Anna J. Dudek
Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”
zdjęcie: Bartek Syta
Publikacje
Wnioski płynące z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego "Sytuacja kobiet w Polsce z perspektywy społeczno-ekonomicznej" z jednej strony napawają optymizmem, pokazując, jak wiele zmieniło się w postrzeganiu i udziale kobiet (także) w gospodarce w ostatnich 20 lat, z drugiej jednak zmuszają do refleksji i działania. Bo mimo, że udział kobiet chociażby w rynku pracy jest coraz większy, a luka płacowa zminejsza się, do pełnej równości dużo nam jeszcze brakuje, co widać chociażby we wskaźnika aktywności zawodowej kobiet i płacach.
Pracują i/albo wychowują
Raport rzuca nowe światło na sytuację wszystkich kobiet w Polsce, także migrantek i uchodźczyń, którym z oczywistych powodów jest trudniej od tych kobiet, które pochodzą z Polski i tu mieszkają. Dzieje się tak choćby z powodu bariery językowej, a w przypadku tych kobiet, które z dziećmi przyjechały do Polski po agresji Rosji na Ukrainę, także dlatego, że podjęcie pracy kolidowałoby z opieką nad dziećmi, zwłaszcza tymi do trzeciego roku życia. Często wskazują ten powód braku aktywności zawodowej.
Przyjechały tu z dziećmi, często zmuszone do podejmowania pracy znacznie poniżej kwalifikacji i oczekiwań, przede wszystkim z powodu bariery językowej, ale też z jedną, podstawową motywacją: zapewnić byt sobie i dzieciom. To dlatego wiele z nich, szczególnie tych zatrudnionych w szarej strefie, nie zgłasza niestosownego, dyskryminacyjnego traktowania ze strony pracodawców. Boją się utraty pracy.
Ukraińcy - ponad połowa cudzoziemców w Polsce
W 2021 roku Ukraińcy i Ukrainki stanowili 57 proc. ogółu osiedlających się w Polsce cudzoziemców. Liczba obywateli i obywatelek Ukrainy posiadających ważne zezwolenia na pobyt w Polsce wynosiła wtedy 300 tys. osób. Samych kobiet było 138 tys. – stanowiły 46 proc. tej wielotysięcznej grupy. Obecnie, jak wynika z cytowanych w raporcie danych z kwietnia 2023 roku, 443 tys. kobiet w wieku powyżej 18 lat ma status cudzoziemca UKR w związku z konfliktem w Ukrainie. Kobiet w wieku 19-64 lata jest 384 tys.
Z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że ubezpieczonych jest 347 tys. kobiet, najwięcej w wieku 35-39 lat i 40-44 lata
"Należy zauważyć, że na podstawie tych danych nie możemy określić, jaki jest wskaźnik zatrudnienia uchodźczyń z Ukrainy. Po pierwsze, dane ZUS uwzględniają zarówno uchodźczynie, jak i te Ukrainki, które mieszkają w Polsce od dawna. A po drugie, nie obejmują one wszystkich rodzajów zatrudnienia, m.in. pracy w rolnictwie" - podkreślają autorzy i autorki raportu.
Dyskryminacja i przemoc
Z kolei według CASE oraz CARE International in Poland w kraju jest ponad 100 tys. migrantek i uchodźczyń, które zajmują się polskimi domami. Opiekują się dziećmi, osobami starszymi, gotują, sprzątają, piorą, prasują. Zdecydowana większość pracuje "na czarno", a to oznacza nie tylko brak ubezpieczenia, ale także nieznajomość przysługujących im praw. Ponad 60 proc. zatrudnionych w polskich domach Ukrainek przyznało, że doświadczyło złego traktowania, dyskryminacji i przemocy. Zwykle nie zgłaszają tych przypadków - boją się utraty pracy, często jedynego źródła utrzymania dla całej rodziny, ale też nie wiedzą, gdzie mogą uzyskać pomoc.
Wśród tych kobiet, które pracują legalnie, najwięcej znalazło zatrudnienie w sektorze administracji oraz działalności wspierającej. To ponad 340 tys. kobiet
Kolejnymi branżami, w których zatrudnienie znalazło wiele kobiet: przetwórstwo przemysłowe – 63 tys.; handel hurtowy i detaliczny oraz naprawa pojazdów – 34 tys.; działalność związana z zakwaterowaniem i usługami gastronomicznymi – 33 tys.
