Exclusive
Oblicza wojny
20
min

Roman Krywdyk: To nie bandaże ratują życie żołnierza, lecz amunicja

Mieliśmy próbę w teatrze, a za oknem byli studenci, którzy przyszli na lwowski Majdan. Patrzyłem na nich i nagle zdałem sobie sprawę, że tkwię we własnej bańce, oderwany od rzeczywistości. Odszedłem więc z teatru, by zrobić coś ważniejszego – mówi aktor i wojskowy sanitariusz Roman Krywdyk. Oto kolejna opowieść powstała w ramach naszego specjalnego projektu „Oblicza wojny. Młodzież”

Kateryna Kopanieva

Roman Krywdyk. Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.

Pierwsze kroki swojej córeczki oglądał na telefonie, z okopu w pobliżu Awdijiki. Kiedy w 2014 r. Rosja zaanektowała Krym, ten aktor Pierwszego Ukraińskiego Teatru dla Dzieci i Młodzieży we Lwowie ustawił się w kolejce do poboru. Po kilku latach spędzonych w strefie działań wojennych powrócił do cywila. Potem nastąpiła rehabilitacja, nowe projekty i plany. Teraz wrócił na front jako pełniący obowiązki szefa jednostki medycznej batalionu.

To nie był wyczyn, ale obowiązek

– Nikt nie może być w stu procentach gotowy do walki. Wydaje mi się, że nie da się do niej przygotować – mówi Roman. – Na samej wojnie nie tyle się uczysz, co adaptujesz. Niektórzy ludzie przechodzą przez ten proces łatwiej i szybciej, inni mają bardzo ciężko. Patrząc na chłopaków, którzy teraz wstępują w szeregi ukraińskich sił zbrojnych, widzę w nich siebie z 2014 roku. Faceta z mnóstwem stereotypów na temat wojny i absolutnym brakiem pojęcia o tym, co go czeka. Czy bałem się, kiedy w marcu 2014 roku poszedłem z ojcem do biura rejestracji wojskowej i poboru? W ogóle o tym nie myślałem. Po prostu nie mogłem postąpić inaczej. Dla mnie to nie był wyczyn, ale obowiązek.

Nie masz doświadczenia wojskowego?

– Miałem tylko dziewięć miesięcy służby poborowej, ale trudno to nazwać doświadczeniem. Służyłem w artylerii rakietowej, lecz tak naprawdę bardziej zajmowałem się pokazywaniem chłopakom filmów i ustawianiem głośników. Jestem aktorem, a ukraińska armia w 2008 roku nie wiedziała, co ze mną zrobić.

Roman i Oksana Baczynska-Błaszczuk w spektaklu Teatru Pierwszego „Tajemnica bytu”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

W tym czasie moja żona (obecnie była żona) i ja spodziewaliśmy się dziecka... Jej ciąża była jedynym powodem, dla którego nie mogłem często jeździć do Kijowa na Majdan zimą 2014 roku. Dlatego ominęły mnie najbardziej tragiczne dni. Ale wydarzenia na Majdanie wiele dla mnie zmieniły.Były też protesty we Lwowie.

Dobrze pamiętam ten moment: mieliśmy próbę w teatrze, a za oknem studenci wyszli na miejscowy Majdan. Patrzyłem na nich i nagle zdałem sobie sprawę, że jestem we własnej bańce, oderwany od rzeczywistości. Odszedłem z teatru, żeby zrobić coś ważniejszego. Dołączyłem do organizacji charytatywnej 100% Life, która pomaga pacjentom z HIV.

Śmierć Supermana

– W marcu 2015 roku byłem już na pierwszej linii frontu. Urodziła się moja córka, a wielu moich zmobilizowanych wcześniej przyjaciół zginęło. Przez cały ten czas wstydziłem się, że nie byłem jeszcze na wojnie.Nie mogłem spojrzeć w oczy matce mojego przyjaciela, który zginął w walce.

Wyobrażałem sobie, jak moja córka dorasta i pyta: „Tato, co robiłeś podczas wojny?”. Więc kiedy w końcu znalazłem się w strefie walk, w pewnym sensie czułem się spokojniejszy.

Składanie przysięgi. Zdjęcia z prywatnego archiwum

Na początku szkolono mnie na strzelca przeciwlotniczego. Ale potem przydzielili mnie do sprzętu, który nie był jeszcze dostępny (w tamtych czasach normą było, że ludzie byli szkoleni, ale sprzęt wojskowy wciąż czekał). Żeby nie tracić czasu, poszedłem na studia z medycyny taktycznej.

