach. I myślę, że spotkania Polaków i Ukraińców to nie tylko spotkania w duchu przyjaźni i pomocy, ale także pomaganie Ukraińcom w zrozumieniu polskich traum i na odwrót. To jest podwójna praca.
Wiele Ukrainek i Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski jako uchodźcy, jest w stanie, który popularnie nazywa się „traumą wojenną”, czy też zespołem stresu pourazowego (PTSD). W Ukrainie ludzie z terenów okupowanych przeżywają doświadczenie wojny jeszcze dotkliwiej. Obserwuję jednak, jak szybko są w stanie przywracając do życia to, co jest im najbliższe: domy, ogrody. Odzyskują poczucie rzeczywistości i sprawczości zajmując się codziennością, sprzątając, odbudowując.
Przez wiele lat pracowałam z ofiarami wojny w Demokratycznej Republice Konga i ocalałymi z ludobójstwa w Rwandzie. Tym co mnie poruszyło było to, że pomimo tego iż tak trudno tam coś trwale odbudować i przywrócić stabilność, ludzie nadal chcą porządkować swoje życie.
Zauważam, że czasem jest to łatwiejsze dla ludzi, którzy prowadzą “tradycyjny” tryb życia, są bardziej przywiązani do ziemi, religii, niematerialnego i materialnego dziedzictwa, czerpią siłę z poczucia wspólnoty sąsiedzkiej, potrzeby opieki nad zwierzętami i pracy fizycznej. Praca w polu, opieka nad żywym inwentarzem, uprawa roślin, pomoc sąsiadom – bycie w takiej roli umożliwia wyciszenie posttraumatycznych symptomów, ponieważ uwaga nie skupia się tylko na samym sobie. Utrzymanie uważności, pozostawanie w pozycji, którą popularnie nazywamy “byciem tu i teraz”, zainteresowanie się np. tym, że kury dobrze się chowają i znoszą jajka, jest wspierającą metodą, o której ludzie na Zachodzie niestety często zapominają.
Żydzi, którzy udali się do Izraela po II wojnie światowej i pracowali na roli, w kibucach, z psychologicznego punktu widzenia postąpili praktycznie. Jednym z najlepszym sposobów na poradzenie sobie z traumą, na rozładowanie napięcia, jest aktywizacja ciała. Zdecydowanie, doradzam, również Polkom i Polakom powrót do ogrodów. Jeśli się nie ma własnego, to można spróbować współtworzyć ogródek pod blokiem, lub kamienicą, albo popracować w “ogrodach społecznych”. Wspomoże to także umacnianie więzi sąsiedzkich, których, zwłaszcza w dużych miastach, nam coraz bardziej brakuje.
JAK NIE CZUĆ SIĘ WINNYM, ŻE JA ŻYJĘ, A KTOŚ INNY NIE?
Poczucie winy osoby pozostającej w roli świadka jest właściwie najtrudniejsze. Bycie ofiarą-ocalałym jest przerażające, dojmujące, ale są ludzie (również ocalali), którzy widzieli śmierć swoich bliskich, choć sami fizycznie nie zostali poszkodowani. Pierwszą reakcją człowieka na straszne wydarzenia jest zamknięcie oczu i odwrócenie wzroku. Mówię to poniekąd metaforycznie, bo można mieć oczy otwarte, ale nie widzieć, nie słyszeć w pełni. Taki stan zamrożenia nazywamy “dysocjacją”. To odruchowy mechanizm obronny, wskazujący, że dana osoba nie jest w stanie unieść sytuacji, w której się znalazła. Odwrócenie wzroku, czy też “zamrożenie” może przekształcić się w inną reakcję: człowiek jest przytłoczony poczuciem bezsilności, rozpaczy, wstydu. Tym, że nie był w stanie nic zrobić. Wszystko to skutkować może rozwinięciem się późniejszej traumy strukturalnej, długotrwałą depresją – stanem, w którym człowiek staje się cichy na wiele lat. Życie ocalałych jest bardzo samotne, ponieważ trudno znaleźć kogoś, kto zrozumie ich historię i emocje.
Jak możesz sobie pomóc? Pierwszym krokiem jest rozmowa z osobami, które miały podobne doświadczenia. Dzięki poufnym rozmowom osoba poszkodowana uświadomi sobie, że nie jest sama. “Owszem, nic nie zrobiłam, ale nie mogłam nic zrobić, tak jak moja rozmówczyni. Ona też jest tym zaniepokojona”.
Dobrze jest spotykać się na terapii grupowej lub w grupie wsparcia z osobami z twojego miasta lub regionu. Wystarczy nawet godzina tygodniowo. Nie musisz opowiadać o swoim życiu a czasem w ogóle nie musisz nic mówić. Wystarczy, że usiądziesz z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenia. Nawet kilka słów wypowiedzianych w takiej przestrzeni przez osoby, które rozumieją tę ciszę, może bardzo pomóc. W przeciwnym razie nieprzepracowana trauma, również ta wynikająca z poczucia winy, nie pozwoli ci powrócić do codziennego życia.
Zauważam, ludzie chętniej pomogą klasycznie pojmowanej ofierze. Bo to epickie, „filmowe”, a nawet w pewien sposób romantyczne. Czasem trudniej pomóc osobie, która również ocalała z wydarzeń wojennych, ale której rany i blizny są niewidoczne. Ludzie mają jednak tendencję dwuznacznego patrzenia na świadka wydarzeń traumatycznych. Boją się zbliżyć do jego wstydu i poczucia winy. Te emocje – dodam – są bowiem jednymi z najtrudniejszych emocjonalnie doświadczeń psychicznych.
Trauma bycia ofiarą, ale także świadkiem tragedii narodu i twoich bliskich, którą noszą w sobie Ukraińcy, wpłynie na przyszłe pokolenia. Aby nowe pokolenia były zdrowe, odporne, rodzice muszą pracować nie tylko z żałobą, ale też właśnie ze wspomnianym poczuciem winy i wstydu. I to będzie naprawdę trudne. Ale wierzę, że możliwe.
Czasami najlepszym powiernikiem jest psychoterapeuta, a czasami sąsiad, siostra lub ksiądz. Tu chodzi o to, by móc porozmawiać o swoim bólu w bezpiecznym, wspierającym środowisku. W najgorszej sytuacji są ludzie, którzy udają, że nic się nie stało lub że poradzą sobie sami. Ale to nieprawda. Każdy, kto doświadczył wojny, ma podatność na traumę.
Tak jak mówiłam wcześniej, w Ukrainie jest szansa na przepracowanie bólu w tradycyjny sposób: np. poprzez pracę w ogrodzie, w polu, ze zwierzętami, ale także śpiew, wspólne gotowanie czy rękodzieło artystyczne. Wiem, że Ukraińcy są bardzo mądrzy i będą w stanie wykorzystać wspomniane tradycyjne metody do przepracowania swoich doświadczeń. Być może pójdzie im lepiej niż nam w Polsce, która po II wojnie światowej utraciła swobodny dostęp do źródeł tradycji ludowej (piętno reżimu komunistycznego) a w konsekwencji porzuciła praktyki zbiorowego i spontanicznego przepracowywania trudnej pamięci i żałoby.
JAK RADZIĆ SOBIE Z LUDŹMI, KTÓRZY POZOSTALI?
Ludzie, którzy pozostali w zniszczonym Mariupolu, byli świadkami horroru, dehumanizacji. Ale mogą mieć więcej siły, niż nam się wydaje. Ci, którzy powrócą, będą z kolei innymi ludźmi niż dawniej, ale też innymi niż ci, którzy zostali. Zawsze będzie między nimi różnica doświadczeń, ale z pewnością będzie ich łączyć bliskość traumy.
Myślę, że czasami, paradoksalnie ci, którzy wracają, mogą mieć nawet więcej problemów emocjonalnych, bo te pojawić się mogą w związku z decyzją o wcześniejszym opuszczeniu swoich bliskich. Te emocje w zasadzie bazują na poczuciu winy. Takie osoby także będzie trzeba otoczyć opieką psychologiczną stwarzając bezpieczną przestrzeń dla rozmowy o powodach i konsekwencjach uchodźstwa i repatriacji.
Poszukiwanie bliskości, pomimo różnicy doświadczeń, jest niezwykle ważne. W bezpośrednim następstwie II wojny światowej osoby ocalałe z Holokaustu często chciały mieć bliskie relacje z ludźmi, którzy przeszli przez podobne doświadczenie. Nierzadko zawierały małżeństwa z osobami, które przeżyły np. obóz koncentracyjny, czy w inny sposób ocalały z Zagłady. Z czasem jednak potrzeba życia wśród ludzi o tym samym pochodzeniu etnicznym i współdzielonej pamięci zaczęła maleć. Możliwość większego wyboru oznacza, że tożsamość pourazowa została już ustabilizowana, a ludzie mają więcej wolnej, spontanicznej woli. Tutaj dodałabym tylko, że ludzie żyjący w swojej posttraumatycznej “osobności”, lub współdzielonej odrębności, unikają świata zewnętrznego niekoniecznie dlatego, że są do świata uprzedzeni. Oni po prostu z powodu swoich doświadczeń skupiają się na zupełnie innych sprawach. Jeśli ktoś nie popełnia samobójstwa żyjąc w piekle, czy po wyjściu z piekła, oznacza to, że wybrał życie i na różne (często niezrozumiałe dla postronnych) sposoby pielęgnuje swój wyobrażony, a jednocześnie realny, czujący i współodczuwający ogród wewnętrzny.
W Auschwitz, jednym z największych nazistowskich obozów koncentracyjnych, przebywał Viktor Frankl, wybitny austriacki psychiatra, psychoterapeuta i założyciel tak zwanej trzeciej szkoły wiedeńskiej, czyli logoterapii. Jest to forma psychoterapii, która polega na leczeniu duszy poprzez odnajdywanie sensu życia. Po wojnie Frankl prowadził własny gabinet. Przyjmował wielu byłych więźniów Auschwitz. Pytał ich: „dlaczego nie popełniłeś samobójstwa w Auschwitz? Przecież wszystko się rozpadało, twoja rodzina umierała”. Odpowiadali, że myśleli o tym, ale w ostatniej chwili słyszeli głos matki, ojca lub siostry mówiący: „Tak bardzo cię kocham”. Zrozumienie, że ktoś kocha stało się sensem ich życia, dało siłę do przetrwania. Książka pt. „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla jest właśnie o tym. Bardzo ją polecam.
CZY SĄ LUDZIE, KTÓRZY NIE POWINNI WRACAĆ – NA PRZYKŁAD, BY UNIKNĄĆ PONOWNEJ TRAUMATYZACJI?
Każdy ma szansę na przepracowanie swojej traumy i każdy może to zrobić. Gdybym powiedziała, że ktoś jest zbyt niestabilny psychicznie, zbyt zraniony emocjonalnie, odebrałabym mu szansę na powrót do równowagi. Potrzeba tylko wsparcia: czasem mniejszego, czasem większego.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: żydowski noworodek z getta warszawskiego został cudem uratowany – wyniesiony za mur, oddany na wychowanie po aryjskiej stronie polskiej rodzinie, a następnie – już po wojnie – zabrany do Stanów Zjednoczonych, dzięki adopcji przez rodzinę Żydów amerykańskich (niekoniecznie spokrewnioną). W okresie dorastania taki młody człowiek zaczynał rozumieć, że utrata więzi jest wielostopniowa, wieloetapowa. Że nawet, gdyby chciał, to nie ma oczywistego rozwiązania – jak i do kogo może powrócić. Zaczyna zadawać pytania: “gdzie są ludzie, którzy go uratowali?”, “Gdzie są biologiczni rodzice?”. Te pytania to są wyrwy pamięci biograficznej, których nie da się łatwo zapełnić. Ale może i dobrze. Pewnego dnia, już jako dorosła osoba, być może będzie chciał i będzie gotowy dowiedzieć się więcej: jak wyglądała jego mama, kim był jego tata. Zapragnie odszukać tych którzy uratowali życie, przejść się po rodzinnej ulicy. Ale równocześnie dowie się czym był Holokaust, jak skomplikowane były relacje polsko-żydowskie. Jeśli się nie “wystraszy”, zmierzy się z tą wiedzą. To paradoksalnie ten właśnie proces wspomagać będzie wzrost: duchowy, emocjonalny, intelektualny. Wyrwa się nie tylko zapełni, ale i zacznie stanowić żyzny grunt dla tego co “nowe”.
W psychologii nazywamy to procesem symbolizacji – nawet najtrudniejsze wspomnienie może zostać “opracowane” korzystnie dla podmiotu. Ale musisz wiedzieć, co opracowujesz. Innymi słowy: musisz dostrzec brak, wyrwę. Dlatego nie można powiedzieć, że osoba po traumie nie ma prawa do powrotu. Ma tym większe prawo do powrotu, aby uświadomić sobie co straciła. Bo tylko to pozwoli jej żyć w pełni. Konfrontacja ze stratą jest bardzo trudna, ale możliwa do uniesienia. To co naprawdę człowieka niszczy, to milczenie.
JAK POGODZIĆ SIĘ Z FAKTEM, ŻE MORDERCY MOGĄ POZOSTAĆ BEZKARNI, A ICH POTOMKOWIE BĘDĄ ŻYĆ GDZIEŚ W POBLIŻU?
Odpowiem w sposób nieoczywisty: po II wojnie światowej dzieci zbrodniarzy wojennych w Niemczech również nosiły ten ciężar. Ale zdarzył się mały cud (oczywiście tylko w niewielkiej części społeczeństwa, ale jednak). Dzieci oprawców, tak zwane „drugie pokolenie” były pierwszymi członkami lewicowych partii w Niemczech Zachodnich. Znam takich ludzi – pokolenie Niemców urodzonych pod koniec II wojny światowej czy na początku lat pięćdziesiątych, których rodzice byli nazistami. Byli to pierwsi, którzy otworzyli żydowskie muzea w Niemczech i przetłumaczyli żydowskie książki. Mierzyli się z poczuciem winy i wstydu. Chcieli coś zmienić, nie tyle w świecie, co przede wszystkim w sobie samych.
Ale musieli zapłacić za to cenę – skonfrontować się ze swoimi rodzicami, często oddzielić się, odizolować od swoich rodzin. Utrata kontaktu z najbliższymi to zresztą kolejna trauma. Jednak powojenne pokolenie poniekąd sobie poradziło. Dziś badania nad Holokaustem w Niemczech są na wysokim poziomie. Nie oznacza to jednak, że sprawy rodzinne są tam jakoś świetnie uregulowane. Biorąc jednak pod uwagę, że praca z traumą to proces, dobrą szansę na wydobycie się z pozycji traumatofilicznej mają tam kolejne pokolenia.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe w przypadku Rosji.