Przedsiębiorczynie
W 2022 r. powstało ponad 6,5 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych prowadzonych przez ukraińskie kobiety, co stanowiło 41 proc. nowo powstałych ukraińskich podmiotów tego typu. Zwykle zakładają firmy określane jako "pozostała działalność usługowa". Aż 89 proc. to fryzjerstwo i inne usługi kosmetyczne. Kolejną popularną branżą jest informacja i komunikacja; zajmują się przede wszystkim działalnością związaną z oprogramowaniem i doradztwem w zakresie informatyki. Blisko 10 proc. firm zakładanych przez kobiety stanowi działalność w zakresie administrowania i działalność wspierająca. W tej branży niemal co trzecia firma (30 proc.) zajmuje się niespecjalistycznym sprzątaniem budynków i obiektów przemysłowych. Kolejna sekcja, która stanowi ponad 7 proc. udziału w firmach zakładanych przez ukraińskie kobiety, to zakwaterowanie i gastronomia, tu Ukrainki przede wszystkim zakładają firmy związane z gastronomią. 7 proc. firm założonych przez Ukrainki prowadzi działalność profesjonalną, naukową i techniczną.
Podatki większe niż pomoc
Z raportu Deloitte zleconego i sfinansowanego przez UNHCR wynika, że w 2023 roku ukraińscy migranci i uchodźcy wnieśli do gospodarki 0,7-1,1 proc. PKB. "Ostatnie dwa lata pokazały, że na wiele sposobów uchodźcy mogą wnieść pozytywny wkład w społeczeństwo, gdy tylko otrzymają szansę. W Unii Europejskiej uchodźcy z Ukrainy mają dostęp do wsparcia społecznego, ale także do rynku pracy. Szczególnie pozytywnie wyróżnia się Polska. Pozytywne doświadczenia zdobyte tutaj mogą służyć jako przykład dla wielu innych sytuacji związanych z uchodźcami" - komentowała wyniki badania Julia Patorska z firmy Deloitte.
Uchodźcy z Ukrainy pozostający w Polsce jako pracownicy, przedsiębiorcy, konsumenci, i podatnicy, wnieśli do polskiej gospodarki 0,7-1,1% PKB w 2023 roku
- Podatki wpłacone przez uchodźców sięgnęły 10-14 mld zł w 2022 i kolejnych 15-20 mld zł w 2023, czyli więcej niż wydatki państwa na początkową pomoc - zaznacza Rafał Trzeciakowski, senior consultant.
Pracuje co druga
Te dane pokrywają się z wnioskami płynącymi z innego raportu, przygotowanego przez Interdyscyplinarne Laboratorium Badań Wojny w Ukrainie przy Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Z badań prowadzonych na przełomie przełomie października i listopada 2023 r. wynika, że tylko co druga Ukrainka w Polsce pracuje. 63 proc. – w Polsce, 23 proc. – zdalnie na Ukrainie, zaś 8 proc. – w innym kraju. Zaledwie 1/3 z respondentek miała pracę zgodną z kwalifikacjami. 16 proc. wskazywało, że nie podejmuje pracy ze względu na konieczność opieki nad małymi dziećmi. W poszukiwaniu pracy największym problemem są problemy językowe (77 proc.), niskie płace, nieuznanie dypolomu i konieczność pracy poniżej kwalifikacji. 45 proc. pytanych przez badaczy kobiet zna język polski, a 20 proc. rozumie język, ale nie potrafi się nim się porozumiewać.
Ale, jak zaznaczał w jednym z wywiadów dr hab. Prof. UKEN Piotr Długosz, szef grupy badawczej, „od czasu poprzedniego badania uchodźczynie wojenne się usamodzielniły, mieszkają w wynajmowanych mieszkaniach, lepiej znają język polski i pracują i bardziej aktywnie walczą z problemami psychicznymi, które się często pojawiają“.