Zdobyłem specjalizację instruktora sanitarnego kompanii baterii i po powrocie do swojej jednostki zacząłem pełnić obowiązki zarówno operatora sprzętu, jak medyka.Roman został wysłany bezpośrednio na linię frontu w Awdijiwce. Teraz ta nazwa ma zupełnie inną konotację, ale wtedy było to miasto wyzwolone przez armię ukraińską. Ukraińscy żołnierze zajęli tam tak zwaną strefę przemysłową. Roman trafił tam jako sanitariusz batalionu.

– Ewakuowaliście rannych z pola walki?

– Odbieraliśmy rannych w miejscu, do którego chłopaki przenosili ich z linii frontu. Moim zadaniem było udzielenie im pierwszej pomocy i zabranie do ośrodka stabilizacyjnego lub szpitala. Wtedy zdobyłem pierwsze bezcenne umiejętności praktyczne. Zrozumiałem, jak to jest widzieć towarzysza broni umierającego w twoich ramionach.

„Nie da się przyzwyczaić do śmierci. Zwłaszcza tych, których znałeś. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Pamiętam bardzo młodego chłopaka ze znakiem wywoławczym Rubicon. Mimo zagrażających życiu obrażeń był przytomny. Zapytał mnie: „Czy wszystko się spierdoliło?”. Próbuję go uspokoić, mówię, że wszystko będzie dobrze. Ale widzę 15-centymetrową ranę w jego kręgosłupie i zdaję sobie sprawę, że lada chwila umrze. Zdążył powiedzieć, że chce być z ukochaną i napić się piwa... I umarł w moich ramionach. Takich sytuacji było wiele, wciąż się zdarzają. Nie da się przyzwyczaić do śmierci. Zwłaszcza do śmierci tych, których znałeś.

Straciłeś na wojnie bliskiego przyjaciela...

– On też był medykiem. Biały kruk, zawsze wyróżniał się z tłumu. Wspinacz, podróżnik, jogin, fantastyczny człowiek z wyjątkowym poczuciem humoru. Zginął, ratując życie żołnierzy. Zmarł natychmiast, nie czuł bólu. Kiedy go znaleźliśmy, jego ręka była uniesiona do góry, jak u Supermana. Ciało szybko zesztywniało, więc załadowaliśmy go do auta w tej pozie.

Na froncie wszystko jest czarno-białe

Co pomaga ci to znieść?

— Terapia. Kiedy wróciłem do cywila w 2017 roku, próbowałem różnych rodzajów terapii: poznawczo-behawioralnej, psychoanalizy i Gestalt. Wraz z wybuchem wojny na pełną skalę musiałem zawiesić sesje ze specjalistą, ale teraz szukam możliwości ich wznowienia.Wtedy dosłownie musiałem odzyskać prawo do pełnego życia. Wróciłem z frontu jako inna osoba – z doświadczeniem, którego nie potrafiłem zastosować w cywilu. Nie było dla mnie miejsca w teatrze, rodzina mnie nie rozumiała.

We Lwowie wszystko było takie romantyczne, poetyckie i dalekie od mojej rzeczywistości. Zasady, które pomagają ci być skutecznym na polu bitwy, zupełnie nie sprawdzają się w cywilu. Na froncie wszystko jest czarno-białe i masz jeden cel: przetrwać

„Nie wiem, jak zastosować umiejętności wojenne w spokojnym życiu”. Zdjęcie: Nadieżda Marczenko

Kolejnym obciążeniem dla osób powracających z frontu jest poczucie, że nie skończyłeś swojej pracy, bo wojna trwa. Już cię tam nie ma, ale pozostajesz w wojennej przestrzeni informacyjnej...
W rzeczywistości rehabilitacja personelu wojskowego w kraju ogarniętym wojną jest nieskuteczna. Zwłaszcza teraz, w czasie inwazji na pełną skalę. Nie możesz rehabilitować się w pokoju, gdy twoja kuchnia płonie, gdy z jednej strony masz rachunki za czynsz, a z drugiej naloty. Rozumiem, że jest to kosztowne dla państwa, ale uważam, że pełna rehabilitacja żołnierzy jest obecnie możliwa tylko za granicą.
Nie mogłem wtedy normalnie jeść ani spać, irytowała mnie konieczność pisania na prośbę psychologa listy „150 rzeczy, o których marzę”. Ale w końcu terapia pomogła – plus udział w ciekawych projektach. Na przykład zagrałem w filmie „Cyborgi” Akhtema Seitablaeva. Znalazłem również projekty w dziedzinie tak zwanego teatru politycznego i krytycznego, dołączyłem też do przedsiębiorczości społecznej.