Faktycznie dużym problemem (myślę już tu bezpośrednio o Rosji) są straumatyzowane dzieci oprawców. Niewielu terapeutów chce pracować z tymi, którzy stoją po stronie przemocy. Dzieci żołnierzy rosyjskich już mają lub będą miały traumę, ich życie zostanie zniszczone przez autoagresję i agresję ojca wracającego z frontu, przemoc domową, używki.
Ale by zapobiec złu, nie możesz odwracać od niego głowy. Aby wyjść z własnej traumy, człowiek musi stworzyć perspektywę, w której jest miejsce na dostrzeżenie oprawcy, który żyje w tobie. Trauma nie jest twoją winą, nie wynika z ciebie, ale jest w tobie, kolonizuje duszę i ciało, jest takim “cerberem” – oddziela od miłości, od życia w zgodzie z samym sobą w teraźniejszości. Zadaję sobie pytanie: czy jeśli pochylamy się nad bólem ofiar i świadków przemocy, to czy powinniśmy też myśleć o autodestrukcji którą niosą agresorzy wobec siebie samych i swoich najbliższych. Nie tu mam jasnej odpowiedzi.
Ale jeśli ktoś mówi, że praca z traumą jest oczywista, bo dotyczy tylko ofiar, to nie mogę się z tym zgodzić. Jest dużo bardziej skomplikowana, bo dotyczy kolejnych pokoleń w rodzinach sprawców, w tym dzieci i wnucząt. Oczywiście – i chcę to podkreślić – w czasie wojny i zaraz po wojnie to ofiary i ich rodziny są dla nas na pierwszym miejscu. Jednak niezbędne jest także przepracowanie traumy agresora, ale jest to zapewne możliwe w dalszej perspektywie – co najmniej dziesięcioleci.
JAK POWINNA WYGLĄDAĆ ODBUDOWA?
Przetrwanie, jak już ustaliłyśmy, zawsze jest bolesne. Jeśli przeżyjesz, nie oznacza to, że od razu będziesz szczęśliwa / szczęśliwy. Rozpocznie się proces “odmarzania” (wychodzenia ze stanu dysocjacji) oraz proces symbolizacji – a ten związany jest z odczuciem bólu. Czasem towarzyszy mu autoagresja, generalna niezgoda, pozycja depresyjna. Symbolizacja oznacza tu, że dana osoba odczuwa emocje i nie ma w tym nic złego. Pytanie tylko, jak sobie poradzić, by taki stan nie przerodził się w społeczną i indywidualną katastrofę. Powtórzę po raz kolejny: musimy stworzyć przestrzeń, w której możesz płakać i wykrzyczeć ból. Lub chociażby wyszeptać. I nie powinna to być przestrzeń mediów społecznościowych, czy innego rodzaju przestrzeń publiczna. Praca z traumą, to proces intymny. Nawet jeśli dzieje się w grupie, w danej społeczności, to z zasady powinien być chroniony, osłaniany i oddzielany od zewnętrznych ocen, krytyki i medialnych oraz politycznych nadużyć.
I w tej perspektywie (intymności, bliskości) trauma staje się też mądrością, uczy. Cerbera bowiem można oswoić, udomowić, przemienić. Nic dziwnego, że starsi ludzie (czy może lepiej byłoby powiedzieć: “starszyzna”) wiedzieli, jak sobie z tym poradzić, i nie potrzebowali klasycznie pojmowanego terapeuty. Tradycyjne społeczności tworzyły przestrzeń, w której ludzie mogli się zwyczajnie wypłakać. We współczesnym świecie zachodnim tego z reguły brakuje.
W procesie odbudowy Ukrainy przestrzeń na żałobę będzie bardzo ważna. Myślę, że miejsca pamięci powstaną obok budynków mieszkalnych a żałoba będzie szła w parze z odbudową. To się może wydawać dziwne, prawda? Ludzie myślą, że najpierw trzeba opłakać, a potem budować coś nowego, ale ja uważam, że mierzenie się z żałobą może trwać całe życie, i jeśli jest to lekcja (w tym: dla przyszłych pokoleń) a nie autoagresja, to nic w tym złego.
Zadajesz sobie pytanie: „Jak to możliwe, by jednocześnie opłakiwać i odbudowywać?”. Myślę, że człowiek nie byłby w stanie się odbudować, gdyby nie zbliżył się do pozycji żałoby, gdyby nie zauważył “wyrwy, braku” o których wspominałyśmy. Największa zagadka psychotraumatologii jest taka, że zyskujesz siłę do życia, gdy masz dostęp do swojego bólu. Kiedy wydaje ci się że jesteś silny, a utrata nie istnieje, to często izolujesz się od swoich emocji. Taka siła jest jednak wyimaginowana – zewnętrzna może tak, ale niekoniecznie wewnętrzna. Izolacja tak naprawdę odbiera realną energię i sprawczość. Wyimaginowana siła karmi cerbera, ale nie wspomaga uzyskania równowagi ocalałemu.
CZY ŻYCIE WRÓCI NA ULICE, NA KTÓRYCH BYŁY IMPROWIZOWANE POCHÓWKI?
Stanie się to naturalnie i bardzo szybko. Za rok, dwa, dzieci będą się bawiły piłką na tych ulicach i w tych miastach, które będą wystarczająco bezpieczne, aby żyć. Jestem pewna, że już tak się zresztą dzieje, pomimo iż wciąż mierzmy się z pełnoskalową agresją rosyjską w Ukrainie. Tak jak dzieci polskie bawiły się na Muranowie, zaraz po II wojnie światowej, na byłym terenie żydowskiego getta w Warszawie. To normalne.
Najważniejsze jest to, że wieś czy miasto ma pomniki, grobowce, miejsca pamięci. Dobrze jest mieć izbę pamięci w domu kultury, gdzie ludzie mogą oglądać zdjęcia, wspólnie organizować wystawy, dopisać się do księgi pamiątkowej, zaplanować śpiewanie, tańce, czy modlitwy. Najważniejsze aby to, co wydarzyło się w danym mieście lub wiosce, nie zostało zapomniane.
Powinny istnieć przestrzenie dla spełniania dwóch potrzeb: zabawy i upamiętnienia. Dzieci na pewno będą uczyły się w szkole o tym, kto mieszkał w tym mieście, o co i przeciw komu walczyli Ukraińcy, a ich wiedzę wesprą pomniki. Nie chcemy, żeby dzieci bały się tej historii, ale żeby chciały ją zrozumieć. Aby chciały ją zrozumieć, musimy stworzyć miejsce, gdzie będą mogły przyjść, posłuchać, a potem pójść się pobawić. Musi być równowaga, balansowanie między przestrzenią życia i pamięci; czy inaczej: życia i śmierci.
W Europie Środkowo-Wschodniej mamy wiele upamiętnień (w tym miejsc śmierci realnej, jak byłe obozy koncentracyjne i Zagłady, czy groby masowe). Nie wiem czy powinnam o tym mówić, ale znam to z wieloletniego doświadczenia zawodowego – w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu trochę nam “zazdroszczą” możliwości empirycznego obcowania z tym co utracone. Zauważam, że osobiste dotknięcie miejsc pamięci lepiej pozwala przepracować rodzinną traumę. Możliwe jest wtedy poruszenie wypartych, lub zamrożonych fragmentów biografii, które jeśli nie zapisane w pamięci, to z pewnością obecne są w ciele. Muzea zbudowane na symbolach, operujące wystawami narracyjnymi nie do końca na to pozwalają. Warszawie udało się przenieść pamięć Zagłady w żywą przestrzeń miejską. Sacrum zderza się tu z profanum. Coś się porusza. Pielimy wspólnie muranowskie ogródki. Chodząc po Muranowie wiem, że chodzę po byłym getcie, ale moje kroki są pewne. Tylko tak niesiona może być pamięć. Ze świadomością gestu i ruchu.
NA CZYM POWINNI SKUPIĆ SIĘ POWRACAJĄCY UKRAIŃCY?
Musimy odejść od myślenia o wyzwoleniu, deokupacji i powrocie jako czymś romantycznym czy heroicznym. Ktoś będzie musiał wrócić do miast-ruin i wszystko posprzątać, rozminować, odbudować. Ktoś wróci do masowych grobów i będzie musiał się nimi zająć. Historia musi zostać zachowana i opowiedziana. Powrót nigdy nie będzie łatwy. Często oznacza rozczarowanie, ukazuje zmiany i różnice społeczne, rodzinne, o których wolelibyśmy nie wiedzieć, ale to jest właśnie część procesu – mówiłyśmy już o tym.
Najważniejszą rzeczą dla Ukraińców jest zbudowanie społeczeństwa opartego nie na roli ofiary, ale także zwycięzcy (bez względu na to jak długo miałaby trwać wojna). Myślę bowiem o zwycięzcy, który jest obecny na poziomie serca i duszy. Na zwycięzcy dnia powszedniego, który jest autorefleksyjny i wrażliwy. I dzięki temu – silny. Pozycja ofiary przekazywana przez trzy pokolenia, jak w Izraelu, nie jest najlepszym pomysłem. Podobnie z rolą cynicznego zwycięzcy, który rozlicza historię przegranych (a takie przypadki też przecież znamy).
Nie chodzi o zapomnienie kolonialnych postzależności. Chodzi o skupienie się na roli mądrego, silnego obywatela.
Wiele lat zajęło mi, by przestać myśleć o sobie jako o jednej z rzędu ofiar Holokaustu. Dlaczego ja, jako trzecie pokolenie, tak długo o tym myślałam? Ponieważ moja babcia i mama milczały przez ponad 70 lat. To nie jest ich wina. Tak potoczyły się losy historii. Ale uczymy się na błędach. I to dlatego tak bardzo chcę, abyście mówili głośno, wyraźnie, w możliwie bezpiecznych warunkach.
Powrót zaczyna się tam, gdzie człowiek wybiera życie. Nawet jeśli mieszkasz w miejscu, w którym jest masowy grób. Nawet jeśli twoi bliscy zginęli, nadal możesz być po stronie życia. Dlatego, też tak bardzo dziękuję Pani, że dała mi Pani głos. To jest – jak mówiłyśmy wcześniej – wzajemna praca i przyjaźń.
Olga Gembik, Małgorzata Wosińska
Do zniszczonych przez wojnę i opuszczonych ukraińskich miast życie w końcu wróci. Wraz z odbudowanymi dzielnicami powstaną miejsca pamięci, by zbrodnie i tragedie nie odeszły w zapomnienie. Na czym powinni skupić się ludzie zaangażowani w odbudowę? Jak będą wyglądały powroty do domu? I jak długo to wszystko będzie bolało?
Jakie są wnioski z zaprezentowanego 22 lutego raportu? Fatalne. Według oficjalnych danych z Systemu Informacji Oświatowej w Polsce jest obecnie 277,3 tysiące dzieci i nastolatków z Ukrainy. Ponad 100 tysięcy z nich nie chodzi do naszych szkół.
Te, które chodzą są w nich zagubione: - Języki są bardzo podobne, ale różne - mówi Oksana, która przyjechała do Katowic z synem w kwietniu 2022 roku. - Mój syn jest świetnym uczniem matematyki i fizyki, ale znacznie gorzej radzi sobie z językiem polskim czy historią. Nigdy wcześniej nie słyszał o różnych wydarzeniach z historii Polski.
Połowa uczniów nie chodzi do szkoły
Wraz z początkiem pełnowymiarowej inwazji na Rosję, kilkaset tysięcy ukraińskich dzieci-uchodźców znalazło schronienie w Polsce wraz z rodzicami. Pod koniec drugiego roku wielkiej wojny nagle okazało się, że połowa z nich nie uczęszcza do polskich szkół. Nie wiadomo też, czy uczą się online w którejś ze szkół na Ukrainie.
Nie wiadomo na pewno, ilu ukraińskich uczniów przebywa obecnie w Polsce. Bliskość granicy i uproszczony system jej przekraczania przyczyniły się do ciągłej migracji uchodźców w obu kierunkach. Na podstawie liczby ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które otrzymały numer identyfikacyjny PESEL, od listopada 2023 r. w Polsce jest prawie 300 tys. potencjalnych uczniów. Wśród nich 220 662 jest w wieku 10-18 lat. I tylko 108 884 dzieci z Ukrainy w tej grupie wiekowej uczęszcza do polskich szkół, co stanowi zbyt mało, bo 49%.
Dane te zawarte są w raporcie "Poza szkołą. Ocena barier w dostępie do edukacji szkolnej dzieci i młodzieży uchodźców z Ukrainy w Polsce", opublikowanym przez organizację humanitarną Care International, Międzynarodowy Komitet Ratunkowy (IRC) i Save the Children.
83% ukraińskich uczniów szkół średnich (14-18 lat) w Polsce, którzy nie uczęszczają do lokalnej szkoły, uczy się w ukraińskich szkołach internetowych, podczas gdy kolejne 31% przeszło na nauczanie domowe. Niektórzy z nich łączą oba sposoby nauki.
- Chcemy zachęcać dzieci do powrotu do stacjonarnej nauki w szkole - mówiła w rozmowie z TOK FM Daria Khrystenko, kierowniczka projektów edukacyjnych w Care International in Poland.
Z czego wynikają problemy? Na początku niektóre dzieci, głównie z zachodu Ukrainy, jednocześnie chodziły stacjonarnie do polskiej szkoły i kontynuowały naukę w swojej szkole w Ukrainie, tylko że online. Ich mamy i babcie , bo to one głównie przyjechały z nimi do Polski wyjaśniały, że nie chcą, by dzieciom przepadł rok w ukraińskiej szkole.
Niektórzy jednak kontynuują naukę tylko w Ukrainie. W raporcie czytamy, że starsi uczniowie częściej wybierają ukraińską edukację zdalną zamiast polskich szkół, bo mają nadzieję na kontynuowanie nauki w Ukrainie. - Dodatkowym wyzwaniem, które przyczynia się do wyboru ukraińskiej edukacji online, jest trudność z weryfikacją ukraińskich świadectw ukończenia szkoły w celu uzyskania odpowiedniego miejsca w polskim systemie edukacji - czytamy w raporcie.
3% nastolatków przyznało, że w ogóle się nie uczy. Prawie wszyscy ci, którzy nie uczęszczają do polskich szkół, mówili o przepełnionych klasach, braku wsparcia podczas nauki i izolacji społecznej.
Uliana Worobec, dziennikarka z Ukrainy mieszkająca w Bielsku-Białej, doradczyni z Ośrodka Integracji Obcokrajowców MyBB, który zajmuje się pomocą dla uchodźców, mówi, że nauka online w Ukrainie bywa fikcją. - Uczą się online także dzieci z tych regionów Ukrainy, w których są przerwy w dostawach prądu. Nie działa internet, lekcje są przerywane - mówi Uliana.