Na ważny aspekt w rozmowie z Polskim Radiem uwagę zwróciła Ewa Gawlik, ekpertka rynku pracy. „Jeszcze przed wybuchem wojny Polska była dla Ukraińców krajem pierwszego wyboru jeśli chodzi o poszukiwanie pracy. Wtedy przyjeżdżały do nas osoby, które chciały dorobić i albo potem wrócić do rodziny, albo wynająć mieszkanie i ściągnąć ją do siebie. To byli pracownicy bardzo odpowiedzialni, bo zależało im, żeby zarobić pieniądze. Inaczej jest w przypadku osób, których wojna zmusiła do opuszczenia kraju. Oni przyjechali do nas i tu pracują, bo nie mają innego wyjścia. Dla części z nich zawody, które wykonują są uwłaczające i często poniżej ich kompetencji i wykształcenia“ – komentowała, podkreślając przy okazji, że osoby z Ukrainy to „dobrzy pracownicy, zaangażowani i wykonujący powierzone im zadania“. Podkreślają, że „są wśród nich wybitni spejcaliści, którzy w Polsce piastują wysokie stanowiska w różnych branżach“.
Pracują, otwierają firmy i płacą podatki. Jeśli mogą. Co druga Ukrainka w Polsce jest aktywna zawodowo. Jeśli nie pracują, jako powdów wskazują konieczność opieki nad dziećmi i barierę językową.
24 kwietnia rozpoczyna się zbieranie podpisów pod projektem, którego celem jest wprowadzenie na poziomie europejskim instrumentu finansowego pozwalającego na uzyskanie dostępu do legalnej, bezpłatnej aborcji tym kobietom, które nie mają dostępu do tego świadczenia lub dostęp ten jest utrudniony.
Taka sytuacja ma miejsce między innymi w Polsce i we Włoszech, a w całej Europie - jak mówi Marta Lempart ze Strajku Kobiet - 20 mln kobiet nie ma dostępu do bezpiecznej aborcji. W szczególnie trudnej sytuacji są uchodźczynie.
Dlatego, jak mówią aktywistki - w projekt w Polsce angażuje się przede wszystkim Ogólnopolski Strajk Kobiet i Inicjatywa Wschód wraz z 70 organizacjami partnerskimi z Europy, między innymi Instytutem 8 Marca ze Słowenii - " w ramach kampanii, dążą do zorganizowania ogólnoeuropejskiej akcji przedwyborczej, mającej na celu mobilizację obywateli i obywatelek Unii Europejskiej do aktywnego udziału w wyborach unijnych oraz zebrania miliona podpisów (w Polsce ok. 250 000 podpisów) w ramach Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej (ECI) na rzecz zapewnienia dostępnej i darmowej aborcji dla obywatelek UE”.
Jak mówiła na konferencji prasowej Dominika Lasota z Inicjatywy Wschód, kampania funkcjonująca międzynarodowo pod nazwą "My Voice My Choice";, w ramach której zbierane będą podpisy w całej Europie, ma na celu zapewnienie dostępu do darmowej, bezpiecznej aborcji w całej Europie
„To wspólna, sprytna próba pójścia wyżej, dalej, uzyskania wsparcia. W Polsce od pół roku mamy nową władzę, a jednak mimo obietnic wyborczych kobiety w Polsce wciąż nie mają dostępu do aborcji, nie są bezpieczne. Skoro rząd nie ogarnia, same to ogarniemy. Wywalczymy to sobie na szczeblu europejskim" - mówiła.
Marta Lempart z Strajku Kobiet wyjaśniała, na czym będzie polegał nowy instrument finansowy, zaznaczając przy okazji, że projekt został już zaakceptowany przez Komisję Europejską.: „ Projekt wkrótce trafi do Parlamentu
Europejskiego. Wprowadza instrument finansowy, który po zatwierdzeniu przez PE będzie pozwalał krajom członkowskim na finansowanie aborcji w zgodzie z lokalnym prawem danego kraju. Przykładowo, jeśli Polka będzie chciała dokonać aborcji w Holandii, wystarczy, że zamówi tabletki lub pokaże paszport w klinice. I tyle, dostanie bezpłatną, bezpieczną aborcję. Przypominam, że w całej Europie 20 mln kobiet nie ma dostępu do aborcji. To inicjatywa solidarnościowa, chcemy wywierać oddolną presję na rządy, które - jak włoski - blokują dostęp do aborcji. Jedynym warunkiem skorzystanie z tej usługi medycznej będzie pochodzenie z kraju, w którym te usługi medyczne są na gorszym poziomie niż w kraju, do której udaje kobieta”.