24 lutego 2022 roku byłem o krok od otwarcia małej fabryki odzieży we Lwowie.

Nie utknąć w wojnie na całe życie

Nie wierzyłeś w nieuchronność rosyjskiej inwazji na pełną skalę?

—  Nie, nie wierzyłem. Wydawało mi się, że taki scenariusz był prawdopodobny wcześniej, ale na pewno nie w 2022 roku, kiedy większość Ukraińców znała już odpowiedź na pytanie o swoją tożsamość. Znając nastroje wewnątrz kraju nie rozumiałem, dlaczego i w jakim celu to zrobili. Bo było oczywiste, że nikt tu nie czekał na Rosję.Teraz wiemy na pewno, że poglądy Ukraińców nie mają dla okupantów znaczenia: dla bardziej lojalnych mają obozy filtracyjne, a niewolę i śmierć dla nielojalnych... Pierwszego dnia wojny na pełną skalę moi przyjaciele i ja zrobiliśmy ogromną liczbę koktajli Mołotowa. Nie pytajcie, po co nam one we Lwowie, to był rodzaj paniki. Tego samego dnia poszedłem do wojskowego biura rejestracji i poboru, które było pełne ludzi.Do końca 2023 roku służyłem w kompanii piechoty jako sanitariusz bojowy, ewakuując rannych.

Teraz tymczasowo pełnię funkcję szefa jednostki medycznej batalionu. Do moich dotychczasowych obowiązków dodałem organizację logistyki medycznej.Z jednej strony to wszystko na pewno stało się trudniejsze: nie można porównywać skali wojny sprzed 2022 roku i obecnej. Ale z drugiej strony w ciągu tych lat udało mi się dostosować. Zmęczenie narasta, lecz świadomość potrzeby pozostania tutaj i kontynuowania walki pozostaje.

Co motywuje cię do kontynuowania tej walki?

– Przede wszystkim moi bliscy: moja córka, moja dziewczyna. Myślę o ich przyszłości. Chcę, żeby żyły w wolnym i bezpiecznym kraju.

Roman z córką. Zdjęcia z prywatnego archiwum

Kiedy jestem na froncie, nie ma nic ważniejszego niż moi towarzysze. Jesteśmy dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi.Nie mogę powiedzieć, że walczę abstrakcyjnie: „za wszystkich ludzi” lub patetycznie: „za Ukrainę”. Ukraina jest dla nas zupełnie inna. Kiedy rozmawiam o tym z chłopakami w szatni, wciąż przekonuję się, jak różnie widzimy naszą przyszłość.

Wydaje mi się, że to, że jesteśmy tak różni, jest naszą siłą. Chciałbym, abyśmy byli w stanie zbudować wielokulturowe społeczeństwo, w którym panuje prawdziwa równość i szacunek dla różnych opinii. Nie widzę naszego kraju jako dłoni z pięcioma identycznymi palcami. Wszystkie nasze palce są wyjątkowe i chciałbym, aby miały prawo i możliwość takimi pozostać.

Jestem na wojnie również dlatego, że walczę o swoje prawo do życia. Czuję, że jeszcze nie pożyłem, jeszcze nie poznałem siebie i tego świata.

Staram się wywalczyć prawo do zaprzestania opowiadania historii z pierwszej linii frontu, bo są one tylko częścią mojego życia. Nie chcę utkwić w tym na zawsze. Chcę innych doświadczeń i wydarzeń, które nie są związane z wojną. Dlatego robię wszystko, co w mojej mocy, aby przybliżyć nasze zwycięstwo.

Trudną sytuację na froncie komplikuje brak amunicji. Czy teraz brakuje pocisków?

— To jest bardzo odczuwalne. Wszyscy wiedzą, że nasi ludzie mają do czynienia z niesamowicie trudnymi warunkami, ale nie wiem, jak opisać sytuację, gdy jesteś prawie w tym samym okopie co wróg i otrzymujesz dwie wiadomości z kwatery głównej: dobrą i złą.

Dobra jest taka, że trafiliśmy trzy moździerze wroga. Zła – że to były trzy moździerze z czterdziestu.

Jednym z największych problemów są kierowane bomby wroga. Jesteśmy w ziemiance, która znajduje się dwa metry pod ziemią. Atak z powietrza tworzy dziurę głęboką na dwa piętra. Sytuacja z bronią i amunicją jest bardzo trudna i nie przeżyjemy bez pomocy naszych partnerów.