W raporcie czytamy, że przyjęcie do polskich szkół utrudniają także zwiększona liczba uczniów w placówkach oraz kłopoty ze zrozumieniem naszych procedur rekrutacyjnych. Aż 40 proc. opiekunów dzieci z Ukrainy zgłaszało problemy ze znalezieniem miejsca w szkole w Polsce.
Ukraińska edukacja online nie zapewnia świadectw potwierdzających ukończenie zajęć, więc ewentualne przeniesienie ocen
jest trudne. Systemy edukacji także się różnią. - W Ukrainie średnie wykształcenie zdobywa się w wieku 16-17 lat - tłumaczy Uliana Worobec. Niektóre prywatne szkoły w Polsce po wybuchu wojny oferowały naukę za darmo dla ukraińskich dzieci. Teraz rodzice muszą płacić czesne, często wysokie, albo przenosić dzieci do publicznych szkół i narażać je na stres związany ze zmianą szkoły. Wybierają wtedy czasem edukację online w Ukrainie.
Wyrwa w życiorysie
O edukacji ukraińskich uczniów i uczennic mówiła w styczniu wiceministra edukacji Joanna Mucha, która rozmawiała na ten temat z wysłannikami Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców. - Jesteśmy świadomi, jak bardzo ważna jest integracja i adaptacja młodych ludzi w szkole i jak duże jest to wyzwanie, dlatego we wszystkie podejmowane działania wkładamy duży wysiłek- mówiła Mucha.
- Dla tych dzieci to wyrwa nie tylko z edukacji, ale w ogóle w życiorysie, która może okazać się nie do nadrobienia - mówi dyrektorka programowa Centrum Edukacji Obywatelskiej Elżbieta Krawczyk. Dodaje: - Powinniśmy zrobić wszystko, żeby na tyle, na ile się da, jak najszybciej oczywiście zaopiekować te dzieciaki. Więc naszym celem, pierwszym, głównym jest wciągnięcie jak największej liczby tych młodych ludzi do systemu polskiej edukacji. I oczywiście szukanie też takich mechanizmów, które będą to ułatwiały w szkole, bo jedno to zapisać dziecko do szkoły, a drugie to pozwolić mu w tej szkole dobrze funkcjonować i na tyle dobrze się odnaleźć, żeby nie wypaść na jakimś kolejnym odcinku.
- W co czwartej polskiej klasie jest przynajmniej jeden uczeń-uchodźca z Ukrainy - mówi Jędrzej Witkowski, prezes zarządu CEO - Szacujemy, że trzy czwarte polskich nauczycieli uczy przynajmniej jedną klasę, w której jest przynajmniej jeden uchodźca z Ukrainy. Oznacza to, że musimy teraz zmienić zestaw kompetencji, które powinien posiadać każdy nauczyciel w Polsce. Powinien być w stanie uczyć i oceniać heterogeniczne klasy, upraszczać język instrukcji, identyfikować konflikty międzykulturowe, przeciwdziałać im i je rozwiązywać.
CEO twierdzi, że jedyną możliwą strategią dla polskiej edukacji jest obecnie normalizacja różnorodności narodowej, która jest nowym zjawiskiem dla polskich szkół.
- Wiosną 2022 r. w warszawskich szkołach i przedszkolach było 13 000 ukraińskich dzieci - mówi Joanna Gospodarczyk, dyrektor Biura Edukacji Urzędu m.st. Warszawy - Pamiętamy frustrację polskich nauczycieli w ostatnich miesiącach roku szkolnego w maju-czerwcu 2022 r., kiedy nagle pojawiło się tyle dzieci. Nie wiedzieliśmy, co robić. Z pomocą UNICEF szybko zorganizowaliśmy miejsca takie jak Centrum Nauki i Rozwoju przy ulicy Towarowej. To taki pokój, który zgromadził tysiąc dzieci, gdzie pomocy udzielają psychologowie z Ukrainy. Wyposażyliśmy też 1000 miejsc do edukacji online, ale to nie zadziałało - część uczniów korzystała z własnych smartfonów.
Zdaniem Joanny Gospodarczyk, w warszawskich szkołach są już klasy zdominowane przez dzieci spoza Polski. Dlatego nauczyciele muszą nauczyć się interakcji międzykulturowych. Warszawski ratusz planuje stawić czoła wyzwaniom przy wsparciu rządu i organizacji międzynarodowych.
Potrzebujemy pilnie asystentów
Głównymi jednak powodami, dla których ukraińscy nastolatkowie rezygnują z nauki w polskiej szkole lub w ogóle jej nie podejmują są bariery kulturowe i językowe bariery.
- Języki są niby bardzo podobne, ale jednak różne. Mój syn świetnie sobie radzi z matematyki, fizyki. ale znacznie gorzej, jeśli chodzi o język polski czy historię. O różnych wydarzeniach z historii Polski wcześniej nie słyszał, bo przecież na coś innego kładzie się nacisk w szkole w Ukrainie, a na coś innego w Polsce - mówi Oksana, która przyjechała do Katowic z synem w kwietniu 2022 roku.
Agnieszka Czernek Krywult, wicedyrektorka Zespołu Szkół Ekonomicznych w Bielsku-Białej, ekspertka Regionalnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli "WOM" oraz absolwentka szkoły asystentów międzykulturowych podkreśla, że bardzo wiele zależy też od tego, jak edukację traktowano w rodzinnym domu dziecka, jeszcze w Ukrainie. - Przychodzą rodzice, którzy nie znają języka polskiego, a mimo tego potrafimy się z nimi porozumieć. Potem ich dzieci zwykle bardzo szybko się uczą polskiego - opowiada nauczycielka.
- Badania wyraźnie pokazują, że nauczyciele cały czas mierzą się z rozumieniem tych wyzwań międzykulturowych, związanych z różnorodnością, która jest obecna w szkołach. Nawet nie dostrzegają tego jako wyzwania i swojej luki kompetencyjnej, dlatego potrzebujemy, aby również ten element był uwzględniony - mówi Elżbieta Krawczyk
Autorzy raportu zwracają uwagę na bardzo ograniczoną dostępność asystentów i asystentek międzykulturowych w polskich szkołach, którzy mogliby wspierać uczniów z Ukrainy. Taka osoba pomaga dzieciom w nauce, w procesie integracji ze społecznością szkolną, tłumaczy, zarówno na lekcjach, jak podczas kontaktów rodziców ze szkołą, mediuje w przypadku konfliktów na tle kulturowym czy religijnym. To w Polsce zawód jeszcze mało znany, tymczasem aż 19 proc. opiekunów dzieci z Ukrainy zgłaszało, że były one nękane w szkole.
Asystent międzykulturowy formalnie pracuje jako asystent nauczyciela, jest kiepsko wynagradzany. Często na stanowisku takim zatrudniani są ukraińscy nauczyciele, którzy mają kłopoty z uznaniem przez polski system posiadanych uprawnień, dlatego podejmują inną pracę.
Fundacja Ukraina, która działa we Wrocławiu w województwie dolnośląskim, zwiększyła liczbę takich asystentów z kilku do 41 wraz z napływem ukraińskich uczniów. Fundacja podkreśla jednak, że liczba ta nie jest wystarczająca.
- Ktoś mógłby powiedzieć, że dzieci, które mieszkają w Polsce od dwóch lat, nauczyły się już języka i nie potrzebują pomocy - mówi Anna Kowalczuk, liderka zespołu asystentów międzykulturowych Fundacji Ukraina - W rzeczywistości wyzwaniem jest nie tylko bariera językowa. Słyszymy, że dzieci nie chcą chodzić do szkoły, nie komunikują się. O ile wcześniej były bardziej zainteresowane poznaniem polskiej szkoły, teraz niestety poziom motywacji spada. Rozumiem dlaczego - dzieci chcą mieć swoje małe grupy i komunikować się w swoim ojczystym języku. To ich strefa komfortu.
Inną przyczyną stresu dla ukraińskich uczniów jest przeniesienie z jednej polskiej szkoły do drugiej
- Po wybuchu wojny niektóre prywatne szkoły w Polsce oferowały ukraińskim dzieciom bezpłatną edukację. Teraz rodzice muszą płacić czesne, często wysokie, lub przenieść swoje dzieci do szkół publicznych i narazić je na stres związany ze zmianą szkoły. Czasami wybierają naukę online w Ukrainie - mówi Uliana Worobec.
Przy okazji, badanie pokazuje również, że 48% nastolatków z obszarów wiejskich w Polsce nigdy nie miało kontaktu z polskimi rówieśnikami, co znacznie ogranicza ich integrację. 14% badanych dzieci stwierdziło, że było prześladowanych przez polskich rówieśników ze względu na ich ukraińskie pochodzenie i postrzeganie wojny w ich kraju.
Rodzice i opiekunowie dzieci z Ukrainy też często wymagają wsparcia, mierzą się z wyzwaniami takimi jak problemy finansowe, brak mieszkania, trudności ze znalezieniem dobrej pracy. Nie zawsze są w stanie poświęcić dzieciom odpowiednią ilość czasu. Wielki problem to rozdzielone rodziny - są takie, gdzie np. tata albo starszy brat został w Ukrainie i walczy. W Polsce przebywają także dzieci w ogóle pozbawione opieki, skala tego zjawiska nie jest oszacowana. W jednej z placówek opiekuńczych w województwie śląskim mieszkała np. dziewczynka, jej mama, lekarka, przywiozła córkę do Polski a sama pojechała na front. Rodzice lub opiekunowie dziecka mogą potrzebować pomocy w zapisaniu go do szkoły.
Po pierwsze: integracja
Przykładem udanej integracji ukraińskich dzieci z polskim społeczeństwem jest szkoła SzkoUA, założona z inicjatywy Klubu Inteligencji Katolickiej i Fundacji Ukraiński Dom w Warszawie. Uczniowie szkoły są zarejestrowani jednocześnie w dwóch systemach edukacji - polskim i ukraińskim.
- Potrzeba większej integracji z polską społecznością jest dziś najważniejsza - mówi Antonina Michałowska, wicedyrektorka SzkoUA. - Integrujemy uczniów od początku istnienia szkoły - uczymy języka polskiego, wprowadziliśmy zajęcia z historii i kultury dla każdej klasy. Dołączenie do polskiego systemu edukacji powinno tę integrację pogłębić. W tym celu wspólnie z Klubem Inteligencji Katolickiej zorganizowaliśmy wspólne kolonie dla dzieci ukraińskich i polskich. Czas spędzony podczas wakacji poza wykładami jest najskuteczniejszą metodą.
Zdaniem Antoniny Michałowskiej kwestii integracji i edukacji dzieci uchodźców nie da się rozwiązać bez wsparcia polskich i ukraińskich władz.
- Nasze dzieci są wyjątkowe, część z nich wróci na Ukrainę i ją odbuduje - mówi Antonina Michałowska - Będą ambasadorami Polski na Ukrainie i odwrotnie. Dlatego oba kraje powinny myśleć o tego typu inwestycjach.
Problemem dla młodszych dzieci w wieku szkolnym jest obecnie m.in. ograniczenie liczby tzw. klas przygotowawczych. Ale - jak zauważają nauczyciele - często to właśnie te dzieci, które podejmują naukę w zwykłej klasie, wśród rówieśników z Polski, szybciej uczą się naszego języka.
- To nie jest rozwiązanie docelowe, my nie powinniśmy w tych oddziałach długo „trzymać“ tych uczniów, ale to jest pierwszy krok, który pozwala najbliższej w tym systemie odnaleźć, który pozwala przygotować się językowo do tego, żeby język edukacji też nabyć - mówi Krawczyk. To pierwsze, najważniejsze narzędzie. Bariera językowa uniemożliwia nie tylko naukę, ale też nawiązywanie relacji, a w wielu przypadkach jest powodem dyskryminacji.
Twórcy raportu "Poza szkołą. Analiza barier systemowych dla nastolatków z Ukrainy przebywających w Polsce” przekonują, że podjęcie przez uczniów z Ukrainy stacjonarnej nauki w polskich szkołach to obecnie priorytet. Osoby zajmujące się wsparciem dla uchodźców z Ukrainy od dawna alarmują, że należy podjąć decyzję o obowiązkowej nauce w polskiej szkole. - Niestety, nikt nas nie słucha - mówi Uliana Worobec.
Dodaje, że nadal niektóre dzieci mieszkają w zorganizowanych ośrodkach dla uchodźców z Ukrainy. Jeśli nie chodzą do szkoły, nie mają żadnego kontaktu z rówieśnikami z Polski. Nie integrują się, nie uczą języka polskiego. Na dłuższą metę to będzie miało opłakany skutek dla nas wszystkich.
Wśród rekomendacji zawartych w raporcie znajduje się propozycja dla polskiego rządu, aby rozważyć możliwość przeniesienia wszystkich dzieci uchodźców do polskiego systemu edukacji. CEO kładzie nacisk na standaryzację pomocy szkolnej dla ukraińskich uczniów i jej obowiązkowe wprowadzenie w szkołach. Asystenci międzykulturowi powinni mówić nie tylko po polsku, ale i po ukraińsku, ponieważ "ruch wchodzenia ukraińskich uczniów do polskiego systemu edukacji nie może być ruchem polonizacji dzieci".
Elżbieta Krawczyk zwraca uwagę właśnie na kontekst integracyjny. - Tu jest bardzo dużo do zrobienia w zakresie zmiany myślenia o tych dzieciach po to, by mogły normalnie, bezpiecznie funkcjonować społecznie. Wciąż brakuje u nas myślenia o tym, że obecność ukraińskich uczniów i uczennic w polskich szkołach to także korzyść dla wszystkich stron - dodaje dyrektorka programowa CEO, podkreślając przy okazji potrzebę objęcia tych dzieci opieką psychologiczną. Sytuacja jest dramatyczna, brakuje psychologów i psychiatrów. Dodatkowo, choć ukraińskie dzieci mierzą się z tymi samymi wyzwaniami i trudnościami co polskie dzieci i nastolatkowie, dodatkowo - co oczywiste - obciąża je doświadczenie wojny. Potrzebują wsparcia i pomocy - natychmiast, zwłaszcza w sytuacji, w której wiele z nich próbuje funkcjonować w dwóch rzeczywistościach edukacyjnych – w Polsce i w Ukrainie.