Wiktoria Jędroszkowiak z Inicjatywy Wschód podkreślała z kolei, że dla aktywistek z jej organizacji niezwykle istotne jest, że w projekcie znalazły się także zapisy chroniące osoby migranckie i uchodźcze. Ponieważ to inicjatywa obywatelska, możliwe było ujęcie wątków, które zwykle przy legislacji są pomijane. Mamy nadzieję, że to będzie "game changer"; w zakresie ochrony zdrowia osób migranckich. Zapis stanowi, że uchodźczynie będą miały dostęp do aborcji. Mogą skorzystać z tego mechanizmu, jeśli mieszkają w Unii Europejskiej, zaś jeśli są rezydentkami, mogą podpisać się pod projektem.
Martha Lempart: „Marta Lempart: Udało się znaleźć rozwiązanie, które - mamy tego świadomość - jest półśrodkiem, ale Komisja już zbadała zgodność projektu z traktatami. Rozwiązanie zostało zaakceptowane i nie może być odrzucone z powodu niezgodności z prawem europejskim. Dodaje: Poradzimy sobie, ogarniemy to.”
Z opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Care in crisis", wynika, że w szczególnie trudnej sytuacji są uchodźczynie w Polsce, Rumunii, Słowacji i na Węgrzech. Obraz, który wyłania się z tych danych, jest przerażający. Z uwagi na restrykcyjne prawo, brak informacji, barierę językową i brak pieniędzy wiele kobiet znajduje się w sytuacji, w której muszą dokonać wyboru: wrócić do Ukrainy, szukać pozasystemowych rozwiązań lub donosić ciążę. Dla ofiar gwałtów wojennych - choć nie tylko dla nich - to kolejna trauma.
W Ukrainie aborcja jest legalna i przeprowadzana do 12. tygodnia ciąży bez podawania przyczyny, a tabletki aborcyjne są dostępne w aptekach. Po przyjeździe do Polski Ukrainki są w szoku, kiedy dowiadują się, że nie mogą usunąć ciąży. Z tego powodu raport wzywał Polskę do pilnego dostosowania się do protokołów klinicznych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), które regulują procedury w przypadku gwałtów.i są wykonywane do 12 tygodnia ciąży bez wyjaśnienia przyczyny, a tabletki aborcyjne są sprzedawane w aptekach. Po przybyciu do Polski Ukraińcy byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że nie mogą przerwać ciąży. Z tego powodu raport wezwał Polskę do pilnego dostosowania się do protokołów klinicznych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), które regulują procedury w przypadkach gwałtu.
Zbiórka podpisów rozpoczyna się 24 kwietnia. Celem jest zebranie miliona podpisu w Europie, z czego OSK i Inicjatywa Wschód planują zebrać 250 tys. w Polsce. Zamierzają zakończyć zbiórkę do dnia wyborów europejskich w czerwcu. Podkreślają przy okazji, że celem jest także mobilizowanie do głosowania, by „nie oddać Parlamentu Europejskiego fundamentalistom“, oraz wywieranie oddolnego wpływa na rządy.
Rozpoczyna się ogólnoeuropejska kampania „Mój głos, mój wybór”. W całej Europie zbierane są podpisy w ramach europejskiego projektu publicznego mającego na celu wprowadzenie bezpłatnych bezpiecznych aborcji dla wszystkich europejskich kobiet. Projekt zawiera odrębne przepisy dotyczące migrantów i uchodźców.
Miała 25 lat. Pochodziła z Białorusi, a do Polski przyjechała szukać lepszego życia. Miała chłopaka. Tego wieczoru wyszła z koleżankami na karaoke. Wracała w nocy. Chciała się przejść. Droga prowadziła przez centrum Warszawy. To tutaj zaatakował ją Dorian S. Przystawił jej do szyi nóż, dusił. Zgwałcił. I zostawił na śmierć.