Jako medyk zawsze powtarzam, że to nie bandaże ratują życie żołnierza, lecz amunicja. Pocisk wystrzelony w kierunku pozycji wroga pomaga ocalić o wiele więcej istnień niż pierwsza pomoc dla rannych. Potrzebujemy broni.
No items found.
Wojna w Ukrainie

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Anastazja Kuźmińska, pseudonim „Orzech”, na wojnie jest od 2022 roku. Była sanitariuszką, teraz uczy się obsługi dronów.

Śmierć taty nie może pójść na marne

– Romantyzowałam wojnę – mówi Nastia Sestrom. – Wcześniej próbowałam dołączyć do ATO [operacja antyterrorystyczna przeciw seperatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego, rozpoczęta w 2014 r. – red.], ale dziewczyna z dyplomem z prawa nie była wtedy potrzebna. Patrzyli na mnie i kręcili palcem na mojej skroni. Ale kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zdałam sobie sprawę, że teraz po prostu muszę iść na wojnę.

Mój tata zginął na froncie w marcu 2022 roku, na kierunku mikołajowskim. Rosjanie przylecieli helikopterami i zaczęli strzelać. Miał 60 lat, walczył od 2014 roku. Nie myślałam o zemście. Ale pomyślałem, że jeśli na tym się skończy, to wszystko na nic. Śmierć mojego taty nie może pójść na marne.

Nie przygotowywałam się do wojska, bo nie wiedziałam, na co się przygotować. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabiorą. Na początku zaproponowali mi pracę kucharza. Zgodziłam się, ale nic z tego nie wyszło. Potem była kolejna próba: strzelec. Też się nie udało. Ale udało mi się zostać medykiem pola walki. Kiedy powiedzieli mi, że zostanę zrekrutowana, zacząłam się przygotowywać. Oglądałam dużo filmów, czytałam literaturę, chociaż nigdy nie wiadomo, na co konkretnie się przygotować.

"W wojsku oficjalnie wszyscy są równi, ale w rzeczywistości tak nie jest. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić".

Na wojnie przetrwanie to kwestia przypadku, ale nie można być idiotą. Na przykład: „Nie zejdę do okopu podczas ostrzału, bo tam jest woda”. Albo: „Nie będę padał na ziemię za każdym razem, gdy leci pocisk”. Tak się nie robi. Między komfortem a bezpieczeństwem musi być równowaga.

– Co jest najgorsze w wojnie? Chaos. Wszystko może ci się przydarzyć w każdej chwili. Nigdy nie zdarzyło się, by wszystko szło zgodnie z planem.

To straszne, gdy giniesz nie podczas wykonywania rozkazu, jak bohater, ale trafiwszy pod ostrzał w drodze do latryny. Albo gdy nieostrożny dowódca pomyli kierunki. Taki chaos jest przerażający

Byłam pod ostrzałem. Jechaliśmy samochodem i wleciał w nas dron. To było nie tyle przerażające, co niespodziewane.

Ale najstraszniej jest wtedy, kiedy wydaje się, że to się nigdy nie skończy. Siedzisz w piwnicy, codziennie ostrzeliwana, i nic się nie zmienia. Oni walą raz za razem, a ty siedzisz. W pewnym momencie wydawało się, że ktoś z nas tego nie wytrzyma. Nie ty, ale ktoś obok ciebie. Kiedyś byłam w jednym miejscu przez 17 dni. Jedzenie było złe, woda jeszcze gorsza.

Cały ikonostas nagród

— Ides — Buzz, coś w pobliżu przeleciało obok. Wsiadasz do samochodu - bas, znowu poleciał. Boisz się, ale strach szybko ustępuje. Przetrwał i dobrze.

– Idziesz, a tu coś obok ciebie przelatuje. Jedziesz samochodem – znowu coś leci. Boisz się, ale strach szybko mija. Przeżyłaś i masz się dobrze.

Nie zawsze są warunki. A raczej prawie zawsze nie ma warunków. Wzięcie kąpieli to duży problem. Zdarzało się, że przez miesiąc musieliśmy myć się wyłącznie wodą z czajnika podgrzewaną na kuchence. No i żeby się umyć, trzeba się gdzieś schować przed mężczyznami. Mój rekord to 17 dni bez mycia, ale zazwyczaj kąpanie jest raz w tygodniu. Gdybym nie miała sumienia, mogłabym prosić dowódcę o zgodę na częściej, ale wtedy ktoś inny by się nie wykąpał.