- System adaptacji ukraińskich dzieci w polskich szkołach wymaga wsparcia, odważnej wizji i wzięcia za nie odpowiedzialności - podkreśla Jędrzej Witkowski. - Nie chciałbym, żebyśmy byli w narracji, w której polski rząd nie bierze odpowiedzialności za dzieci, które są na terytorium Polski, ale pozostają poza systemem edukacji. Jako polskie społeczeństwo, ale także jako społeczność międzynarodowa, musimy zagwarantować dzieciom dostęp do edukacji. A polski system edukacji jest jedynym, który może sprostać temu wyzwaniu na tak dużą skalę.
Krawczyk dodaje: - Potrzebujemy nie tylko deklaracji, ale także konkretnych działań: jak monitorować dzieci, jak wspierać zarówno je, jak i nauczycieli i dyrektorów szkół.
Cały raport wraz z zawartymi w nim rekomendacjami dla władz można znaleźć tutaj.
Olga Gembik, Anna Lysko, Anna Dudek
Ponad 100 tys. ukraińskich uczniów nie uczęszcza do polskich szkół. A powinny się w nich uczyć, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie.
Mieli dwadzieścia cztery dni na załatwienie wszystkiego. Niewiele czasu, by otworzyć ukraińską szkołę w innym kraju i zbudować od podstaw bezpieczną przestrzeń. Środowisko, w którym uczniowie szkoły podstawowej mogą z łatwością przytulić się do dyrektorki podczas przerwy, a dorośli uczniowie mogą bezpiecznie proponować własne pomysły bez obawy, że zostaną wyśmiani za proaktywną postawę. Jednak im się udało - zespołowi nauczycieli i dyrektorce Warszawskiej Szkoły Ukraińskiej (SzkoUA), Oksanie Kolesnyk. Została ona nominowana do pierwszej nagrody Portrety Siostrzeństwa, ustanowionej przez redakcję międzynarodowego magazynu Sestry. Poprzez tę nagrodę chcielibyśmy docenić kobiet, które od początku wielkiej wojny wniosły bezcenny wkład we wspieranie Ukrainy w walce z rosyjską agresją.
Olga Gembik: Jakie dzieci uczą się w Warszawskiej Szkole Ukraińskiej? Kim są dzisiejsi uczniowie?
Oksana Kolesnyk: Dzieci zmieniają się, stają się otwarte i mogą śmiało mówić, co myślą. One lepiej się komunikują i rozumieją wartość znajomości języków obcych. Wiedzą, że niezależnie od tego, jakim językiem mówisz, poszerzasz granice rozwoju osobistego.
Nasze dzieci znacznie wyprzedzają nas w korzystaniu z technologii, gadżetów i nowych aplikacji: czatu GPT, oprogramowania do obróbki zdjęć i wideo. Niedawno przeprowadziliśmy eksperyment i powierzyliśmy uczniom odpowiedzialność za moderowanie szkolnej strony SzkoUA na Instagramie: jednego dnia moderowała 11 klasa, następnego dnia 10 klasa i aż do 8 klasy. Ciekawie było obserwować, z jaką odpowiedzialnością dzieci publikowały historie i jak bardzo im na tym zależało. Dzięki temu nasza publiczność wzrosła.
Okres, w którym uczniowie nie czytali, bo pojawił się Internet, już minął. Teraz jest taki trend, że dzieci wracają do książek. Chciałabym, aby nadal otrzymywały informacje nie tylko z Internetu i gadżetów, ale także doceniały czytanie.
Dzisiejsza młodzież interesuje się książkami i dyskutuje o nich, co jest dobrą wiadomością
Czasami uczniowie zadają pytania w trudnej sytuacji. Co zrobić? Odpowiedzieć na nie. Jeśli pytanie cię zaskoczy i nie znasz odpowiedzi, powinieneś zatrzymać się, pomyśleć o tym i zaproponować ponownie wrócić do tego, powiedzmy, jutro lub na następnej lekcji. Nie powinieneś udzielać fałszywych odpowiedzi lub informacji, których nie jesteś pewien. Dzieci to wyczują i stracą zaufanie.
OG: Jak blisko jest Pani z dziećmi, zajmując stanowisko kierownicze?
OK: Na tyle, na ile mogę. Oczywiście nie mogę być ich przyjaciółką i komunikować się na tym samym poziomie. Jeśli będę zbyt przyjacielska, będą przychodzić do mnie z mniejszą liczbą pytań i problemów. Muszę zachować równowagę - pomagać zarówno dziecku, jak i nauczycielowi. Jestem trochę z boku, ale na tym samym poziomie.
Ostatnio pojechałam na tygodniową wycieczkę szkolną - tzw. "białą szkołę" - z uczniami klas 8-11 i ich nauczycielami. Pojechaliśmy do Krzyżowej pod Wrocławiem. Dzieci miały wykłady, warsztaty i pojechały na wycieczkę do Wrocławia. Na dyskotekach nikt się nie krępował, wszyscy razem tańczyli. W ten sposób zbliżamy się do dzieci. " Czy można zrobić z panią selfie?" - pytają. "Dlaczego nie?"
Praca z dziećmi ma wiele zalet. Uczniowie są stymulujący. Praca z dziećmi sprawia, że starasz się za nimi nadążyć i ciągle uczysz się czegoś nowego
OG: Jakie było Pani doświadczenie zanim przejęła Pani szkołę w Warszawie?
OK: Po studiach pracowałam w czernihowskim oddziale Kijowskiego Uniwersytetu Slawistycznego. Zaczynałam jako asystentka laboratoryjna i w ciągu dziesięciu lat doszłam do stanowiska zastępcy dyrektora oddziału. Pracowałam również w scentralizowanym systemie bibliotecznym obwodu czernihowskiego. Praca w bibliotece nauczyła mnie nieoczekiwanych rzeczy - jak przygotować wydarzenie, jak je zorganizować, jak pracować z ludźmi, jak zebrać i usystematyzować materiały, umieścić je w książce, a następnie przygotować do publikacji.
W tym czasie w Ukrainie rozpoczęła się reforma decentralizacyjna. Jedna z nowo powstałych gmin, Iwaniwska koło Czernihowa, poszukiwała kierownika wydziału oświaty. Przeszłam konkurs i pracowałam na tym stanowisku. Reforma decentralizacyjna otworzyła nowe możliwości, zaczęliśmy współpracować z różnymi organizacjami pozarządowymi i zdobyliśmy granty. Dzięki projektowi SKL International dotyczącemu decentralizacji i wsparcia samorządu lokalnego nawiązałam wiele przyjaźni w Ukrainie i w Polsce.
Kilka miesięcy przed inwazją na pełną skalę skończyłam pracę na podstawie kontraktu na stanowisku dyrektorki szkoły w Czernihowie. Zdałem sobie sprawę, że to stanowisko w ukraińskiej szkole jest bardzo przeciążone, administracyjne i nie daje wolności działań, choć mówi się, że szkoły mają autonomię i rzekomo mogą wybierać własną ścieżkę. Nadal istnieje wyraźna struktura hierarchiczna. Dlatego nie przedłużyłam umowy i zostałam nauczycielką geografii.
Razem z kolegą wygraliśmy projekt grantu edukacyjnego GIZ na szkolenie nauczycieli w obwodach czernihowskim i sumskim. Jego realizacja rozpoczęła się w listopadzie 2021 roku. Nawet 21 lutego 2022 r., choć czuliśmy się spięci, siedzieliśmy i planowaliśmy, jak rozpocząć drugi etap, jakich ekspertów zaprosić. Niestety, projekt pozostał w połowie wdrożony, ponieważ wybuchła wojna. Ale kiedy otwieraliśmy szkołę w Warszawie, to doświadczenie się przydało.
OG: Jak znalazła się Pani w Polsce?
OK: Nie miałyśmy pojęcia, dokąd jedziemy. Podróż z Czernihowa zajęła nam trzy dni - mnie i mojej córce, mojej przyjaciółce i jej córce oraz naszym dwóm psom. Zdecydowałyśmy się przekroczyć granicę trzeciego dnia wojny.
Wówczas zadzwoniłam do Wojciecha Marchlewskiego, znajomego ze wspólnych projektów SKL International, i zapytałam, czy mógłby pomóc. W Polsce on i jego żona Magda natychmiast się nami zajęli.
Tak się złożyło, że Wojtek pracował w zespole, który myślał o stworzeniu ukraińskiej szkoły dla dzieci, które z powodu wojny znalazły się w Warszawie. Pomysł ten został po raz pierwszy omówiony między Jakubem Kiernowskim, prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej (KIK - red.), a Myrosławą Keryk, prezesem zarządu Fundacji Ukraiński Dom. Razem z koleżanką zostałyśmy zaproszone.
Miałyśmy różne spotkania - na początku nic nie rozumiesz po polsku. Dopiero później zaczęłyśmy rozumieć, co się do nas mówi. Klub Inteligencji Katolickiej i Ukraiński Dom szukały lokalu, sponsorów, partnerów. Trzeba było zorganizować pracę szkoły, opracować program nauczania, zaplanować zajęcia, zatrudnić kadrę, zapisać uczniów i znaleźć rozwiązanie, aby dzieci mogły otrzymać ukraińskie świadectwa szkolne.
OG: Jak szybko udało się zorganizować i uruchomić proces edukacyjny?
OK: Warszawska Szkoła Ukraińska (SzkoUA) to projekt edukacyjny, który ciągle ewoluuje. Aby nasi uczniowie nie straciły tych pierwszych trzech miesięcy wojny i zostały przeniesione na następny rok szkolny, dzięki współpracy z wydziałem edukacji gminy Dawydiw w obwodzie lwowskim, zostały one zapisane do 10 szkół w gminie. W następnym roku szkolnym zawarłyśmy umowę z prywatną lwowską szkołą całodzienną DreamDay, więc wszyscy nasi uczniowie zostały zapisane do tej szkoły.
W latach 2023-2024 nasi uczniowie będą zapisani do dwóch systemów edukacyjnych - ukraińskiego i polskiego. W Polsce współpracujemy z SP Montessori im. Św. Urszuli Leduchowskiej i Liceum Stivensona. Tak więc nasi uczniowie są zapisywani do tych instytucji edukacyjnych, aby uczyć się w oddziałach przygotowawczych i jednocześnie kontynuować naukę w zewnętrznej formie edukacji we lwowskiej szkole MriyDiy.
To dla nas dodatkowa praca, ponieważ musieliśmy stworzyć zintegrowany program nauczania, a nasi nauczyciele musieli stworzyć zintegrowane programy edukacyjne.
To jeszcze raz pokazuje, że istnienie szkoły nie może być zasługą tylko jednej osoby – to jest praca wielu ludzi z całej Ukrainy
OG: Jak w praktyce wygląda studiowanie na dwóch uczelniach?
OK: Dokumentację biurokratyczną prowadzi szkoła ukraińska i polskie placówki oświatowe - wpisują dzieci do rejestru, przygotowują zamówienia na dokumenty. My odpowiadamy za proces edukacyjny i jest to bardzo kreatywny proces.
Mamy na przykład tzw. lekcje binarne, kiedy pracuje dwóch nauczycieli: nauczyciel geografii, chemii, matematyki, biologii czy literatury światowej i nauczyciel języka polskiego. Naszym zadaniem jest nauczenie uczniów terminologii w języku polskim.
Zastanawialiśmy się, dlaczego ukraińskie dzieci nie czują się pewnie w polskich szkołach. Okazało się, że przyczyną jest bariera językowa. Dziecko wie, co potrafi, ale nie rozumie języka i nie potrafi czytać. Nie wiadomo, jakie będą ich losy - część wróci do Ukrainy, część zostanie w Polsce. Jeśli będą znali terminologię, proces nauki będzie przebiegał sprawniej.
Naszym absolwentom organizujemy kurs języka polskiego na poziomie B1. Z jednej strony daje to dziecku możliwość otrzymania certyfikatu potwierdzającego znajomość języka polskiego, a z drugiej podnosi poziom języka polskiego przy rekrutacji na studia.
Słyszałam od mojego kolegi, że nie da się połączyć ukraińskich i polskich programów, ale pracujemy tak już pół roku
OG: Uczniowie Warszawskiej Szkoły Ukraińskiej mają za sobą traumatyczne doświadczenia uchodźcze. Szkoła musiała więc stać się centrum rehabilitacji stabilności i pokoju. Jak to się udało?
OK: Zawsze powtarzam, że jestem dumna z naszych nauczycieli, bo tak jak dzieci, przyjechały z całej Ukrainy. Kiedy nauczyciel wchodzi do klasy, zostawia za sobą wszystkie swoje problemy i lęki. Mają też krewnych w Ukrainie - na froncie, na terytoriach okupowanych, w strefach przyfrontowych. Dziewczyny stały się wsparciem dla dzieci, nie ma innej możliwości. Gdyby dzieci mogły poczuć niepokój i niepewność nauczycielki, byłby to dla nich trudny sprawdzian.
Kiedy szkoła została otwarta, przez pierwsze dwa tygodnie na przerwach panowała cisza. Właśnie to było najstraszniejsze.
Pomimo tego, że nasza szkoła jest mała, mamy jedną klasę w każdej równoległej i tylko 273 dzieci. Pracuje dla nas dwóch psychologów. Prowadzą grupowe zajęcia integracyjne (i inne) z klasami, pracują indywidualnie z dziećmi, a także z rodzicami, jeśli potrzebują wsparcia.
Ze względu na to, że bardzo zależy nam na tym, żeby dzieci czuły się w szkole komfortowo, psycholog jest zawsze obecny na zebraniach, kiedy musimy zaprosić rodziców, żeby porozmawiać np. o zachowaniu dziecka. Dzięki temu dziecko czuje, że po jego stronie jest dorosły, który je ochroni.
OG: Absolwenci, którzy znaleźli się w Polsce, stają przed niezwykle trudnym wyborem - co dalej? Gdzie iść dalej, jaki kierunek wybrać? W jaki sposób szkoła im w tym pomaga?
OK: Absolwentami naszej szkoły opiekuje się pani Joanna Katz, która jest Polką, ale mieszka w Ameryce. Po raz pierwszy spotkałyśmy ją na warsztatach naukowych, które prowadziła dla ukraińskich dzieci na obozie Summer in the City w 2022 roku. W Stanach Zjednoczonych prowadzi własną szkołę rozwoju COGITANIA. Kiedy nas odwiedza, prowadzi zajęcia z naszymi nastolatkami na temat tego, jak widzą swoją przyszłość, gdzie chciałyby studiować i czego chcą osiągnąć w życiu. Stara się uwolnić ich wewnętrzny potencjał.