Z publikowanych w mediach relacji świadków wynika, że widzieli, że coś się dzieje w bramie. Nie reagowali. Sądzili, że jakąś parę "poniosło". Mówili, że nie zdawali sobie sprawy, że może dziać się coś złego, bo nie było słychać krzyków. Przyspieszali więc kroku i odwracali wzrok.
Skatowaną, nagą Lizawietę znalazł dozorca kamienicy. Wezwał pomoc. Liza trafiła do szpitala, w którym po kilku dniach zmarła w wyniku odniesionych obrażeń.
Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną. Podobnie jak inne, równie potworne. O zamordowanej matce trojga dzieci. O zakatowanym Kamilku. O dziewczynce, którą zgwałcił kuzyn, ale sąd uznał, że gwałtu nie było, bo ofiara nie krzyczała. Opinia publiczna będzie wstrząśnięta przez kilka dni, a potem jej przejdzie. Wróci do swoich spraw, odwracania wzroku, przyspieszania kroku. Milczenia. A potem znowu się ocknie, kiedy zginie kolejne dziecko. Albo młoda kobieta.
Za późno.
Empatia to nie wpłacanie stówy za zrzutce. Empatia to reagowanie. Nawet na zapas. Tego nam, jako społeczeństwu, brakuje. Sąsiedzi nie reagują, kiedy słyszą krzyki. Przechodnie nie zwracają uwagi, kiedy rodzic krzyczy na dziecko lub je szarpie. Uważają, że to nie ich sprawa.
Dlatego nie żyje Kamilek zakatowany przez ojca - choć wielu widziało rany na jego ciele. Dlatego nie żyje Lizawieta. Dlatego nie żyje nastolatka, którą nikt się nie zainteresował, kiedy siedziała kilka godzin na mrozie.
I dlatego znowu za jakiś czas przeczytamy, że kogoś nie udało się uratować. Bo ktoś odwrócił wzrok. Przyspieszył kroku. Pospiesznie oddalił się do swoich spraw. Bo przecież nie słyszał żadnych krzyków.
Ten niedosłuch kosztował Lizę życie.
Rozciąga się na cały, głęboko wadliwy system, który wciąż chroni nie ofiarę, ale kata. Przykładów są setki. W Polsce, jak szacują organizacje zajmujące się pomocom osobom, które doświadczają przemocy, ofiar jest kilkaset tysięcy. Szacunki różnią się w zależności od źródła. Ze statystyk policji wynika, a dane gromadzone są na podstawie liczby Niebieskich Kart, że kobiet doświadczających przemocy jest około stu tysięcy. To liczba niedoszacowana o jakieś 700 tysięcy. To kobiety, które doświadczają przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej, ekonomicznej. System nie traktuje ich poważnie, a organizacje powołane do ich ochrony, zawodzą na całej linii. Siedem spraw na dziesięć jest umarzana, jeśli w ogóle dojdzie do procesu. To zdarza się rzadko, bo prokuratura chętnie umarza postępowania, za to niechętnie jest wszczyna.
Jak wynika ze statystyk Amnesty Internationa, w Polsce co dwudziesta kobieta w Polsce doświadczyła gwałtu, a co najmniej co trzecia doświadczyła niechcianych zachowań seksualnych
Tylko 10 proc. z nich zwróciło się z tym na policję. Są nie tylko straumatyzowane tym, co jest spotkało. Wstydzą się. Nie wierzą w sprawiedliwość, wiedzą za to, że droga do ewentualnego skazania sprawcy jest długa. Boją się tego, jak zostaną potraktowane przez służby, Wtórnej wiktymizacji, która zdarza się nagminnie. Wiedzą, że będą pytane, czy stawiały opór, bo polskie archaiczne prawo zakłada konieczność stawiania oporu przez ofiarę. A potem czytam w absurdalnych uzasadnieniach umorzeń, że gwałtu nie było, bo "nie krzyczała". Nie broniła się. Dlatego konieczna jest zmiana definicji gwałtu.