Większość moich ran jest po małych odłamkach. Kilka małych plamek, które krwawią. Patrzysz na i wydaje ci się, że w przedszkolu bardziej krwawiłaś, gdy rozbijałaś sobie kolana. Ale takie obrażenia są bardzo niebezpieczne

Wyciągałam ludzi, którzy później umierali w szpitalu. Wyciągałam zwłoki. Ale nikt nie umarł w moich ramionach.

Nagród to ja mam cały ikonostas (śmiech). Żelazny Krzyż, dyplom od Rady Najwyższej, odznakę trzeciego stopnia za zasługi dla miasta. Nie wiem, dlaczego je dostałam.

Któregoś dnia dostałam rozkaz: Kuźmińska jutro wyjeżdżasz. Myślałam, że zabierają mnie na jakąś ważną rozmowę. Okazało się jednak, że to była ceremonia wręczenia medalu. Żyliśmy wtedy w okopach, ostrzeliwani z moździerzy, czołgów i helikopterów. Pomogłam jednemu rannemu, przeżył. Może dlatego dali mi ten medal.

Dlaczego idę jeszcze raz

– Medyczka to oczywiście ładnie brzmi, ale w wojsku nie ma kobiecych określeń – to jedna wielka bajka dla telewizji. W wojsku niby wszyscy są równi, ale kobiety zazwyczaj dostają papierkową robotę. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić.

Armia zawsze potrzebuje pieniędzy, dronów, jedzenia, ubrań, broni, samochodów, leków. I ludzi.

Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni. Moje życie nie jest cenniejsze niż życie moich kolegów. Dlatego nie rozumiem, dlaczego miałoby być jakieś specjalne traktowanie. Jako medyk bojowy muszę wykonywać swoje obowiązki także na polu bitwy. Początkowo nie wolno mi było tego robić, ale w końcu się udało.

Podczas służby miałam do czynienia z całym batalionem różnych żołnierzy. I traktowali mnie różnie. Niektórzy życzliwie, inni jak sposób na uniknięcie służby. Bo medyk pola walki może wysłać żołnierza na leczenie, czyli na odpoczynek. Byli tacy, którzy mnie chronili. Byli też dżentelmeni, którzy pierwszą wpuszczali mnie do okopu, gdy zaczynał się ostrzał.

Bycie medykiem bojowym to ważna i potrzebna praca, ale ja chcę robić coś bardziej wymagającego i satysfakcjonującego. Dlatego uczę się na operatora dronów

Teraz możliwości nauki latania dronami są ograniczone. Dzięki wolontariuszom mamy pewne programy, ale one nie wystarczą, jest sporo wymagań. Latania dronami jest bardzo trudne, to dużo teorii i praktyki. Jak jazda samochodem, tyle że w trzech wymiarach.

Wszyscy instruktorzy to mężczyźni – cywile. Ponieważ mam doświadczenie wojskowe, nie wiedzą, jak ze mną postępować. Jak skończę szkolenie, wrócę na front.

„Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni”.

Wierzę, że zwycięstwo nadejdzie, gdy Rosja zniknie. Na wojnie co chwilę ktoś ginie. Nie mogę przez to spać, nie mogę cieszyć się życiem. Dlatego idę na wojnę. Jeszcze raz.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ksenia Minczuk

Ma zaledwie 28 lat, ale o Ukrainę walczy już od siedmiu. Julia Mykytenko jest starszą porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy i dowódczynią plutonu dronów. Z wykształcenia filolożka, wstąpiła do wojska w 2016 roku wraz z mężem. Po jego śmierci rozpoczęła pracę w Kijowskim Liceum Wojskowym. Ale pierwszego dnia inwazji Rosji na pełną skalę była poszła do poboru.

Nie chciałem być w wojsku

W mojej rodzinie nie było wojskowych, tylko mój dziadek pływał na okręcie podwodnym. Ojciec służył w armii radzieckiej, ale jako poborowy. Od 2014 roku jest ochotnikiem w batalionie operacyjnym Gwardii Narodowej Ukrainy im. Serhija Kulczyckiego. Mama jest psychoterapeutką, pomaga żołnierzom i cywilom.

Nie aspirowałam do bycia żołnierką. Jako obywatelka mojego kraju chciałam po prostu stanąć w jego obronie, gdy zajdzie potrzeba. Mam wykształcenie filologiczne, ukończyłam Akademię Kijowsko-Mohylańską – 2014 r., gdy wybuchła wojna, kończyłam drugi rok. Bardzo chciałam zostać tłumaczką symultaniczną lub krytyczką literacką, jednak walki na wschodzie zmieniły moje plany. W 2015 roku poznałam mojego męża; służył już w batalionie zwiadowczym. Kiedy się pobraliśmy, został zdemobilizowany. Widziałam jednak, jak trudno było mu wrócić do cywilnego życia, gdy w kraju wciąż trwała wojna. Zdecydowaliśmy, że jak tylko skończę studia licencjackie, razem podpiszemy kontrakt z armią.