Aby zapewnić dzieciom informacje o przyszłych możliwościach, zapraszamy specjalistów, aby opowiedzieli o warunkach przyjęcia, wymaganiach i korzyściach różnych uczelni. Staramy się, aby nasze dzieci odwiedzały różne firmy tu w Warszawie, aby na miejscu mogły zapoznać się ze specyfiką pracy. Być może ktoś jeszcze się nie zdecydował i będzie wybierał kierunek swoich studiów. Psychologowie oceniają też, do czego uczniowie mają predyspozycje i pomagają im wybrać przyszły zawód.
Rozumiemy, że ważne jest zachowanie młodych ludzi jako przyszłości Ukrainy. Dlatego, wraz z projektami integracyjnymi, przywiązujemy dużą wagę do nauki ukraińskiej historii, języka ojczystego, zwyczajów, tradycji.
Niezależnie od tego, gdzie są nasi absolwenci, będą odbudowywać Ukrainę i pracować dla jej dobra
OG: Wszyscy jesteśmy w stanie zawieszonym, zarówno ludzie, jak i projekty. Co będzie dalej?
OK: Jesteśmy częścią Ukraińskiego Domu i częścią Klubu Inteligencji Katolickiej. Te dwie organizacje stworzyły szkołę i opiekują się nami. Ale trudne pytanie "co dalej?" wisiało w powietrzu od samego początku naszego istnienia, ponieważ wszystko zależy od finansów. Obecnie naszym głównym sponsorem jest Save the Children International. Otrzymujemy również pomoc z innych źródeł. Aby kontynuować nasze istnienie, szukamy nowych możliwości.
Fakt, że dołączyliśmy do polskiego systemu edukacji, umożliwił nam otrzymanie subwencji na nasze dzieci. Pomimo tego, że edukacja szkolna stała się płatna, nasz budżet nadal nie jest całkowicie zamknięty. Pracujemy jednak nad tym, aby kontynuować nauczanie. Nasza szkoła ciągle tworzy się, żyje, rozwija się, zmienia, dostosowuje i ciągle się modernizuje. W końcu, jeśli szkoła powstaje i nie rozwija się, to jest już przeszłością.
- Istnienie szkoły nie może być zasługą tylko jednej osoby, to praca wielu ludzi z całej Ukrainy - mówi dyrektorka Warszawskiej Szkoły Ukraińskiej (SzkoUA)
Ada Tymińska, badaczka społeczna i działaczka na rzecz praw człowieka w Helsińskiej Unii Praw Człowieka w Polsce, która badała antyukraińską mowę nienawiści w polskich mediach społecznościowych, jest przekonana, że tylko dialog społeczny pozwoli na budowanie przyjaznych relacji między Ukraińcami i Polakami w Polsce.
Olga Gembik: Eskalacja sytuacji politycznej, zakaz importu ukraińskiego zboża, blokowanie granic, i to nie tylko dla obywateli Ukrainy - to wszystko sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co tak naprawdę czują do nas Polacy. Czy mamy się czego obawiać?
Ada Tymińska: To trudne pytanie. Obserwuję to, co się dzieje. Rzeczywistość internetowa często pokrywa się z rzeczywistością, w której żyjemy, ale nie zawsze. W internecie głosy są bardziej zradykalizowane, znacznie bardziej odbiegają od ogólnego nastawienia Polaków do Ukraińców. Z drugiej strony w sieci można znaleźć wiele wypowiedzi, które możemy powiązać z rosyjską propagandą, trollami i botami. Napięcia społeczne, które mogą pojawiać się po polskiej stronie, to raczej obawy o sytuację gospodarczą, rynek pracy i dostęp do usług.
Poprzedni rząd (politycy PiS), skupiając się na pewnych procesach politycznych, zupełnie zapomniał o samym polskim społeczeństwie i ludziach mieszkających w Polsce. Nie było żadnej otwartości z jego strony na to, by wreszcie porozmawiać o ludziach z Ukrainy, którzy trafili do Polski - jaka jest ich przeszłość, jak powinno wyglądać nasze wspólne życie? To pole zostało całkowicie porzucone, więc przejęli je bardziej radykalni politycy, jak Krzysztof Bosak. W rezultacie niejeden polski obywatel - trochę zdezorientowany, a trochę przestraszony - powiedział sobie: "Oto ktoś, kto rozumie moje obawy". Natomiast nie było głosu z drugiej strony.
Nie ma nikogo, kto powiedziałby, że nowi ludzie nie zagrażają polskiemu społeczeństwu. Dlatego tę niszę zajmują radykalni politycy, którzy "żyją" tym tematem
OG: W raporcie "Granice nienawiści", który dotyczył nie tylko uchodźców z Ukrainy, ale także tych, którzy przekroczyli białorusko-polską granicę, napisano, że Polacy inaczej postrzegali ukraińskich uchodźców, a nawet kojarzyli ich ze sobą. Czy teraz coś się zmieniło?
AT: Do 2022 roku nastawienie do Ukraińców było różne. Wielu Polaków było jednak wrogo nastawionych, co wynikało m.in. z kwestii historycznych. Jednak luty 2022 roku był rewolucyjny i wszystko się zmieniło - przynajmniej na kilka miesięcy. Wszyscy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom. Nastroje społeczne były wówczas bardzo pozytywne, a Polacy byli bardziej przychylnie nastawieni do Ukraińców niż do osób przekraczających granicę polsko-białoruską. Zakładam więc, że pojawiające się od czasu do czasu zmiany nastawienia nie wynikają z nienawiści, a jedynie z troski o własne dobro.
Wynika to również z faktu, że Polacy mają niski poziom zaufania do własnego państwa i pakietu usług, które państwo obsługuje. Chodzi o to, jak Polacy postrzegają swoje państwo i jak skuteczny jest rząd, jeśli chodzi o usługi publiczne. Dostęp do tych usług jest bardzo ograniczony: do lekarza trzeba czekać w długich kolejkach, trudno zapisać dziecko do przedszkola. Dlatego nagłe pojawienie się nowych ludzi powoduje poczucie zwiększonego zagrożenia.
Zatem jeśli nastawienie się zmieniło, to nie z powodu złej woli, ale z powodu braku działań ze strony państwa dla załagodzenia tych sytuacji
OG: Jaka jest rola wydarzeń, które miały miejsce w historii Polski i Ukrainy w pogorszeniu wzajemnych relacji? Czy rzeczywiście mogą one popsuć nasze relacje?
AT: Nie mogą, ponieważ wszystkie wydarzenia historyczne już się wydarzyły. Nie zniknęły i są ważne dla niektórych ludzi ze względu na ich historie rodzinne. Nie oznacza to jednak, że ci ludzie przenoszą swoją wrogość lub jakąś osobistą urazę na współczesnych mieszkańców Ukrainy. Przeszłość jest natomiast bardzo ważna dla radykalnej prawicy, ponieważ w każdym kraju opiera się ona na wydarzeniach historycznych i na nich buduje swoją politykę.
Bardzo łatwo można grać na takich tematach. Skrajni prawicowcy biorą te narracje, widzą, że wywołują emocje, wzbudzają sentymenty do naprawdę złożonej historii i w pewnym sensie wykorzystują je, by zyskać poparcie. Tutaj pojawia się pole dla odpowiedzialności polityków centrowych. Bo im większy opór polityczny wobec nacjonalistycznego przejęcia przestrzeni, tym mniejsza waga tego zjawiska.
Tymczasem wiodące siły polityczne w Polsce boją się poruszać kwestie historyczne w obawie, że doprowadzi to do jakichś negatywnych konsekwencji, sprowokuje spadek poparcia itp. Dlatego bez walki oddają to pole ludziom, którzy są skrajnymi radykałami
Ten temat, biorąc pod uwagę silne emocje, jakie wywołuje po obu stronach, jest bardzo łatwy do wykorzystania w polityce. W Polsce zamyka się go w narracji "dobre versus złe", odwołując się do kontrowersyjnych obrazów ludzkiego bólu, które związane są z wydarzeniami historycznymi. Zdjęcia skrwawionych ciał, które nawet nie muszą być autentyczne, odwołują się do ludzkich emocji. To jest wykorzystywane przez grupy nacjonalistyczne.
OG: Wracając do raportu "Przyjdą i zabiorą: antyukraińska mowa nienawiści na polskim Twitterze" - jak powiedzieć ludziom, że nic im nie grozi?
AT: Prawidłowa odpowiedź jest taka, że to nie fantomowi "oni" stanowią problem. Państwo jest odpowiedzialne za udostępnienie tego wszystkim: zarówno tym, którzy są nowo przybyli, jak i tym, którzy mieszkają w Polsce od dłuższego czasu. Ulegając narracji "przyjdą i zabiorą", ludzie zwracają uwagę na objaw, a nie na przyczynę problemu. Przykładowo, problemy z dostępem do specjalistycznej opieki medycznej istniały jeszcze przed przyjazdem Ukraińców. Wynika to z faktu, że państwo jest w niektórych aspektach nieefektywne. Musimy więc lepiej wybierać siły polityczne.
Tymczasem nie widzę praktycznie żadnej kontrnarracji ze strony polityków. Wynika to z ogromnego strachu, że jeśli te tematy zostaną poruszone, okaże się, że ukryte nastroje społeczne są tak złe, że doprowadzi to do ich osobistej porażki. Jeśli jednak ta kwestia nie zostanie poruszona, pojawią się ci, którzy wyrażą problem za pomocą bardzo prostej, ale silnie antagonizującej narracji. To jest odpowiedź na "przyjdą i zabiorą".
Jeśli ktoś jest kategorycznie negatywnie nastawiony do innych, to jedna rzecz. Ale jeśli jest jeszcze miejsce na refleksję, to warto zadać sobie pytanie: Czy tego, kogo "mają zabrać", brakuje dopiero teraz, czy brakowało tego już wcześniej, np. w 2001 lub 2019 roku? Może okazać się, że nie ma żadnego logicznego związku między tym, że ktoś nie może znaleźć pracy, a tym, że takim czy innym miejscu pracy pojawiają się nowi ludzie.
Politycy i dziennikarze, osoby publiczne - powinni w końcu zareagować na społeczne obawy Polaków i zacząć pracować nad poczuciem jedności wśród różnych mieszkańców Polski
OG: Jaki odsetek rosyjskich trolli i botów próbuje obecnie "robić pogodę" w polskiej przestrzeni internetowej?
AT: Trudno powiedzieć, bo badanie rosyjskiej propagandy w Internecie jest dość skomplikowane. Nie da się policzyć, ile tych botów jest i ile treści jest przez nie tworzonych lub prowokowanych. Kiedy pracowałam nad raportem o mowie nienawiści, zaobserwowałam tematy sztucznie przez kogoś tworzone. To były profile, które pisały na Twitterze o historii: masa postów w pseudo-neutralnym tonie opowiadających o Wołyniu w czasie wojny, publikujących zdjęcia cierpiących ludzi i ciał po torturach. Było tego dużo, głównie z pośpiesznie utworzonych profili. Związek między tymi historycznymi postami a aktywnością rosyjskich botów był bardzo wyraźny.
Potwierdzono już, że to rosyjski rząd wykorzystał tego typu historie na poziomie politycznym, by zasiać wrogość między Polską a Ukrainą
Nie ma w tym nic nowego, zmieniły się tylko wykorzystywane środki. Teraz te środki pozwalają lepiej działać. Niestety na tym poziomie władzom i organizacjom pozarządowym trudno jest kontrolować takie działania.
OG: Jak obecne wydarzenia wpłyną na dalsze relacje Polski i Ukrainy na szczeblu państwowym? Czy jest nadzieja na pogłębienie partnerstwa?
AT: Oczywiście. Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a każde zbliżenie z UE będzie systematycznie komplikować narastanie jakiejkolwiek dyskryminacji. Dopóki obowiązują decyzje Rady Europejskiej w sprawie tymczasowej ochrony uchodźców, Polska nie może arbitralnie odmówić osobom z Ukrainy pobytu. Przed odpowiedzialnymi dziennikarzami i politykami jest zaś wiele pracy w budowaniu atmosfery wspólnoty, nawet jeśli mają wspólnych wrogów czy wspólne problemy.
Brakuje natomiast odpowiedzialnych polityków, którzy odpowiedzialnie poruszaliby temat migracji, odnosząc się do różnych kwestii i podejmując wyzwania związane z przyjęciem polityki migracyjnej w Polsce. Nawet skrajnie prawicowi nacjonaliści twierdzą, że tego brakuje. I choć media mają odpowiednią przestrzeń do dyskusji i szukają rozwiązania problemu, to środowiska polityczne już nie. Mam nadzieję, że nowe siły polityczne w Polsce zwrócą uwagę na tę kwestię.
Ukraińcy i Polacy, którzy od początku inwazji na pełną skalę w Ukrainie zaczęli pisać nową kartę pomocy i ratunku we współczesnej ukraińsko-polskiej historii, wciąż przyglądają się sobie nawzajem. Ważne jest, aby na tej drodze nie wpaść w rozczarowanie, nie pozwolić, by pochłonęły nas stereotypy i stare urazy
W polskich szkołach uczy się obecnie ponad 286 tysięcy ukraińskich dzieci, z których prawie dwie trzecie przybyło do Polski wraz z rozpoczęciem inwazji Rosji na Ukrainę. Znacznie więcej dzieci uczęszcza na zajęcia w ukraińskich placówkach edukacyjnych w Polsce, a także uczy się online. Jednak od 170 do 200 tysięcy ukraińskich dzieci nie uczęszcza do polskich szkół. Aby zrozumieć ich obawy i to, jakiej jakiej potrzebują, UNICEF wraz z Plan International i Save the Children przeprowadził badanie i opublikował raport oparty na głosach i opiniach ponad stu dzieci z Ukrainy i Polski. Wszyscy respondenci są w wieku od 8 do 17 lat i mieszkają w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie. Sestry rozmawiały z Olgą Jabłońską, menedżerką ds. komunikacji i rzecznictwa w Save the Children Polska o sytuacji ukraińskich dzieci w Polsce.
Olga Gembik: Polska, udzielając schronienia kilkuset tysiącom dzieci z Ukrainy, przywróciła im podstawowe poczucie bezpieczeństwa - mogą planować, uczyć się i bawić, nad głowami nie latają im rakiety, a w czasie nalotów nie muszą nocą schodzić do schronów. Dlaczego potrzebne było takie badanie? Jakich aspektów dotyczyło?
Olga Jabłońska: Chcieliśmy mieć materiał, który jasno pokaże potrzeby ukraińskich dzieci w Polsce. To jest bezpośrednia praca naszej organizacji. Drugim powodem jest uzyskanie cennych informacji dla naszych przyszłych projektów i programów, a także podzielenie się nimi z innymi organizacjami charytatywnymi. Poza tym chcielibyśmy zebrać doświadczenia dzieci ukraińskich uchodźców w Polsce jako informacje dla innych krajów, w których mogą pojawić się podobne doświadczenia.