Są jednak miejsca, w których można uzyskać pomoc. Pierwszy numer, który warto znać, to 112. Ogólny numer interwencyjny. Pomoc można też uzyskać w wielu fundacjach, między innymi Feminotece. Aktywistki uruchomiły specjalne numery. Dzwoniąc, można uzyskać pomoc prawną i psychologiczną. Te telefony prowadzone są w języku ukraińskim:
Liza nie żyje. Zmarła w szpitalu w wyniku obrażeń, które zadał jej gwałciciel. Zgwałcił i zamordował ją Dorian S., ale jej śmierci jesteśmy winni i my. Nasza choroba, która trawi społeczeństwo. Brak empatii.
Zenia: Jest praca, jest dobrze. Co widzę, co słyszę, to moje. Ja sobie poradzę, co trzy miesiące jeżdżę do domu.. Jestem tu 20 lat, radzę sobie, ludzie mnie znają, pracuję z polecenia. Nawet jeśli coś się dzieje, puszczam to, bo po co mi problemy?
Marina: Ja tam nie narzekam. Zarabiam 4 tysiące, to więcej, niż miałabym szansę zarobić w domu. Jest ok, mam swój pokój, jestem dostępna całą dobę, ale na to się zgodziłam. Czasem się dziwię, ale nie narzekam. W sumie w domu mam więcej zajęć, jest całe gospodarstwo do ogarnięcia.
Sveta: Jak przyjeżdżam, oddaję paszport. Nie wiem czemu, nie wnikam, w sumie po co mi paszport, jak całe dnie pracuję. Zajęcia? Sprzątanie, gotowanie, dbanie o ogród, panią starszą. Czasem bym chciała mieć dzień wolny, ale jak siedzę i pracuję, nie wymyślam, to mam stałą pracę w dobrym domu.
***
Takich głosów są tysiące. W 2023 r. CASE we współpracy z CARE International in Poland przeprowadziło badanie, pytając zatrudnione w polskich domach kobiety z Ukrainy, jak są traktowane. To te kobiety, które dbają o dom, dzieci, starszych rodziców. Gotują, sprzątają, dają zastrzyki, pilnują leków. W Polsce praca reprodukcyjna, warta miliardy złotych i stanowiąca dużą część PKB, jest niewidoczna. Dana, oczywista, należąca się. Traktowana jako zajęcie, które nie jest prestiżowe. Ważne. Z tym pogardliwym podejściem mierzą się miliony Polek i setki tysięcy Ukrainek, które przyjechały tu, szukając schronienia przed wojną. Jak wynika ze statystyk, choć dokładnych danych brakuje, co jest systemowym problemem, w polskich domach zatrudnionych jest ok. 150 tys. Ukrainek.
Potworne statystyki
Wyniki badania wskazują, że aż 61 proc. pracownic domowych spotkało się z dyskryminacją lub nierównym traktowaniem, 52 proc. musiało pracować mimo choroby, 46 proc. było zmuszanych do pracy ponad siły i bez odpoczynku, a 30 proc. było nękanych fizycznie lub psychicznie.
"Jestem bardzo wdzięczna, więc nie będę cierpieć z powodu złego traktowania" — mówi 37-letnia kobieta, opiekunka osoby starszej, w Polsce od 1,5 roku.
6 proc. respondentek doświadczyło poważnego przestępstwa polegającego na zatrzymaniu dokumentów przez pracodawcę.
Wśród sposobów radzenia sobie z naruszaniem swoich praw respondentki często wyrażały gotowość do kompromisu z pracodawcami. W większości przypadków starają się unikać sporów i dyplomatycznie kierować swoimi stosunkami zawodowymi. Czasami w obliczu kryzysu niektóre z nich decydują się trwać w milczeniu, w niektórych przypadkach szukają alternatywnego zatrudnienia.
O potworne statystyki pytam szefową Feminoteki Joannę Piotrowską. "Jeśli ponad 60 proc. tych kobiet mówi o złym traktowaniu, to wydaje się oczywiste, że jest ich więcej" — mówię. "Zazwyczaj nawet ludzie, którzy wiedzą o tym, że spotkała ich przemoc, mówią o tym niechętnie nawet w anonimowych wywiadach. Te osoby mają w sobie lęk, nieufność, myślą, że ich opowieści zostaną źle odebrane'. Dodaje, że grupa kobiet, o których mowa, zwykle ma nie ma dużej świadomości na temat przemocy i jej mechanizmów, to często kobiety z niskim wykształceniem, a dodatkowo nie mają wiedzy na temat prawa pracy, a więc swoich praw i obowiązków, które ma wobec nich pracodawca. Nie wiedzą też, gdzie mogłyby szukać pomocy. Często dodatkową trudnością jest bariera językowa oraz samotność — w większości przyjechały do Polski same z dziećmi, i to jest ich główna motywacja: zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa, a więc dachu nad głową i spełnienie podstawowych potrzeb, jest dla nich priorytetem. Dlatego milczą.