Rodzina mnie nie zniechęcała. Ojciec, który był wtedy na wojnie od prawie dwóch lat, w pełni ufał mojemu mężowi, który przygotowywał mnie do wojny
Julia marzyła o karierze tłumaczki lub krytyczki literackiej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Głównie to były ćwiczenia fizyczne i obsługa broni. Bez jego wsparcia i pomocy byłoby mi znacznie trudniej zintegrować się z systemem wojskowym. W 2016 roku poszliśmy do wojskowego biura rekrutacyjnego jako ochotnicy. Służyliśmy w 54. samodzielnej brygadzie zmechanizowanej, stacjonującej w tym czasie w Bachmucie. Mąż od razu został przydzielony do jednostki bojowej, ja otrzymałam stanowisko urzędniczki w sztabie, na drugiej linii frontu. Później zostałam księgową. Służyłam na tych stanowiskach przez rok. Później był trzymiesięczny kurs oficerski, a po powrocie od razu zostałam mianowana dowódcą plutonu piechoty. Później zaproponowano mi stanowisko dowódcy samodzielnego plutonu rozpoznawczego. I właśnie wtedy przekonałam się na własnej skórze, czym jest seksizm w wojsku.

Nie chcieli być pod komendą „baby”

To był chyba jeden z najtrudniejszych okresów mojej służby. Spotkałam się z zaciekłym oporem ze strony mężczyzn. I to pomimo tego, że mnie znali, służyliśmy w tym samym batalionie. Tyle tylko, że wcześniej byłam księgową. Gdy tylko zostałam mianowana dowódcą plutonu, wybuchł skandal. Miałam zaledwie 21 lat, bez doświadczenia bojowego.

Powiedzieli mi: Jesteś kobietą, nie możesz zajmować kierowniczego stanowiska w armii
Podczas misji bojowej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nieustannie wytykali mi, że robię coś źle, próbowali podważyć mój autorytet. Mówili, że nie chcą być pod komendą „baby”. Pierwsze zdanie, jakie usłyszałam, gdy wyjeżdżaliśmy z poligonu do walki, brzmiało: „Nie boisz się? Oni tam strzelają”. To było naprawdę bardzo obraźliwe. Do tego dochodziły nieprzyzwoite żarty i niestosowne komentarze. Z powodu takich sytuacji w mojej jednostce pozostały tylko 4 z 10 osób, reszta odeszła. Ci, którzy pozostali, byli przyjaciółmi mojego ukochanego. On bardzo mnie wspierał.

Ale zginął. Od odłamków. Tego dnia była ewakuacja, wszystko słyszałam w radiu. Ewakuacja trwała bardzo długo z powodu ciągłego ostrzału. Próbowali go reanimować i operować, zmarł na stole operacyjnym.

Po śmierci męża trudno było mi z powodów emocjonalnych pozostać na oddziale. W czerwcu 2018 roku przeniosłam się do Kijowskiego Liceum Wojskowego im. I. Bohuna. Pracowałam tam również jako dowódca plutonu.

Kiedy odchodziłam ze służby, obiecałam sobie, że wrócę do wojska tylko w przypadku wojny na pełną skalę. I tak się stało

Chaos w biurze werbunkowym

Spakowałam swój plecak wojskowy 23 lutego. Właściwie wszyscy weterani ATO [operacji antyterrorystycznej – aut.] rozumieli, że nastąpi rosyjska ofensywa. Nie zdawaliśmy sobie tylko sprawy z jej skali. Myślałam, że wszystko wydarzy się w obwodach donieckim i ługańskim. To było dla nas nieoczekiwane, że wrogowi udało się dotrzeć do autostrady Żytomierz i podejść tak blisko stolicy. Mieszkam w Wysznewe niedaleko Kijowa. Pierwsze eksplozje przespałam, obudziłam się dopiero wtedy, gdy okna w domu zaczęły się trząść.

W mojej głowie pojawiło się pytanie: „Jak to możliwe w rejonie Kijowa? Może to była jakaś eksplozja przemysłowa?”. Dopiero kiedy obejrzałam wiadomości, wszystko zrozumiałam. Choć byłam przypisana do drugiego rzutu rezerwy, natychmiast udałam się do biura werbunkowego. Była godzina 10 rano, panował tam straszny chaos, mnóstwo ludzi czekało na swoją kolej.