Badanie składało się z dwóch etapów. W pierwszym wykorzystaliśmy innowacyjną metodę zwaną foto-głosem: dzieci otrzymały natychmiastowe aparaty fotograficzne i musiały robić zdjęcia przedstawiające ich codzienne życie w Polsce. Później, podczas drugiego etapu, przeprowadziliśmy zogniskowane dyskusje grupowe.
Ciekawą rzeczą jest to, że po tym jak przygotowaliśmy mały raport oparty na badaniach i podziękowaliśmy dzieciom za udział, zapytały, co z tym zrobimy, jak poprawimy ich sytuację. Zdaliśmy sobie sprawę, że te dzieci są bardzo odpowiedzialne społecznie.
OG: Co możesz powiedzieć po zbadaniu stanu psychicznego dzieci z Ukrainy, które przyjechały do Polski po inwazji?
OJ: Tęsknota za domem to pierwsza rzecz, na którą wskazują dzieci, jeśli chodzi o ich samopoczucie psychiczne i stan emocjonalny. To tęsknota za bliskimi, za przyjaciółmi, którzy zostali w Ukrainie, a często za zwierzętami domowymi. Dzieci miały swoje "dzieci" - np. kocięta, które zostały w domu. Bardzo za nimi tęsknią.
Poczucie osamotnienia w Polsce nie jest obce także wielu dzieciom. Mimo że niektóre z nich przebywają za granicą od dłuższego czasu, nie zdążyły jeszcze nawiązać głębszych relacji z rówieśnikami. Chodzą do polskich szkół, mają swoje kręgi towarzyskie, ale brakuje im relacji opartych na zaufaniu. To również wpływa na ich dobrostan psychiczny.
Ponad 50% dorastających dzieci przyznało, że chciałoby spotkać się z wykwalifikowanym specjalistą w celu wsparcia ich zdrowia psychicznego. Dla większości respondentów ważne było również, aby osoba ta mówiła po ukraińsku, by łatwiej było dzielić się emocjami.
Wiele dzieci martwi się o swoją sytuację finansową. Niektóre z nich, zwłaszcza starsze nastolatki, wskazywały na potrzebę zarabiania pieniędzy i podejmowania dodatkowej pracy, aby wesprzeć budżet swoich rodzin za granicą
Jednak dzieci wiedzą, co może poprawić ich nastrój i mieć pozytywny wpływ na ich emocje. Niektóre z nich powiedziały, że uprawiają sport, inne, że sztukę: rysują lub coś tworzą. Niektóre starają się spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu z rówieśnikami. Ogólnie rzecz biorąc, były aktywnie zainteresowane tym, jak mogą poprawić swój pobyt w Polsce.
OG: Edukacja to fascynujący proces mający na celu kształtowanie przyszłości dziecka, jego świadomość swoich mocnych i słabych stron, a nauka przy biurku to kolejna wyspa bezpieczeństwa. Jakie wnioski można wyciągnąć z badania na temat edukacji ukraińskich dzieci w Polsce?
OJ: Prawie połowa dzieci, które wzięły udział w badaniu, chodzi do polskich szkół, choć uczestniczą również w zajęciach online w swoich ukraińskich szkołach. To dla nich dość wyczerpujące, a nauka nie pozostawia wiele wolnego czasu, na przykład na rekreację i inne ciekawe zajęcia. Uczniowie mówili o zmęczeniu i nadmiernej ilości czasu spędzanego przed komputerem. I o frustracji spowodowanej organizacją lekcji online.
Niektórzy nastolatkowie, którzy zmienili szkołę i weszli w system edukacji w Polsce, czują się nieco sfrustrowani, ponieważ muszą uczyć się dłużej ze względu na różnice w polskich i ukraińskich programach nauczania. Większość dzieci zgłosiło, że ma trudności z nauką języka polskiego. Mniej niż połowa ukraińskich uczestników badania stwierdziła, że może otwarcie wyrażać swoje opinie w szkole w Polsce, przy czym młodsze dzieci czują się szczególnie niepewnie. Twierdziły one jednak, że lubią chodzić do szkoły.
Wiele ukraińskich dzieci wskazało, że lubi swoich polskich nauczycieli, zwłaszcza tych z wykształceniem międzykulturowym, ponieważ zapewniają im duże wsparcie i pomoc
Z kolei starsze ukraińskie dzieci obawiają się o przyszłość swojej edukacji i możliwości kontynuowania nauki w Polsce lub innych krajach UE.
OG: W badaniu dużo uwagi poświęcono integracji ukraińskich dzieci z polskim społeczeństwem, która jest ważna dla budowania otwartej, różnorodnej i harmonijnej społeczności, szanującej odmienność i promującej wspólny rozwój. Jak dzieci radzą sobie z integracją?
OJ: Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Integracja nie jest łatwym procesem. Wielu nastolatków, z którymi rozmawialiśmy, mówiło, że nie ma poczucia przynależności do Polski. 46% respondentów chce wrócić do Ukrainy.
Niektórzy uczniowie opowiadali również o nadużyciach, których oni lub inne dzieci z Ukrainy doświadczyli ze strony polskich rówieśników w lokalnych szkołach i środkach transportu publicznego. Z drugiej strony dzielili się pozytywnymi doświadczeniami wsparcia ze strony polskich przyjaciół i lokalnych nauczycieli. Kwestia ta jest więc niejednoznaczna. Należy również pamiętać, że dzieci są różne - niektóre mają bardzo dobre doświadczenia i szybko poczuły się naturalnie w nowej sytuacji, w nowym środowisku, w nowej szkole. Inne potrzebują więcej czasu. Niektóre mają trudności ze zrozumieniem sytuacji z powodu problemów z językiem polskim, jego rozumieniem.
Jeśli chodzi o integrację, 47% dzieci stwierdziło, że może otwarcie wyrażać swoje opinie w polskiej szkole
OG: Jakie wnioski można wyciągnąć z wyników badania i jak możemy z nimi pracować w przyszłości?
OJ: Ukraińskie dzieci potrzebują pomocy w poprawie zdrowia psychicznego. Mówimy o wsparciu psychologicznym zapewnianym przez ukraińskojęzycznych specjalistów, aby ułatwić komunikację z dziećmi. My [organizacje charytatywne - red.] musimy również pracować z rodzinami i nauczycielami, by zwiększyć ich zdolność do pomagania dzieciom. Rodzice, w większości kobiety, które przyjechały do Polski ze swoimi dziećmi, również potrzebują dyskretnego wsparcia. Trzeba im pomóc w radzeniu sobie z lękiem i stresem, aby atmosfera w ich rodzinach mogła się poprawić.
Inną ważną sprawą, która wyłania się z badania, jest potrzeba pracy z nauczycielami, wspierania i wzmacniania ich kompetencji. Polska nigdy wcześniej nie miała takich doświadczeń z przyjmowaniem uchodźców, więc polscy nauczyciele radzą sobie ze wszystkim sami. Chcemy im pomóc.
Jeśli chodzi o integrację, ważne jest stworzenie przestrzeni, w której polskie i ukraińskie dzieci mogłyby się spotykać, bawić i spędzać razem czas poza szkołą. Chcemy również zorganizować zajęcia pozalekcyjne dla dzieci z Ukrainy, podczas których miałyby więcej możliwości integracji i komunikacji z rówieśnikami.
Konieczne jest zapewnienie lekcji języka polskiego i ukraińskiego dla dzieci i młodzieży z Ukrainy. To pozwoli im lepiej się komunikować
Warto również stworzyć warunki do przekazywania anonimowych informacji zwrotnych w szkołach, aby dzieci zrozumiały, że ich obawy zostaną wysłuchane i nikt ich nie napiętnuje.
Zamierzamy ściślej współpracować z władzami, zwłaszcza lokalnymi, odpowiedzialnymi za zarządzanie szkołami w Polsce, pracować nad wzmocnieniem rodzicielstwa w radzeniu sobie ze stresującymi sytuacjami oraz współpracować z nauczycielami i asystentami międzykulturowymi. Wyzwaniem dla nas, jako organizacji niosących pomoc dzieciom z Ukrainy, jest lobbowanie na rzecz długofalowej narodowej strategii integracji uchodźców z polskim społeczeństwem jako całością.
Refleksje ukraińskich dzieci (z materiałów badawczych) na temat ich pobytu, nauki, adaptacji i przyjaźni w Polsce:
S., dziewczynka, 12 lat: "Kiedy byłam w domu, zawsze miałam swojego kota i czułam się z nim bardzo dobrze, ale nie ma go tutaj. Bardzo za nim tęsknię".
W., chłopiec, 15 lat: "Nic mi nie zostało w Ukrainie, (...) moje gimnazjum zostało doszczętnie spalone. Niedawno zniszczono też przyrodę [w wyniku ataku na zaporę w Kachowce - red.]. Co mogę powiedzieć? Miałem jednego przyjaciela, z jakiegoś powodu nasz kontakt został zerwany. Miałem trzech przyjaciół, jednego z [nazwa miasta], dwóch z [nazwa miasta]: jeden został zastrzelony, drugi zniknął. I [temu] z [nazwa miasta] bomba zniszczyła mieszkanie".
W., dziewczyna, 15 lat: "Jesteś za granicą w bezpiecznym miejscu, a twój ojciec jest w niebezpiecznej strefie. I nie wiesz, co może się z nim w każdej chwili stać - czy wróci do domu. Nie ma z nim żadnego kontaktu".
M., chłopiec, 10 lat: "Tutaj trzeba grać samemu. Jest trudniej, kiedy mój tata jest w Ukrainie. A tutaj moja mama pracuje 12 godzin dziennie. Zazwyczaj jestem w domu z bratem lub sam".
W., dziewczyna, 15 lat: "Tu jest pięknie, bez dwóch zdań. Ale prawdziwym domem jest własny dom".
A., chłopak, 17 lat: "Nie miałem tu prawie żadnych przyjaciół. Było kilka osób, z którymi rozmawiałem. Ale nie miałem tak serdecznych przyjaciół jak w Ukrainie".
Dziewczyna, 13 lat: "Moi ukraińscy przyjaciele przestali ze mną rozmawiać, ponieważ nie powiedziałam im, że wyjeżdżam. Byli na mnie bardzo źli. To był dla mnie bardzo trudny czas".
Spośród prawie miliona obywateli Ukrainy, którzy otrzymali azyl w Polsce, ponad jedna trzecia to dzieci poniżej 18. roku życia. Fundacje zajmujące się ich ochroną postanowiły dowiedzieć się, do jakiego stopnia ukraińskie dzieci są zintegrowane
Switłana i jej czworo dzieci otrzymali tymczasowy azyl w Polsce z powodu działań wojennych na Ukrainie. Rodzina dostała pół tysiąca złotych na każde dziecko w ramach programu Rodzina 500+. Państwo wypłaca tę pomoc nie tylko Polakom, ale także pewnej kategorii cudzoziemców, w tym Ukraińcom, którzy przybyli do Polski po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę. Kobieta otrzymała również jednorazowe świadczenie dla uchodźców w wysokości 300 zł.
Pod koniec ubiegłego roku Switłana postanowiła wrócić do domu. Podeszła do sprawy odpowiedzialnie: poinformowała Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Jednak z powodu zmasowanych rosyjskich ataków zmieniła zdanie i postanowiła nie spieszyć się z przeprowadzką. Szybko odzyskała status UKR [jest to status prawny cudzoziemca, przede wszystkim obywatela Ukrainy, co oznacza, że otrzymuje on tymczasową ochronę w Polsce - red.] Jednak wznowienie wypłat w ramach programu 500+ nie było już takie proste. A Switłana, podobnie jak wielu innych Ukraińców, nie otrzymywała zasiłku rodzinnego.
Masowe kontrole Ukraińców: czego szukają inspektorzy?
Ukraińcy zaczęli tracić status UKR, a wraz z nim wypłaty w ramach programów 500+ lub Kapitał Oszczędności Rodziny jesienią 2022 roku. Problem stał się jednak powszechny po 28 stycznia 2023 roku. Wtedy to w Polsce weszła w życie nowelizacja ustawy z dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) zaczął kontrolować osoby przesiedlone z Ukrainy i badać historię przekraczania granicy. Kontroli podlegały nawet osoby, które na stałe opuściły Polskę - wróciły do Ukrainy lub wyjechały do innych państw.
Wypłaty są wstrzymywane bez żadnych pism lub ostrzeżeń. Dlatego należy od czasu do czasu sprawdzać aktualność swojego statusu UKR.
Od początku roku tak wielu Ukraińców spotkało się z anulowaniem lub zamrożeniem zasiłków na dzieci, że zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich w Polsce Stanisław Trociuk wysłał list do szefa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z prośbą o zwrócenie uwagi na ten fakt. Według niego bez 500 zł zostały nawet te rodziny, które na stałe zamieszkują na terytorium Polski. Oprócz utraty świadczeń, wielu uchodźców zostało również pozbawionych bezpłatnej opieki medycznej.
Dlaczego wypłaty znikają
Lidia po raz pierwszy wjechała do Polski w czerwcu 2022 roku. Strażnik graniczny zapytał ją, czy podróżuje do kraju w celach turystycznych. Kobieta kiwnęła głową, nic nie rozumiejąc. Kilka dni później w Warszawie zarejestrowała się jako osoba uciekająca przed wojną. Zaczęła otrzymywać 500 złotych miesięcznie na dziecko i nigdy nie opuściła kraju.
Jednak w tym roku, w styczniu, pieniądze przestały napływać. Jak się okazało, na granicy kobieta została wpisana do rejestru jako osoba, która wjechała w celach turystycznych, a nie na podstawie ochrony czasowej. W związku z tym jej wjazd nie mieścił się w kategorii "Q-ewakuacja".
Rzecznik ZUS Paweł Żebrowski twierdzi, że utrata statusu jest spowodowana tym, że uchodźcy z Ukrainy nie okazują dokumentu elektronicznego diia.pl przy przekraczaniu granicy i nie zgłaszają korzystania z ochrony czasowej.
Wśród powodów utraty 500+ jest również wjazd do Polski z krajów trzecich, zwłaszcza jeśli posiadasz ochronę innego kraju lub próbowałeś uzyskać w nim tymczasowy azyl. Zgodnie z polskim prawem, wypłaty nie można wznowić, nawet jeśli próba osiedlenia się w innym kraju zakończyła się niepowodzeniem. Nie da się oszukać, np. przekraczając polską granicę z Ukrainy "niby po raz pierwszy" - wszystkie dane są odnotowane w odpowiednich rejestrach. Za nielegalne uzyskanie statusu UKR grozi do 8 lat więzienia lub deportacja.