Joanna Piotrowska: Pamiętajmy, że im silniejsza jest relacja władzy, a w tej sytuacji mamy z nią do czynienia, tym większa skłonność do jej nadużywania. Te zatrudnione w polskich domach kobiety są w gorszym położeniu pod wieloma względami, mają mniejsze zasoby nie tylko bytowe, finansowe, ale także, nazwijmy to, wsparciowe: nie mają tu bliskich, przyjaciół, często nie znają wystarczająco języka, są więc niejako wystawione na przemoc. Zdesperowane, podejmują się pracy w miejscach, których nie sprawdzają dokładnie — albo wcale — bo po prostu bardzo im na jakiejkolwiek pracy zależy, przystają więc nawet na nadużycia i przemoc, bo boją się tę pracę stracić.
Gdzie po pomoc?
Szefowa Feminoteki podkreśla jednak, że nie są same. W Polsce istnieje wiele organizacji, które specjalizują się w pomocy osobom z doświadczeniem uchodźctwa i tym, które są narażone na przemoc lub jej doświadczyły.
To między innymi Fundacja Ocalenie, Fundacja Ukraina, SIP, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, ale także Feminoteka, Centrum Praw Kobiety czy Federa. W tych trzech ostatnich fundacjach dostępne są telefony zaufania i linie telefoniczne, w których można uzyskać pomoc prawną i psychologiczną. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie dzwonić.
Choć na przemoc i nadużycia najbardziej narażone są pracownice z Ukrainy, to z wynikającymi z systemowych braków problemami mierzą się także zatrudnione jako pomoce domowe Polki. To dlatego, że sektor pracy domowej jest w Polsce słabo uregulowany, brakuje odpowiednich regulacji i rozwiązań, które zapewniałyby bezpieczeństwo pracującym w nich kobietom. Podkreślają to w raporcie jego autorzy i autorki. "Brak odpowiednich regulacji i rozwiązań dla sektora pracy domowej w Polsce skutkuje nieformalnym systemem, w którym pracownice są często wykorzystywane, a ich prawa są łamane. Inne problemy, z jakimi borykają się ukraińskie pracownice domowe w Polsce, to brak ochrony prawnej i reprezentacji. Istnieje potrzeba zmian zarówno w zakresie tworzenia prawa, jak i świadomości społecznej" — brzmi fragment raportu.
Proponowane rozwiązania obejmują: zwiększenie monitorowania sektora przez władze publiczne w celu zapewnienia ochrony praw osób w nim zatrudnionych, uproszczenie procedur zatrudniania w sektorze pracy domowej oraz wzmocnienie współpracy między zainteresowanymi stronami. Ponadto informacje dotyczące praw pracownic domowych i ich pracodawców powinny być łatwo dostępne na wielu platformach, w językach, które one rozumieją.
"Przede wszystkim jednak zaleca się wspieranie samoorganizacji migranckich i uchodźczych pracownic domowych oraz wykorzystywanie ich potencjału do promowania równego traktowania i poprawy warunków pracy" — konkludują i podkreślają, że to sektor gospodarki w dużej mierze niewidoczny dla administracji, sektora pozarządowego i opinii publicznej.
Niewidoczność sektora prowadzi do luki informacyjnej, — piszą eksperci a raporcie
To dlatego pracownice pracują mimo choroby, wyrabiają nadgodziny, są poniżane, a bywa, że i nękane. Łączy się to także ze stereotypem Ukrainek, które, już wcześniej w dużych liczbach obecne na polskim rynku pracy, traktowane były — wciąż są - jako "tania siła robocza". Wiedzą o tym. Co mówią? "Wierzę, że karma powraca i jeśli ktoś traktuje innych źle, sam zostanie tak potraktowany" — zdradziła w raporcie 36-letnia pomoc domowa, która w naszym kraju pracuje od siedmiu lat.
Z obserwacji Centrum Wsparcia Ukrainy Job Impulse wynika, że choć wśród uchodźczyń jest duża liczba dobrze wykształconych kobiet, które mogłyby pracować jako tłumaczki czy psycholożki, w praktyce większość ofert zatrudnienia obcokrajowców kierowana jest do mężczyzn, co sprawia, że kobiety zmuszone są podejmować pracę poniżej kwalifikacji. Z kolei z raportu NBP "Sytuacja życiowa i ekonomiczna migrantów z Ukrainy w Polsce wpływ pandemii i wojny na charakter migracji" wynika, że 65 proc. uchodźców i uchodźczyń podjęło zatrudnienie, natomiast kolejne 24 proc. aktywnie poszukuje odpowiedniego stanowiska. W przypadku kobiet podstawowym kryterium jest możliwość łączenia pracy z rodzicielstwem. Najczęściej poszukują etatów w regularnych godzinach, aby móc zaprowadzać i odbierać dzieci ze żłobka, przedszkola czy szkoły. Interesują się też pracą hybrydową lub na część etatu, co zapewnia im większą elastyczność. Oferty pracy zmianowej częściej zaś przyjmują kobiety, które są na innym etapie życiowym — mają starsze i samodzielne dzieci.
Dbaj o granice
O to, jak rozpoznać, że relacja z pracodawcą nosi znamiona przemocy, zapytałam Żannę Lison, mieszkającą w Warszawie psycholożkę z Kijowa. Lison mówi o dwóch rodzajach granic i poleca, by zwrócić uwagę, kiedy są przekraczane.
Mówimy o granicach fizycznych, a więc wszystkim, co dotyczy twojego ciała, rzeczy osobistych, finansów, czasu, przestrzeni, które uważasz za swoje; i psychologicznych, które obejmują sferę emocjonalną, intelektualną i duchową. Ich naruszanie najczęściej wiąże się z wyrażaniem niezamówionych opinii, moralizowaniem, doradzaniem i próbami manipulowania człowiekiem — mówi psycholożka
Wskazuje, że najważniejszym wyznacznikiem tego, że ktoś te granice przekroczył, są twoje odczucia. -Złość, a także podobne uczucia i emocje: irytacja, złość, wściekłość, oburzenie, oburzenie, sygnalizują przekroczenie granic. Pełnią funkcję ochronną. Czasami ludzie, którym trudno jest chronić swoje granice, mogą odczuwać wstyd, urazę lub poczucie winy. Również po kontakcie z osobą możesz odczuwać załamanie, bezsilność lub odwrotnie, silny przypływ energii i irytację — wyjaśnia. Jak rozmawiać o swoich granicach? — Chroniąc nasze osobiste granice, możemy posłużyć się algorytmem „ja — komunikaty” (model Marshalla Rosenberga). Algorytm wygląda następująco: — Fakt; — Znaczenie faktu; — Uczucia dotyczące znaczenia faktu; — Potrzebować; — Wniosek. „Wiesz, złoszczę się i jestem smutna (uczucia), kiedy krytykujesz moje ubrania (fakt), ponieważ wydaje mi się to brakiem szacunku (znaczenie faktu). Ważne jest dla mnie, aby czuć Wasze wsparcie (potrzebę), a krytyka nie pozwala mi tego zrobić. Proszę nie poruszać w przyszłości tematu mojego wystąpienia (prośba).” Jeśli prośby i obrona nie działają, nie jesteś wysłuchany lub jesteś w sytuacji bezbronnej — to jest powód, aby poprosić o pomoc, podzielić się z kimś, poszukać sposobów na zabezpieczenie się lub zakończyć tę sytuację - dodaje.
Pracują mimo choroby, nie biorą wolnego, a bywa, że pracodawca zabiera im paszport. Ponad 60 proc. zatrudnionych w polskich domach Ukrainek doświadczyło złego traktowania, nadużyć i przemocy. Ekspertki uważają, że to zaniżone dane.
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.