Przez te dwa lata inwazji stosunek do kobiet w wojsku bardzo się zmienił. Wtedy, w biurze werbunkowym, patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale już bez lekceważenia

Zostałam przydzielona do ochrony komisariatu wojskowego. Później złożyłam podanie o przeniesienie do jednostki bojowej. W czerwcu wróciłam do swoich ludzi, do 54 brygady. Teraz jestem dowódcą plutonu dronów w rozpoznaniu powietrznym.  W jednostce „Piekielne Szerszenie” dowodzę ponad dwoma tuzinami ludzi.

Drony - oczy wojny

Już w 2017 roku powiedziałam, że powinniśmy walczyć technologią, a nie ludźmi. Moim zadaniem jako dowódcy plutonu jest organizowanie stałego nadzoru wideo z dronów za linią frontu, dostosowywanie ognia artyleryjskiego, prowadzenie szczegółowego rozpoznania, wykrywanie wroga i przekazywanie danych do dowództwa. Najtrudniej jest patrzeć, jak giną twoi towarzysze. Często oglądamy to z dronów.

Najgorzej jest widzieć, jak wróg strzela do ludzi w okopach, którzy są gotowi się poddać lub nie zdążyli się wycofać

Brakuje nam dronów, w tym szybkich dronów FPV. Dla porównania: wróg może mieć ponad 50 lotów dziennie, podczas gdy my mamy do 10. Podczas szturmów większość dronów tracimy, bo latamy wtedy w każdą pogodę: śnieg, deszcz, mgła – bez znaczenia. A te drony są cywilne, więc nieprzystosowane do trudnych warunków pogodowych.

Kolejnym problemem jest biurokracja: wypisywanie wszystkich tych papierów, udowadnianie sensowności użycia dronów. Musimy dostarczyć certyfikaty operatora, dane o warunkach pogodowych i dowieść, że lataliśmy bez naruszeń. Obliczyliśmy, że do spisania drona na straty potrzeba około 15 dokumentów. Chociaż ministerstwo obrony ogłosiło niedawno przejście na elektroniczne zarządzanie dokumentami, liczba dokumentów nie zmniejszyła się.

Szkoda też, że wciąż polegamy na chińskich maszynach – wszystkie te drony Mavic są przez nich produkowane. A jeśli Chiny nałożą embargo na eksport dronów, będzie problem. Jesteśmy też teraz bardzo zależni od zachodniej broni. Musimy zbudować własne fabryki broni i amunicji.

Wagnerowcy - porywacze ciał

Nigdy nie zapomnę, jak ewakuowaliśmy „dwusetki” [tzw. ładunek 200 – w wojskowej nomenklaturze ukraińskiej i rosyjskiej poległy żołnierz – red.] z szarej strefy. Jestem przekonana, że każdy obrońca Ukrainy powinien wrócić do domu. A często z powodu ciągłego ostrzału bardzo trudno jest zabrać ciała z pola bitwy – czasami do wroga jest zaledwie 100 metrów.

Jednak pomimo niebezpieczeństwa poszliśmy na rekonesans. Trzeba było się dowiedzieć, gdzie są ciała, wybrać pogodę i czas. Najlepiej taki, w którym w pobliżu nie latałyby drony wroga, które mogłyby nas namierzyć – czyli moment, w którym będzie deszcz, śnieg lub mgła. Zespół ewakuacyjny składa się z co najmniej sześciu osób: cztery do ewakuacji, dwie do osłony. Często trzeba było przejść 5-6 kilometrów, trzeba koordynować nasze działania z innymi jednostkami, w pobliżu których będziemy przechodzić podczas ewakuacji. To również wymaga dużo czasu, wysiłku i zasobów. Ale warto i trzeba.

Julia i zniszczony czołg wroga. Zdjęcie: archiwum prywatne

Pamiętam też, jak w zeszłym roku, w lutym, w naszym kierunku szło wielu wagnerowców. Szturmowali Sołedar i zabierali ciała zabitych – zarówno naszych, jak swoich. Później schwytany wagnerowiec powiedział nam, dlaczego to robią. Okazało się, że przydzielali im nowych bojowników w zależności od liczby przekazanych ciał. Jeśli nasi polegli żołnierze mieli proukraińskie tatuaże lub z innych powodów było jasne, że byli Ukraińcami, wagnerowcy palili ich ciała i dopiero po tym oddawali jako zwłoki swoich.