Problemy z wypłatą mogą też wynikać z różnych nazwisk w dokumentach matki i dziecka, zmiany nazwiska już w Polsce (np. z powodu rozwodu, nowego małżeństwa, zmiany danych w nowym paszporcie itp.), błędów inspektorów i literówek. Przyczyny niewypłacenia 500 złotych, które są rzadsze, ale się zdarzają, to: zmiana osoby, która ubiegała się o zasiłek rodzinny (np. za pierwszym razem o zasiłek ubiegał się ojciec, a teraz matka) oraz narodziny dziecka w Polsce. W tym drugim przypadku noworodek nie zostanie ujęty w ewidencji ZUS, ponieważ nie przekroczył granicy.
Często zdarza się, że kilka powodów prowadzi do zakończenia pomocy społecznej. Dlatego należy wziąć to pod uwagę, rozpoczynając proces odzyskiwania świadczeń.
Switłana, która zdecydowała się pozostać w Polsce, zebrała wszystkie dokumenty i dowody pobytu w kraju np. świadectwa pracy, zadzwoniła i napisała kilka listów do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Wypłaty zostały wznowione w ciągu półtora miesiąca, ale był haczyk: pieniądze przyszły tylko na troje z czworga dzieci. Najmłodszy syn - z powodu pomyłki lub nadmiernego obciążenia strażników granicznych - nie figurował w żadnym rejestrze, więc pozostał... niewidoczny dla opieki społecznej. Kobieta musiała rozpocząć proces odnawiania swoich świadczeń od nowa.
Opinia prawnika: nie ma jednego mechanizmu przywracania płatności
Prawnik Igor Solodownik udziela porad prawnych Ukraińcom w ramach programu "Uniwersytet Warszawski dla Ukrainy". Doradza między innymi ponad 500 ukraińskim kobietom w sprawie powrotu ich dzieci. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy miał ponad pięćdziesiąt przypadków bezpodstawnej odmowy udzielenia pomocy społecznej.
- "Nie ma jednej metody wznawiania wypłaty świadczeń, w każdym przypadku mamy do czynienia z odrębną procedurą administracyjną" - przekonuje prawnik. "Rozstrzygnięcie konkretnych spraw zależy w dużej mierze od "czynnika ludzkiego": kto podejmuje taką decyzję, kto bierze na siebie odpowiedzialność.
Jeśli ZUS w decyzji o wstrzymaniu świadczenia powołuje się na rzekome zawyżenie 30-dniowego okresu pobytu poza granicami Polski, należy uzyskać od Straży Granicznej drogą mailową informację o tym, kiedy dana osoba wyjechała i kiedy wróciła. Czasami odpowiedź może nadejść w ciągu dnia lub dwóch, czasami trzeba poczekać tydzień, a czasami kilka miesięcy. W każdym przypadku ostateczną decyzję o wznowieniu wypłat podejmuje tylko jeden organ: Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Igor Solodownik opowiada nam o kobiecie, której doradzał. Pojechała na Ukrainę na 11 dni. Pieniądze przestały wpływać. Powód: przekroczyła 30-dniowy okres pobytu poza Polską. Mimo że kobieta posiada wszystkie dowody pobytu w kraju, do tej pory nie udało jej się odzyskać pieniędzy.
- "Sytuacja jest trudna" - mówi Igor Solodownik - "Matki są zdenerwowane, tracą czas i energię, czują się upokorzone. Tymczasem urzędnicy, do których się zwracamy - pracownicy ZUS, gmin i polskiej straży granicznej - są coraz bardziej zmęczeni ciągłymi apelami. Odnoszą wrażenie, że Ukrainki proszą tylko o pieniądze. Rośnie frustracja i apatia.
Jak odzyskać 500+?
Karina Bezemennaja ewakuowała się do Polski z obwodu żytomierskiego. Próbując zalegalizować swoją działalność, zaczęła radzić sobie z lokalną machiną biurokratyczną, studiując polskie przepisy i czytając dokumenty w języku, którego wówczas nie rozumiała.
Dzieli się informacjami z ukraińskimi kobietami na swoim profilu na Instagramie, która ma ponad 18 000 obserwujących. Tam publikuje instrukcje krok po kroku dotyczące wznowienia płatności. Z obserwacji Kariny wynika, że odzyskanie pieniędzy jest możliwe w 85% przypadków. Najszybciej udało się to zrobić w 1,5-2 tygodnie. Najczęściej jednak jest to skomplikowany proces korespondencji, rozmów telefonicznych, pisania odwołań i skarg, który może trwać miesiącami.
Bezemennaya podkreśla, że w większości przypadków walka o przywrócenie 500+ jest zarówno uczciwa, jak i zgodna z prawem. Ma jednak przykłady kobiet mieszkających na Ukrainie, które przekraczają granicę raz w miesiącu tylko po to, aby się zameldować i spełnić warunek pobytu na Ukrainie nie dłużej niż 30 dni, na wypadek gdyby chciały zachować swój status UKR i płatności.
Rzecznik ZUS Paweł Żebrowski podkreśla, że Ukraińcy nie powinni zapominać o okazywaniu wszystkich niezbędnych dokumentów na granicy:
- W celu uniknięcia utraty legalności pobytu, cudzoziemiec powracający do Polski musi poinformować straż graniczną przy odprawie paszportowej o zamiarze wjazdu do Polski w związku z korzystaniem z ochrony czasowej w Polsce oraz pokazać diia.pl na swoim telefonie.
Karina Bezemennaja radzi rozpocząć proces wznowienia płatności od wysłania pisma do placówek polskiej Straży Granicznej, w których dana osoba przekroczyła granicę. Najlepiej zrobić to na własnym koncie za pośrednictwem profilu zaufanego. W piśmie należy poprosić o oznaczenie wszystkich wyjazdów i wjazdów do Polski jako "Q-ewakuacja". Zgodnie z prawem odpowiedź może nadejść w ciągu 30 dni. Może być jednak szybsza.
Po otrzymaniu odpowiedzi od celników w urzędzie gminy lub starostwie należy wziąć zaświadczenie potwierdzające status UKR i napisać pismo do ZUS z pełnym wyjaśnieniem sprawy. Najlepiej załączyć jak najwięcej dowodów pobytu w Polsce: pismo od polskiej straży granicznej, kopie paszportów z pieczątkami z datami wyjazdu i wjazdu, umowę o pracę, umowę najmu, legitymację szkolną, dokument uczęszczania do przedszkola itp.
Uzyskanie odpowiedzi z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych może zająć dużo czasu: od 30 do 90 dni, a nawet dłużej. Aby przyspieszyć sprawę, warto umówić się na e-wizytę (wideoczat online z inspektorem ZUS prowadzącym sprawę), pisać ponaglenia i dzwonić. W zależności od odpowiedzi, kolejny algorytm działań będzie jasny - mówi Karina. Być może będziesz musiał ponownie napisać do Straży Granicznej, jeśli Twój status nie został przywrócony pomimo pisma z urzędu celnego.
Jeśli sprawa w ogóle nie posuwa się do przodu, można napisać proste pismo, załączyć wszystkie dowody pobytu w Polsce i wysłać je do centrali ZUS w Warszawie, z kopią do biura w Białymstoku, które również zajmuje się sprawami niewypłacania 500+. Dopóki nie udowodni się legalności pobytu w Polsce, dopóty nie ma możliwości uzyskania wypłat - mówi Karina.
Zdarza się, że po zebraniu wszystkich dowodów na legalność pobytu w Polsce, naliczone 500+ nie może zostać przedłużone z powodu błędu w systemie. W takim przypadku należy napisać lub zadzwonić do Ministerstwa Cyfryzacji.
Karina Bezemennaya podkreśla, że najlepszą radą w tym żmudnym i trudnym biznesie jest: nie poddawać się. Jako przykład przytacza historię Ukrainki, która trzykrotnie traciła status UKR i za każdym razem z powodzeniem go odnawiała. W każdym razie, zgodnie z informacjami otrzymanymi przez Karinę Bezemennaya z ZUS, każda Ukrainka ma trzy lata na wznowienie płatności. Odszkodowanie zostanie wypłacone, nawet jeśli dana osoba już dawno opuściła terytorium Polski.
Prawie co piąta ukraińska rodzina straciła prawo do pomocy finansowej od państwa polskiego
Każdy, kto szuka pracy w Polsce, powinien nabyć nowe umiejętności i poznać zwyczaje, aby jak najlepiej zaprezentować się polskim pracodawcom.
Swiatosław Nikorowicz-Mendel, współzałożyciel Fundacji Empowerment, Ukraińskiego Centrum Rozwoju i Współpracy, ekspert w dziedzinie rynku pracy i rozpoczynania działalności gospodarczej w Polsce, dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami i radami dotyczącymi znalezienia pracy na polskim rynku
Nim zaczniesz szukać pracy
Przede wszystkim musisz zdecydować, jakiego rodzaju pracę chcesz znaleźć w Polsce. Po drugie, należy zapoznać się z przepisami prawnymi. Np. musisz wiedzieć, czym różni się umowa o pracę, której zasady i skutki reguluje polski Kodeks Pracy, od umowy zlecenia, której zasady i skutki reguluje polski Kodeks Cywilny (art. 734-751).
Umowa o pracę przewiduje stałe wykonywanie określonego rodzaju pracy pod nadzorem. Umowa cywilnoprawna (umowa zlecenia) przewiduje wykonanie określonego zadania.
W ramach umowy o pracę pracownicy otrzymują ustawową płacę minimalną, płatny urlop, zwolnienie lekarskie itp. W przypadku umowy zlecenia minimalna stawka godzinowa jest ustalana ustawowo, a ta forma współpracy zapewnia ubezpieczenie zdrowotne, ale nie przewiduje odprawy, płatnego urlopu czy zwolnienia lekarskiego
Im więcej takich informacji zna Ukrainiec, tym łatwiej jest mu zrozumieć warunki, w jakich będzie pracował.
Ważne jest, aby dowiedzieć się, jakie wynagrodzenia są dostępne w Polsce. Z reguły umowa o pracę określa wysokość wynagrodzenia brutto - przed podatkami i opłatami. Wynagrodzenie netto to kwota, którą pracownik otrzymuje po opłaceniu podatków i składek na ubezpieczenie społeczne. Nie pozwól, aby różnica była dla ciebie niemiłym zaskoczeniem.
Варто також зрозуміти: хочете починати з меншої ставки, але з перспективою кар’єрного росту чи ні. Матимете час подумати про це, адже на пошуки роботи поляки закладають щонайменше два місяці.
Gdzie Polacy szukają pracy
W dużych miastach szukają pracy głównie online: na stronach Pracuj.pl, Indeed, LinkedIn i oficjalnej stronie Urzędu Pracy. Niektóre z tych stron mają również wersję ukraińską. Opiekunki lub pomocy domowej najlepiej jednak szukać na wyspecjalizowanych platformach, takich jak Niania.pl, lub w mediach społecznościowych.
W Polsce organizowanych jest wiele targów pracy, które odbywają się w różnych miastach. Jest to dobra okazja do poznania potencjalnych pracodawców, nawiązania kontaktów i znalezienia wymarzonej pracy, dlatego warto śledzić ogłoszenia Urzędów Pracy.
Перш ніж розміщувати оголошення на відповідних порталах, компанії пишуть про вакансії на власних сторінках. Якщо хочете працювати у конкретній компанії, корпорації чи фонді, стежте за публікаціями свіжих оголошень на їхніх сторінках.
Rekomendowanie znajomego na wolne stanowisko jest dobrą inicjatywą, a niektóre firmy nawet to nagradzają. Będziesz jednak musiał podzielić się odpowiedzialnością za pracę nowego członka zespołu. Zawsze możesz jednak zapytać, czy w firmie, w której pracuje znajomy, jest wakat. Często również w ten sposób można znaleźć interesującą pracę.
Jak zrobić dobre wrażenie
CV to Twoja wizytówka. Wysłane w formacie pdf ze skrzynki pocztowej, z dobrze napisanym listem motywacyjnym, to dodatkowe punkty w oczach pracodawcy.
Nie wpisuj nieprawdy do swojego CV, na przykład znajomość języków których nie znasz, ponieważ pracodawcy coraz częściej weryfikują umiejętności już w czasie rozmowy kwalifikacyjnej.
Варто пам’ятати, що працедавець сприйматиме резюме дуже буквально і безпристрасно. Навіть якщо воно складене бездоганною польською, але ви забули вписати, що володієте нею — для працедавця ви людина, яка не знає польської. В кінці резюме треба написати, що даєте згоду на обробку ваших персональних даних.
Nie zapomnij przygotować mediów społecznościowych. LinkedIn odgrywa znacznie większą rolę w Polsce niż w Ukrainie. Pamiętaj, że Twój profil prawdopodobnie zostanie sprawdzony, zwłaszcza jeśli szukasz pracy w międzynarodowej korporacji.
Przygotowując się do rozmowy kwalifikacyjnej, pamiętaj, że istnieją tematy tabu, o których pracodawca nie może z Tobą rozmawiać. To przede wszystkim życie osobiste, stan cywilny, planowanie rodziny czy przeprowadzka
Ukrainki potrafią być zbyt szczere podczas rozmów kwalifikacyjnych - z własnej inicjatywy mówią o liczbie posiadanych dzieci i swoich planach na przyszłość. Jednak nawet jeśli jesteś w ciąży w czasie rozmowy kwalifikacyjnej i jest to oczywiste dla wszystkich, pracodawca nie może zainicjować rozmowy na ten temat. Jeśli tak się stanie, powiedz, że jesteś zaskoczona tym pytaniem i zastanów się dobrze, czy powinnaś pracować w firmie, w której prawo jest łamane już na pierwszym spotkaniu.
Czasami pytania tabu są zadawane nie wprost - na przykład pytają, czy podoba ci się w Polsce, czy planujesz zostać i na jak długo. Jeśli chcesz dostać pracę, powinieneś wykazać się chęcią do pracy i odciąć się od nietaktownych pytań
Zasada 2 tygodni
Po otrzymaniu pracy przez pierwsze dwa tygodnie będziesz uważany za nowicjusza. Na tym etapie pracodawca będzie cię wspierać i otrzymasz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Jeśli jednak przegapisz okazję do opanowania podstaw w ciągu dwóch tygodni i nadal będziesz potrzebować pomocy miesiąc później, może to wpłynąć na ocenę umiejętności.
Przed rozpoczęciem pracy sporządź listę najważniejszych pytań i umów się na spotkanie z przełożonym, aby wyjaśnić wątpliwości za jednym razem.
Чи можна запізнюватися на роботу? Залежить від компанії. У деяких усе ліберально — і працівник сам розпоряджається часом, в інших запізнення карається.
Jeśli nagle zdasz sobie sprawę, że twoja praca ci nie odpowiada, nie znikaj nagle, nie przychodząc do pracy następnego dnia: powinieneś przynajmniej napisać e-mail
Przewaga Ukraińców
Niestandardowe rozwiązania, znajomość języków, kreatywność i szybkie rozwiązywanie problemów to cechy, które wyróżniają Ukraińców na polskim rynku pracy. Jeśli praca odpowiada ich wykształceniu, doświadczeniu i wynagrodzeniu, Ukraińcy cenią swoją pracę
Polacy cenią sobie dobrą pracę, ale zależy im również na takim stylu życia, w którym człowiek realizuje swoje zainteresowania i wartości zarówno w pracy jak i w czasie wolnym.
Polscy pracownicy są bardziej zależni od procedur i postępują zgodnie z instrukcjami. Ukraińcy myślą o tym, jak uczynić procesy bardziej wydajnymi i kreatywnymi, są bardziej przywiązani do miejsca pracy i czasami traktują pracę jak swój własny biznes. Ma to jednak zarówno zalety, jak i wady
Czy prawo chroni
Przed przyjęciem pracy należy dowiedzieć się nie tylko o obowiązkach, ale także o przysługujących prawach.
Ważne jest, aby zrozumieć, że prawo w Polsce chroni tylko tych pracowników, którzy pracują legalnie. Najlepszą ochronę zapewnia kodeks pracy i umowa o pracę, na czas nieokreślony. Jest to opcja, która gwarantuje pracownikowi największą ochronę i stabilność
Z kolei w przypadku umowy zlecenia wszystko zależy od uzgodnionych warunków. Jednak nawet jeśli zgodziłeś się na kary, istnieją sposoby, które mogą je ograniczyć.
Українці, які працюють за відрядною системою (так званий akordowy system wynagradzania), виробляючи певну кількість продукції, повинні знати, що заслуговують на мінімальну робочу платню щомісяця. І якщо вона зростає, то ви маєте отримати і цю різницю. Якщо ж вам не виплатили того, що гарантовано законом, — варто проконсультуватися в юриста або експертів із праці.
Якщо зазнаєте мобінгу і знущань на роботі, якщо вас дискримінують за походженням або ж виплачують менші гроші, аніж полякам на аналогічних посадах, — це привід скаржитися і захищати себе. Поради із працевлаштування і щодо робочих моментів українцям безоплатно нададуть у Фонді «Наш Вибір» (який провадить Український Дім у Варшаві), Варшавському університеті, Фонді Empowerment Український Центр Розвитку і Співпраці, Фонді «Ocalenie», Фонді «Польський міграційний форум» або інших організаціях, які захищають і консультують українців.
Nim zaczniesz poszukiwanie pracy
Найперша рекомендація для тих, хто шукає хорошу роботу в Польщі, — усвідомити, що це тривалий процес. Ви можете бути найкращим претендентом серед решти, але не отримаєте роботу, бо за час довгих пошуків втратили віру в себе. Працедавець одразу зчитає, що у вас немає необхідної заангажованості й енергії.
Ważne jest, aby skupić się na swoich mocnych stronach. Nie mów, że pracowałeś dla firmy N, ale raczej powiedz nam, jakie kontrakty udało Ci się wygrać, założyć stronę internetową lub przyciągnąć nowych klientów.
Jeśli jest to twoja pierwsza praca, podkreśl, że uniwersytet, który ukończyłeś, jest najlepszy w Ukrainie i udowodnij to jego rankingiem. Nawet niewygodne pytania, takie jak "dlaczego tak często zmieniałeś pracę?" mogą być dla ciebie plusem, pod warunkiem, że podasz dobry powód.
Ukrainki i Ukraińcy podbijają polski rynek pracy, nie tylko dostosowując się do niego, ale i tworząc nową kulturę
Małe i średnie przedsiębiorstwa w Polsce są dobrze rozwinięte i odnoszą sukcesy. Wciąż jednak istnieje wiele obszarów, w których można osiągnąć sukces. Udowodnili to Ukraińcy, którzy przeprowadzili się do Warszawy, Krakowa, Gdańska i innych miast i miasteczek gdy musieli opuścić Ukrainę wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę i są bardzo aktywni w otwieraniu własnych kawiarni, salonów kosmetycznych, usług sprzątania, a nawet klinik medycznych. Tak twierdzi Militina Velyka, założycielka i szefowa firmy konsultingowej MV Company w Polsce, która od wielu lat doradza ukraińskim firmom za granicą.
Chodzi o to, by nie tylko łatwo rozpocząć własną działalność gospodarczą w Polsce, ale także prowadzić ją bezpiecznie przez lata, osiągać zyski i rozwijać się. Żeby to się udało, trzeba zrozumieć zawiłości rynku i przestudiować lokalne przepisy. Ale to nie wszystko.
Badanie rynku
Ukraińcy kochają nowości i chętnie wspierają nowe inicjatywy: odwiedzą nowy salon lub kawiarnię, skorzystają z ciekawych ofert, docenią kreatywne oznakowanie, ciekawe podejście i nowe usługi na rynku. Polacy wolą tradycję - wybierają zaufanych profesjonalistów, przekazują ich z matki na córkę i wybierają znane towary i usługi z asortymentu. Potrzeba wiele wysiłku, aby stali się stałymi klientami.
Koncentracja na marketingu i strategii
Przed rozpoczęciem działąlności na polskim rynku ważne jest, aby przeprowadzić małe badanie rynku lub samodzielnie go przeanalizować, zidentyfikować graczy z podobnymi ofertami i policzyć, ilu ich jest. Jeśli brakuje Ci pewności siebie, czasami strategia "pracy dla Ukraińców" może pomóc, abyś mógł dostosować się do rynku organicznie i bez pośpiechu. Na szczęście ogromna liczba ukraińskich emigrantów, migrantów i migrantów zarobkowych może ci w tym pomóc.
Ścisłe przestrzeganie prawa
Urzędnicy skarbowi w Polsce nie są pracownikami organu karnego, ale ludźmi, którzy pomogą ci zarobić pieniądze. Jeśli będziesz uważnie przestrzegać litery prawa, płacić podatki na czas i składać raporty, będziesz w stanie uniknąć większości problemów. Każdy przedsiębiorca wie, że płacenie podatków w Polsce jest znacznie tańsze niż płacenie kar.
Jednoosobowa działalność gospodarcza w Polsce
W Polsce istnieje wiele form prowadzenia działalności - nieco więcej niż na Ukrainie. Najczęściej jednak przedsiębiorcy wybierają znaną formę jednoosobowej działalności gospodarczej lub zakładają spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością.
Ukraińców przyciąga do pierwszej formy działalności gospodarczej przede wszystkim prostota rejestracji. Stanie się przedsiębiorcą w ramach tego schematu można osiągnąć dość łatwo i szybko, rejestrując dokumenty w formie elektronicznej lub papierowej.
W Polsce będziesz musiał zastosować się do tej wstępnej decyzji - dalszych zmian w swoim statusie możesz dokonać tylko online lub osobiście w urzędzie miasta. Dlatego najlepiej zarejestrować się online, aby uniknąć ewentualnej biurokracji. Aby zarejestrować firmę, należy posiadać podpis elektroniczny, ale preferowany jest profil zaufany. Może go uzyskać każdy, kto posiada numer identyfikacyjny PESEL.
Zalety wyboru jednoosobowej działalności gospodarczej obejmują swobodę wyboru form opodatkowania, brak kapitału docelowego i statutu oraz stosunkowo niższe koszty księgowości i zarządzania przedsiębiorstwem.
Ten rodzaj działalności gospodarczej wiąże się z koniecznością odprowadzania comiesięcznej składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
W Polsce wysokość podatku zależy od wybranego systemu podatkowego. Tymczasem przedsiębiorcy na Ukrainie płacą stałą kwotę - 22% płacy minimalnej. Jeśli prowadzisz firmę na własną rękę, ważne jest, aby dobrze znać specyfikę polskiego prawa.
Wirtualne miejsce pracy
Zaletami spółki z o.o. są niski próg kapitału docelowego (od 5.000 zł) oraz duże możliwości rozwoju i prowadzenia działalności. Trudno jednak o szybki start. Wśród wad należy wymienić konieczność rejestracji w rejestrze sądowym, co jest dość długotrwałą procedurą, obowiązkowe zaangażowanie księgowego oraz składanie sprawozdań finansowych. Ważną kwestią jest tutaj podwójne opodatkowanie, kiedy przedsiębiorca płaci podatek dochodowy (9% lub 19%, w zależności od wysokości zysku) oraz podatek od dywidendy (19%). Proces likwidacji spółki LLC jest dość długotrwały i kosztowny.
Aby uniknąć dodatkowych opłat na rzecz ZUS, spółka z o.o. musi mieć co najmniej dwóch założycieli. Adresem prowadzenia działalności gospodarczej dla tego typu działalności nie może być miejsce zamieszkania, w przeciwnym razie trzeba będzie płacić dodatkowe kwoty. W Polsce wykorzystuje się w tym celu wirtualne adresy prowadzenia działalności.
A co z podatkami?
W Polsce najczęściej stosowane są trzy systemy opodatkowania jednoosobowej działalności gospodarczej. Zgodnie z polskim systemem podatkowym, podatek liniowy to stałe 12% od dochodu i wydatków. Wydatki są odliczane od całkowitej kwoty, a odsetki są płacone tylko od różnicy. Wszystko to przy obrocie 120 000 zł rocznie, w miesięcznych ratach po 10 000 zł
Jeśli dochód wyniesie od 11 tys. zł miesięcznie, trzeba będzie zapłacić 32% podatku od różnicy między przychodami a kosztami (oczywiście te 32% zacznie być naliczane dopiero, gdy kwota dochodu przekroczy określone 120 tys. zł, a przez pierwsze 120 tys. zł stawka dochodowa pozostanie na poziomie 12%). Dodatkowo, pierwsze 30 tys. zł dochodu dla nowo założonej jednoosobowej działalności gospodarczej nie podlega opodatkowaniu podatkiem dochodowym.
Podatek liniowy to zryczałtowana stawka w wysokości 19% różnicy między przychodami a wydatkami. Kwota ta nie zależy od obrotów - przedsiębiorca płaci od kwoty, którą zarobił. Ten rodzaj podatku będzie odpowiedni, jeśli masz znaczne wydatki
Prototypem jednolitego podatku na Ukrainie jest polski system ryczałtowy. Na Ukrainie trzeci podatek grupowy wynosi stałe 5% lub 3% z VAT i 2% w okresie stanu wojennego. W Polsce stawka ryczałtu może wynosić od 2% do 17%, w zależności od wybranego rodzaju działalności. Przykładowo, osoba zajmująca się sprzedażą internetową płaci 3%, gastronomią - 8,5%, programiści - 12%, marketingowcy i organizatorzy wycieczek - 15%, usługi księgowe - 17%
Wstępne zwolnienie przysługuje przedsiębiorcom, którzy prowadzą działalność gospodarczą po raz pierwszy, rozpoczynają ją ponownie po zamknięciu poprzedniej działalności lub po pięcioletniej przerwie.
Stawka podatku dla spółki z o.o. wynosi 9% w pierwszym roku działalności od różnicy między przychodami a kosztami oraz obrotu do 2 mln zł. Jeśli kwota ta jest wyższa, stawka podatku wynosi 19%. Nie zapominajmy o podwójnym opodatkowaniu! Podatek od dywidendy, który płaci się raz w roku, wyniesie kolejne 19%
Uwaga: niezależnie od wybranego systemu opodatkowania, należy zarejestrować się jako podatnik VAT po osiągnięciu 200 tys. zł obrotu rocznie
I jeszcze kilka słów o odpowiedzialności przewidzianej w prawie. Przedsiębiorca indywidualny w Polsce odpowiada całym swoim majątkiem, natomiast założyciel spółki z ograniczoną odpowiedzialnością odpowiada tylko majątkiem spółki
Kompleksowa pomoc dla Ukraińców
Obecnie samozatrudnienie dla Ukraińców w Polsce jest dostępne do rejestracji nawet bez karty pobytu (Karta Pobytu). Aby wesprzeć uchodźców, wprowadzono dotacje na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej, a w przypadku niektórych działań (takich jak otwarcie przedszkola) możliwe jest nawet finansowanie przez państwo.
Aby otrzymać dotację na przedsiębiorczość w wysokości do 40 000 zł, należy zarejestrować się w polskim urzędzie pracy jako osoba bezrobotna. Ważne jest, abyś nie otrzymał żadnych pieniędzy na działalność gospodarczą w UE i nie prowadził działalności gospodarczej w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Zgodnie z warunkami finansowania start-upu, będziesz musiał prowadzić działalność gospodarczą przez co najmniej kolejny rok i nie ubiegać się o inne środki budżetowe na działalność gospodarczą.
W formularzu zgłoszeniowym powinieneś uwzględnić swoje cele na najbliższą przyszłość w ciągu 3 lat. Napisz, czy zatrudnisz pracowników i jaki sprzęt kupisz.
Rozpatrzenie sprawy zajmuje dużo czasu: od trzech do sześciu miesięcy. Jednak po podjęciu decyzji przedsiębiorca ma tylko 30 dni na wykorzystanie środków. W przeciwnym razie będzie musiał zwrócić pieniądze.
Pieniądze najlepiej wydać na materialne wsparcie biznesu: sprzęt, towary, stoły, laptopy. Dotacje niechętnie płacą za wynajem lub inne usługi, ponieważ trudno będzie zwrócić pieniądze, jeśli przedsiębiorca zawiedzie. Wszystko, co kupisz za pieniądze z dotacji, nie może zostać przekazane innym osobom ani sprzedane.
Najkorzystniej jest ubiegać się o dodatkowe fundusze na początku roku, kiedy budżety ośrodków zatrudnienia nie zostały jeszcze wydane, co zwiększy szanse na ich otrzymanie. Upewnij się, że masz dobre uzasadnienie i potrafisz obronić sens swojego projektu
Wejście do Europy
Jedną z korzyści wyjścia na polski rynek jest to, że otwiera on możliwość działania na całym obszarze Europy, rozwijania własnego biznesu na dotąd nieznanych terenach. I to przy niższych podatkach w Polsce w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, można z pewnością stwierdzić, że nie można sobie życzyć lepszego miejsca do rozpoczęcia własnej działalności gospodarczej.
Co powinnaś wiedzieć, jeśli myślisz o własnej kwiaciarni, firmie marketingowej, studio kosmetycznym, czy szkole językowej
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.