Wszyscy będą walczyć

Do pójścia na wojnę zmotywowała mnie potrzeba chronienia mojej rodziny. Mam młodszego brata i matkę. Nie chcę widzieć tego, co widzę w Donbasie, w regionie Kijowa. Nie chcę, żeby moja matka musiała opuszczać swój dom i gdzieś emigrować. I wstydziłabym się zhańbić pamięć mojego ojca i męża, którzy na pewno zrobiliby dokładnie to, co ja: broniliby swojego kraju. Tak samo powinni postąpić wszyscy świadomi, zdrowi mężczyźni.

Ukrywanie się nie pomoże. Wszyscy będą walczyć. Nie stać nas na zabawę w demokrację
Z byłym naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy Walerijem Załużnym. Zdjęcie: archiwum prywatne

Przyznaję: w pierwszym roku inwazji byłam przeciwna przymusowej mobilizacji. Ale teraz jest inaczej. Wojsku brakuje ludzi na froncie, ci, którzy walczą, są wyczerpani. Wszyscy się boją. Podczas ofensywy na pełną skalę najbardziej obawiałam się, że nie będę uzbrojona, gdy rosyjskie czołgi przejadą moją ulicą.

A teraz, kiedy jestem tutaj, na froncie, boję się, że zostanę schwytana. Lepiej umrzeć niż być jeńcem wojennym Rosjan

Ludzie muszą zrozumieć, że ta wojna nie skończy się szybko. Mamy własny kraj, z wolnością słowa, demokracją, wartościami – i musimy o niego walczyć. Bardzo podoba mi się wypowiedź amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy'ego, który powiedział: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie. Zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”.

Rosja nie przestanie

Czym jest dla nas zwycięstwo? Jeśli osiągniemy granice z 1991 roku, ale stanie się to strasznym kosztem życia naszych ludzi, nie uznam tego za zwycięstwo. Dla mnie zwycięstwem jest wynegocjowanie najkorzystniejszych dla nas warunków zawieszenia broni i kontynuowanie przygotowań do wojny. Niestety, muszę przygotować na nią moje dzieci. Rosjanie się nie zatrzymają. Historia jest cykliczna. Putin nieustannie powtarza, że Rosja nie może istnieć bez Ukrainy. Jak Rosja może istnieć bez Kijowa? Nie może. Ale wszyscy wiemy, że nie udało im się zająć Kijowa w trzy dni. Czy mogą najechać nas ponownie? Oczywiście, że mogą. Ale teraz jesteśmy znacznie silniejsi. Jestem zaskoczona postawą świata. Europejczycy są bardzo zrelaksowani. Nie mają pojęcia, z czym będą musieli się zmierzyć, gdy Putin zaatakuje Europę. Nie liczę na pomoc Zachodu, ponieważ społeczność międzynarodowa ma własne interesy. Liczę tylko na siebie i moich towarzyszy broni. Ukraińcy przeszli tak wiele w ciągu ostatnich 100 lat: Związek Radziecki, rewolucje, głód, II wojnę światową…

I mimo wszystko przetrwaliśmy. Dlatego Ukraina przetrwa bez względu na wszystko
Julia jest przekonana, że wszyscy będą walczyć. Zdjęcie: archiwum prywatne

Mam 28 lat i jestem na wojnie od prawie 7 lat. Nie żałuję swojej decyzji. Wierzę też, że wojsko ma znacznie większe szanse na przetrwanie tej krwawej wojny. Po jej zakończeniu widzę Ukrainę jako sprawiedliwą i uczciwą. Na pewno wtedy odejdę z wojska, prawdopodobnie będę pracowała w strukturach związanych z reformowaniem armii. Dziś musimy wdrożyć projekty społeczne na rzecz integracji i wsparcia weteranów.

Marzę też o tym, by zostać ministrem obrony, bo to jest stanowisko cywilne. Stworzyłabym silny zespół z ludzi, których znam osobiście, w 100% skutecznych na swoich stanowiskach i robiących wszystko dla wojska, a nic dla siebie.

Ale na razie to tylko marzenia. Teraz musimy przepędzić wroga z naszej ziemi. I tu widzę tylko dwa scenariusze: albo wygramy, albo zostaniemy pokonani. Trzeciej opcji nie ma. Jeśli przegramy tę wojnę, będziemy okupowani przez wieki. Jest więc tylko jedno wyjście: wygrać

20
хв

Julia Mykytenko, żołnierka: Jeśli przegramy tę wojnę, będziemy okupowani przez wieki

Nataliia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Philip Inman: W Europie mamy dziś rok 1939 bis

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ексклюзив
20
хв

Co dla Ukrainy oznacza dymisja Siergieja Szojgu?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress